Wojennaja rozwiedka kontra ludożercy
Leningrad, 1942 rok. Miasto, mieszkający w nim cywile i broniące go wojsko muszą walczyć nie tylko z upartym niemieckim najeźdzcą. Często bardziej niż oblegający wielomilionowy Leningrad niedawny sojusznik doskwierają im głód, zimno i wszechobecny terror własnych służb specjalnych. Niezłomnego ducha walki i wierności ideałom komunizmu pilnuje bowiem świetnie zorganizowane NKWD, wspierane czasami przez GRU. To oni zajmują się wszelkimi objawami nieposłuszeństwa lub zwątpienia w świetlaną przyszłość.
Głód robi swoje. Kradzieże, morderstwa, napady. Pojawia się nawet kanibalizm. Cóż z tego, że karany jest śmiercią, kiedy oszalali ze skrajnego niedożywienia ludzie radzieccy biorą się za zjadanie swoich pobratymców. Major wojennoj rozwiedki, wchodzącego do gry GRU zauważa, że nawet na przyjęciu u wyższych szarż ktoś serwuje gulasz z ludziny. W sprawę zamieszana jest prawdopodobnie kochanka pewnego pułkownika. Wiera Bachałowa okazuje się jednym z ważnych ogniw sekty, która grasuje na opustoszałych ulicach oblężonego miasta. Sekty, która jest pilnym problemem do rozwiązania dla majora Razumowskiego. Ludojadzi są bezwzględni - tak, jak wobec nich nie ma litości. Grupa ludożerców organizuje napady na patrole i odosobnione posterunki wojskowe, szerząc terror na linii frontu i mordując żołnierzy po obu stronach linii frontu. GRU musi wyjaśnić sprawę - i to szybko. Towarzysz Stalin nie ma wiele cierpliwości.
Mieszkańcy miasta nie chcą mówić o sekcie. Doskonali, bo tak ich nazwano, chodzą w cienkich koszulach, bez płaszczy i czapek. Nie boją się zimna, nie wydają się czuć bólu i wykazują wysoką odporność na kule. Major Razumowski przy sprytem wymuszonej współpracy z NKWD skutecznie rozpracowuje sektę. Wydaje się, że to koniec sprawy, lecz czy na pewno? Kto w takim razie pojawia się jakiś czas potem w Moskwie, dokonując wyrafinowanych mordów? Jaki to ma związek z nagłymi zgonami w przyfrontowych miastach? Czy mistrz Doskonałych naprawdę zginął?
Powieść, co warto podkreślić, jest sprawnie napisana i czyta się ją dosyć dobrze. Początkowo akcja biegnie szybko, napięcie rośnie, potem jednak następuje długi okres średnio intrygującej historii. Dopiero końcówka znowu nabiera rumieńców. Adam Przechrzta, autor Demonów Leningradu, sięga po historię. Traktuje ją jak plastyczne tworzywo, lepiąc z faktów i zmyśleń nową jakość. Ma to swoje dobre i złe strony. Poznajemy bowiem wybrane aspekty wojennej rzeczywistości frontu wschodniego i funkcjonowania jego zaplecza, choć elementy fantastyczne czasami skutecznie odrealniają ponury krajobraz owych czasów. Atmosfera powieści przypomina często nie tyle realną historię, w której jest osadzona, co horror.
Ostry, nierzadko dosadny, wulgarny język zdaje się odpowiadać rzeczywistości wojennej, z drugiej jednak strony - nie jest zbyt przyjemny w odbiorze. Jeśli bowiem słowa mają w jakiś sposób wyrażać osobowość i człowieczeństwo, to tu są wiarygodną ilustracją powiedzenia homo homini lupus est. Delikatny wątek romantyczny pojawiający się w powieści jest tak naprawdę pozbawiony romantyzmu. Prostackie sceny erotyczne mają w sobie coś z ducha pornografii, dążenie do zaspokojenia fizycznego, chwilowych żądz. Nie wnoszą wiele w tok opowieści, są schematyczne i służą swoiście rozumianym igrzyskom dla ludu.
Trudno w pełni identyfikować się z głównym bohaterem Demonów Leningradu, jak również z innymi ważnymi bohaterami. To ludzie żyjący chwilą, czasami zawodowi zabójcy, mordujący bez chwili zastanowienia lub funkcjonariusze korzystający z systemu, próbujący w nim znaleźć w miarę bezpieczną dla siebie niszę. Towarzyszymy żołnierzom GRU, dla których zabijanie to trochę smutna, ale podobno niezbędna konieczność. Spotykamy funkcjonariuszy NKWD, którzy z zadawania bólu i poniżania człowieka potrafią czerpać perwersyjną przyjemność. Ponure jest to, że życie ludzkie na łamach książki tak niewiele znaczy. Nie liczy się w rozgrywkach między NKWD i GRU, w realizacji zachcianek towrzysza Berii czy wielkiego wodza Stalina. Nie liczy się życie wroga, co jakoś jeszcze można zrozumieć, ale nie liczy się również życie własnych obywateli, sąsiadów, znajomych. Z tego punktu widzenia powieść jest dobrą reklamą komunizmu radzieckiego. Pokazuje jego fundament - pogardę dla ludzi i świadome oparcie całego najlepszego na świecie systemu na terrorze. Jaki jest w związku z tym wykreowany na łamach książki dobry człowiek radziecki? Nie skopie na śmierć, choć może. Nie doniesie jeśli nie musi, nie zgwałci mimo okazji. Nie zastrzeli, przynajmniej nie od razu. Czasami pomyśli o kimś, ale przede wszystkim myśli o sobie. Jest czujny, małomówny i nieszczery. Służy socjalistycznej ojczyźnie, która w każdej chwili może go zamienić w strzęp ludzkiego ciała. Taki jest major Aleksander Razumowski. To człowiek, którego raczej nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze. Wyróżniający się pozytywnie na tle jeszcze bardziej cynicznych cwaniaków, ale tylko na zasadzie "mniejszego zła". Możliwe, że to kwestia warunków, które zmuszają człowieka do myślenia tylko o kolejnym dniu, o tym, jak skutecznie przetrwać. Trochę cieplejsze postaci to Wiera Turkuł, pewien przedrewolucyjny lekarz oraz dwie byłe damy dworu carcy, z dużą wprawą produkujące wyśmienitej jakości bimber.
Jedna i druga wpadły w tryby aparatu bezpieczeństwa - niezawodnej i bezlitosnej maszynki do mielenia ludzkiego mięsa.
Nie dostajemy jednak pełnych, przemyślanych sylwetek postaci, poza trochę bardziej obszernie przedstawionym głównym bohaterem. Widzimy, jak działają, możemy jednak tylko zgadywać, co myślą i jak funkcjonują. Psychologia postaci jest dosyć ograniczona.
Demony Leningradu to zasadniczo powieść rozrywkowa. Osadzona w mało zabawnej, mrocznej rzeczywistości. Za miejscami fantastyczną treścią kryją się historyczne fakty, tak jak w przypadku metod działania NKWD i GRU, realiów oblężonego Leningradu, wojennej codzienności Moskwy. Wadą może być pewna monotonia książki, zwłaszcza w jej środkowej części. Odnieść można wrażenie swoistej serialowości powieści. Nie przypomina ona bowiem konstrukcyjnie dobrze przemyślanego i zrealizowanego sensacyjnego filmu fabularnego, z główną osią, podstawową historią, wokół której dzieje się wszystko inne. Autor na bieżąco sobie o czymś przypomina (np. wizje Razumowskiego) - wtedy, kiedy jest mu to potrzebne. Nie ma dobrze stopniowanego, rosnącego napięcia. Elementy historyczne chwilami tracą swoją rzeczywistą wagę: Beria jest groźny jak nierealny wilkołak, śmierć, tortury, siepacze z NKWD kojarzą się raczej z postaciami z horroru niż z żywymi osobami. Major Razumowski i jego drużyna przypominają podróbkę Załogi G. Wadą może być dla niektórych chwilami dosadny, wulgarny język czy niewyszukane sceny erotyczne. Piękne są wszechobecne i w dzisiejszej rosyjskiej rzeczywistości skróty różnych rozbudowanych nazw: Genkom, Gławkom, DietDom, Granit, TeŻe. Dodają one opowieści odrobiny uroku, która skrzy się w mroku.
Lepiej być żywym paranoikiem niż marwtym sceptykiem.
Rzeczpospolita Warszawska stara się utrzymać neutralność, balansując między dwiema potęgami: Niemcami i Rosją, jednak młoda republika ma coraz więcej problemów...
Mroczna i brutalna opowieść. Trochę powieść wojenna, trochę sensacja w niezwykłych realiach. Aleksander Razumowski jest prawdziwym twardzielem, który Jamesa...