Podążając śladami śmierci
Kiedy pracuje się w biurze koronera składając ludzkie szczątki w jakąś sensowną całość, przypominającą bliską przeszłość, fragmenty roztrzaskanych czaszek w coś w miarę możliwości przypominające ludzką głowę, nie wszystko - nawet to, co innym wydaje się czymś zupełnie normalnym - jest odpoczynkiem. Patrząc co dzień na szczątki kryjące w sobie niespodziewaną, nagłą śmierć pragnie się od tego dłuższej chwili wytchnienia, obrazów, które są kwintesencją życia - czegoś przeciwnego oglądanej śmierci. Odpoczynkiem nie jest zatem cisza i spokój, śmiertelny spokój, a coś wprost przeciwnego - ruch. Obserwowanie bystrego prądu potoku czy rzeki, ludzi podobnie jak rwące wody spieszących ulicą w sobie tylko wiadomych celach. Może ta cicha, wymagająca skupienia praca, często związana z boleśnie odczuwaną monotonią czasu, który ucieka w rytm banalnego tik-tak, aż prosi się o odpoczynek w całkowicie odmiennej atmosferze. W otoczeniu dynamicznego, pulsującego szalonym rytmem ruchu. Ruch bowiem zdaje się tu oznaczać życie; cisza, bezruch i zwodniczy spokój to nieodwołalna śmierć.
Temperance Brennan od roku pracuje w Kanadzie jako antropolog sądowy. Mieszka w Montrealu, mieście, którego nie miała jeszcze tak naprawdę okazji poznać. Praca, praca i jeszcze raz praca, to coś, co pochłania większość dostępnego jej czasu. Praca, która jest zarazem wielką fascynacją, ale i jakąś ucieczką przed życiem, a przynajmniej przed jego najbardziej dotkliwymi problemami. Każde miejsce, a zwłaszcza takie, w którym zatrzymujemy się na dłużej warte jest jednak tego, żeby przyjrzeć mu się z bliska. Poznawanie zaś wymaga tego, czego tak bardzo wszystkim brakuje - czasu.
"To był dobry pomysł, zwłaszcza, że czułam, iż muszę się uwolnić od tych wszystkich szkieletów, rozkawałkowanych ciał i topielców ledwo co wyciągniętych z rzeki."
Plany, nawet te niepozorne i drobne, często mają jednak to do siebie, że są trudne do zrealizowania. Temperance od początku, może to kwestia niezwykłej wprost kobiecej intuicji, wie, że tym razem nie wybierze się szybko na dłuższy spacer połączony z zakupami. Jej szef, Pierre la Manche, osobiście zjawia się u niej z pilnym zadaniem. Zamiast początku uroczego wolnego weekendu zapowiada się kolejne żmudne oglądanie kości właśnie odnalezionych w wykopach. Przeczucie, coś, czego w tym zawodzie nie można lekceważyć, mówi jej, że na tym się raczej nie skończy. Mimo, że pozornie wygląda to na rutynową sprawę: zwykły pochówek przypadkiem odsłonięty podczas prac ziemnych. Temperance ma rację, to początek sprawy, która przyniesie jej cierpienie i ból, poczucie zagrożenia i stratę, której nie będzie można niczym zastąpić. Wymusi osobiste zaangażowanie i stworzy nieprzyjemny konflikt personalny, spowoduje zagubienie i strach - to wszystko jest przed panią doktor, choć ona już to bardziej czuje niż wie.
"Zdjęcia trupów nie były groźne. Krew i flaki były gdzieś indziej, daleko. Analiza sceny zbrodni pozostawała grą myślową, nie nastręczającą żadnych problemów. Można było do woli analizować, składać i przesuwać elementy układanki. Jednak kiedy stanął przed stołem operacyjnym, musiał użyć całej swojej silnej woli, aby nadal pozostać niewzruszonym i opanowanym twardym gliną."
Jedno w tej powieści jest pewne - ogromna siła emocji. Jak potężna fala zalewająca nas od pierwszych przeczytanych słów. Napięcie, które nadpływa falami, jak tsunami, coraz groźniejszymi i bardziej intensywnymi. Precyzyjne opisy sekcji zwłok. Analizy zbezczeszczonego, potraktowanego jak marna rzecz ciała. Realistyczne obrazy zbrodni popełnianej nie w amoku i malignie, a z pełną świadomością i wyrachowaniem. Wrażenie potęguje osobisty ton powieści. Brak dystansu do świata, który oglądamy. Widzimy go bowiem oczami Temperance. Towarzyszymy jej w różnych chwilach życia, jak momentami tylko nieczynna zamontowana w jej czole wszechobecna kamera. Kamera skierowana zarówno na świat zewnętrzny dostrzegany wzrokiem, jak i na wewnętrzny, nieustannie kotłujących się uczuć i myśli. Nie wiemy co myślą i czują inni, jesteśmy zdani tylko na obserwacje Tempe. To zarazem dużo i mało, ale to właśnie sprawia, że bohaterka jest nam szczególnie bliska. Nie jest ona jakimś ucieleśnieniem marzeń, ideałem, który stoi przed nami i domaga się naśladownictwa czy podziwu. Ma swoje problemy, takie jak chwilowo opanowany, a przecież ciągle żywy alkoholizm. Jak syndrom dziecka alkoholika, spragnionego akceptacji, nieustannego zainteresowania innych, pochwał i potwierdzania własnej wartości. Jak nieudane małżeństwo, separacja i tęsknota za córką żyjącą wiele kilometrów od niej. Jak pragnienie bycia kochaną i przytulaną, bycia blisko z drugą osobą, czucia się bezpiecznym.
Tempe teoretycznie wie, jak postępować z innymi. Ale czym innym jest mądra teoria, czym innym życie, praktyka. Brennan nie potrafi unikać konfliktów personalnych. Nie potrafi nie przesadzać z mieszaniem się w nie do końca swoje sprawy. Chce dobrze, ale wychodzi tak sobie czyli nie najlepiej. Tempe potrafi być na swój sposób irytująca. Wtrąca się, wie lepiej, ma zawsze rację, próbuje nieustannie pomagać. Sama tego rodzaju postępowania nie toleruje, jej miejsce pracy jest święte.
"Prosektorium to jedno z tych miejsc, gdzie umarli mają pierwszeństwo przed żywymi."
To sylwetka głównej bohaterki, ujęcie tematu, osobisty ton opowieści i ciekawe postaci są atutami powieści Reichs. Porusza ona czułe struny u czytelników, wywołuje jak najbardziej żywe emocje. Trudne bowiem wobec wielu pokazanych tu obrazów pozostać obojętnym. Emocje płyną jak rzeka, falami. Narastają wraz z umiejętnie stopniowanym napięciem.
Nie jest to proza perfekcyjnie logiczna. Niektóre sytuacje są dosyć naciągane, zachowania ludzi irytujące lub dziwne. Policjanci momentami wydają się nazbyt sztampowi czy filmowi. Ciągle szpetnie (trochę jak jaśnie pani z bajki o rozbójniku Rumcajsie) przeklinają po francusku. Są niedokładni, zacietrzewieni, mało spostrzegawczy, wolni jak ugotowane ślimaki na talerzu taszczące na dodatek na plecach równie rozgotowany domek z wyposażeniem. Ale jest w tej prozie swoista moc. Jest magiczna siła przyciągania. Rzeczywiście, przypomina ona w jakiś sposób najlepsze osiągnięcia Patricii Cornwell (wczesny okres twórczości). Sugestywne obrazy, precyzyjne opisy sekcji i badań, dobrze oddane zmienne emocjonalne stany kobiety po przejściach. Szerokie tło wydarzeń. Akcja zagmatwana i wciągająca. Napięcie stale rosnące, jak dochody w solidnych funduszach stabilnego wzrostu.
"Kości są łatwiejsze do rozszyfrowania niż własne dzieci."
Warto przeczytać, choćby dla samej wiedzy jak Kathy Reichs pisze, jakie tematy porusza. Dla miłośników powieści kryminalnej jest to lektura obowiązkowa. Jest to bowiem jedna z tych książek, które wnoszą coś nowego do gatunku literackiego, który reprezentują, nie pozostawiając czytelnika obojętnym. Zachwycają lub drażnią, ale robią silne wrażenie i pozostają w pamięci na dłużej.
Kobieta przedstawiająca się jako Amy Roberts zgłasza się do szpitala w Montrealu z obfitym krwawieniem. Lekarze nie mają wątpliwości, że pacjentka niedawno...
"Kości pająka" to kolejna powieść z bestsellerowego cyklu pisanego przez wybitną amerykańską antropolog kliniczną. Książki Kathy Reichs doczekały się ekranizacji...