Nie jest tajemnicą, że w książkach dla wchodzących w nastoletni świat odbiorców warto przedstawiać bohaterów w sytuacjach granicznych bądź w momentach przejścia. Tak też czyni Agnieszka Tyszka w powieści Czego uszy nie widzą, wtrącając swoje bohaterki w niełatwe doświadczenia i okoliczności.
Misia Bronzik opiekuje się siostrami: na głowie ma prowadzenie domu, ale i szkołę: jest w trzeciej klasie gimnazjum, musi skoncentrować się na nauce. Tymczasem mama sióstr Bronzik wyjechała w przedłużającą się delegację, a tata… po prostu zniknął i tylko od czasu do czasu przysyła córkom liściki z wypisanymi taoistycznymi mądrościami. W trosce o pozostawione w domu dziewczynki mama sprowadza do nich nielubianego dziadka. Ta ekscentryczna postać nie wywołuje raczej entuzjazmu. Despotyczny staruszek pragnie zaprowadzić u Bronzików swoje porządki, porozumiewając się z podopiecznymi za pomocą ogłoszeń przyczepianych na korkowej tablicy. Tak jak jego syn, ma problemy w kontaktach interpersonalnych, choć – oczywiście – może sporo nauczyć swoje wnuczki. I z wzajemnością.
Agnieszka Tyszka koncentruje się na dwóch płaszczyznach życia nastolatki: pierwsza, tradycyjna, to szkoła – nauczyciele, koleżanki, lekcje i problemy z nauką. Druga, bardziej egzotyczna – to dom, w którym dzieją się rzeczy bardziej niż zwykle oryginalne. W ten sposób może autorka, nawiązując do klasycznych rozwiązań, jednocześnie je ubarwiać. Przez sferę wspólną dla bohaterki i odbiorczyń książki zyskuje Tyszka grono wiernych czytelniczek. Przez zaskakujące rozwiązania w relacjach domowych pozwala wzbudzić ciekawość. Dziadek, który początkowo irytuje i wyzwala złość, wprowadza kilka niebanalnych pomysłów na wychowanie dziewczynek, w dodatku okazuje się całkiem sympatyczny – to dobra powieściowa kreacja. Drugą dalszoplanową a ładnie naszkicowaną bohaterką jest kilkuletnia Zuzia – tu Agnieszka Tyszka pozwoliła sobie na wprowadzenie absurdalnego humoru, jest w portretowaniu rezolutnej Zuzi przekonująca.
Trochę rozczarował mnie natomiast wizerunek średniej Bronzikówny, Karoliny. Miała to być dziewczyna pyskata i odważna – ale jak na taki pomysł charakterologiczny nieco jej w książce za mało. Dziwi lekko przedstawienie nieobecnego ojca, który poszukuje swojej drogi. Nie wiadomo, jak potoczą się jego losy, bo tu został zaprezentowany nie jako ostoja, a rozchwiany emocjonalnie, nieporadny facet. Tyszka zresztą sprawdza się w rysowaniu silnych osobowości. Pani Wiem Wszystko to bardzo ładne przeniesienie stereotypu do książki. Cieszy obecność Izoldy Migockiej, mądrej nauczycielki, która potrafi zarazić uczniów pasją. W dalszym ciągu natomiast nowatorskie (albo chociaż rzadkie) jest wprowadzenie małej, niepełnosprawnej dziewczynki, dziecka z porażeniem mózgowym – chociaż Tyszka kreśli tę postać bardzo ostrożnie, nie da się ukryć faktu, że przełamuje pewne tabu.
Żeby książka Czego uszy nie widzą nie była zwykłą powieścią, jakich wiele, autorka wprowadza co jakiś czas wątek teatralny, a dokładniej: prezentuje scenariusze przedstawień, napisane przez główną bohaterkę w ramach pracy domowej. Przyznaję, że są to próby imponujące i naprawdę wciągające. Tyszka przełamuje problemy związane z brakiem tematów, uczy wyjścia od zwyczajności, tworzy krótkie obrazki obyczajowe, do których czasem znienacka wkracza absurd. Jest to także krok do zainteresowania młodych odbiorców teatrem, stara się autorka nakłonić czytelników po pierwsze – do wiary we własne umiejętności, po drugie natomiast – do kreatywności i rozwijania własnego hobby.
Chociaż szkoła w Czego uszy nie widzą jest – jak wszędzie – beznadziejna – to jednak ktoś potrafi w niej podsunąć inspirujące pomysły. Tyszka robi coś jeszcze: szuka dobrych rad dla młodzieży. Pomaga opanować szkolny stres, wyjaśnia, co w życiu jest najważniejsze. Kształtuje losy swoich nastoletnich bohaterek tak, by z ich doświadczeń wnioski wyciągać mogli czytelnicy. Jej podpowiedzi są subtelne, a przy tym i trafne, pasują zarówno do niezwykłych książkowych wydarzeń, jak i codziennych perypetii.
Izabela Mikrut
Cześć! To znowu ja, Zosia z ulicy Kociej! Chciałabym zawołać radośnie - tak jak dawniej, ale jakoś mi nie wychodzi... Za mało we mnie entuzjazmu i z optymizmem...
Marianna jest bardzo samotna. Jej mamę pochłania praca, a prawdziwa przyjaciółka ciągle nie chce pojawić się na horyzoncie. Do tego trzeba jeszcze...