Gdy stracimy najbliższą osobę, otoczenie spodziewa się, że będziemy zrozpaczeni. Najczęściej faktycznie tak jest. Jednak czasem prócz lub zamiast rozpaczy pojawiają się w nas inne emocje, na przykład ulga. Jest tak w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy bliska osoba przed śmiercią bardzo cierpiała. Czujemy ulgę, a nawet radość, że jest już wolna od bólu. Po drugie, gdy byliśmy ofiarą przemocy ze strony zmarłej bliskiej osoby, a nie mieliśmy siły zerwać relacji. Ta druga sytuacja dotyczy narratorki książki Cieszę się, że moja mama umarła. Jej matka wymarzyła sobie, że dziewczynka zostanie aktorką. Dążyła do kariery córki za wszelką cenę, nie zwracając uwagi na to, jaką dziewczynka, a potem kobieta płaci cenę za spełnianie marzeń. Poza tym uzależniła córkę od siebie. Nie umiała pogodzić się z jej dojrzewaniem, ponieważ bała się jej niezależności. W relacji matka-córka istniała tu wyłącznie matka. Nic więc dziwnego, że dla Jennette śmierć rodzicielki była jedynym sposobem wydobycia się z piekła.
Wstrząsające studium toksycznej relacji. Nikogo nie pozostawi obojętnym.
dr Kalina Beluch