Z pozoru kolejna powieść obyczajowa o miłości, w której jedyną odmianą jest narracja z punktu widzenia mężczyzny. Tak można pomyśleć, patrząc na okładkę Chodziło o miłość, czytając opis, a nawet pierwszych kilka rozdziałów. Jednak słodko-gorzka historia i na nieco ironiczny język stanowią przykrywkę dla głębszej treści. Robert Rient pisze o miłości, ale nie jest to tylko love story, cukierkowa papka, jaką karmi nas popkultura. Czytelnik powoli odkrywa głębię, zapada się w nią, emocjonalnie wiąże się z bohaterami i zaczyna dostrzegać sprawy istotne.
Arek to przeciętny facet. Nie żaden cwany gnojek, "pies na baby", jak jego najlepszy przyjaciel Michał, ale zwykły mężczyzna, który lubi kochać i być kochanym. Od rozwodu z Magdą kiepsko sobie radzi, chodzi na terapię, pracuje, spotyka się z przyjaciółmi. Życie toczy się dalej, ale tę stateczność pewnego dnia przerywa Justa, która jak burza wkracza w życie głównego bohatera. Roztrzepana, nieodpowiedzialna, trochę zwariowana, jednak warto się zastanowić, co przywiodło ją do punktu, w którym się znajduje. Justyna to trudna bohaterka. Niełatwo ją rozgryźć, ona sama tak naprawdę nie wie, kim jest i co w życiu robi. Nie pozwala się zamknąć w żadne ramy - to absolutna nonkonformistka, która czerpie z życia pełnymi garściami, jeśli akurat nie jest pacjentką szpitala psychiatrycznego. Jak na ustabilizowane życie Arka wpłynie żywioł, jakim jest Justa? Historia dwojga bohaterów okazuje się absolutnie niekonwencjonalna. I choć sama postać głównego bohatera jest nieco irytująca, to warto przyjrzeć się postaciom drugoplanowym. Robert Rient wplótł w fabułę swojej książki przypadkowe rozmowy zasłyszane na ulicy, które co jakiś czas pojawiają się w treści i pozwalają odczuć, że tak naprawdę każdy z nas potrzebuje terapeuty.
To, co mnie w tej książce może przerazić, to fakt jak bardzo jej lektura wpływa na czytelnika. Samotność bohaterów, brak przywiązania do konkretnego miejsca lub osoby, niemożność stworzenia stałej relacji przytłaczają. Nie ma tu natłoku emocji, a jednak emocje są bardzo odczuwalne. Na pewno nie jest to powieść lekka, choć przecież mówi o życiu, choć autor prostymi słowami pisze o tym, co każdego dnia przeżywamy. To taka historia, którą trzeba przemyśleć w kontekście własnego życia. Rient nie poucza czytelnika, ale każe mu się zastanowić nad pewnymi sprawami. Niczego nie narzuca, a jedynie poprzez przykład swojego bohatera ukazuje własny, bardzo trafny zresztą, punkt widzenia. Taka książka–terapia. To wnikliwe obserwacje ludzi i otoczenia, płynny język i historia, która może przydarzyć się każdemu. Oto niewątpliwe atuty tej powieści. Ale Chodziło o miłość to również próba odnalezienia siebie, swojej tożsamości, tego, co daje w życiu szczęście konkretnej jednostce. Arkowi chodziło o miłość… Nie tylko między kobietą a mężczyzną, ale również między ojcem a synem, bratem i siostrą, a także o miłość do przyjaciół.
Jest w tej historii wiele wątków pobocznych, jednak dla bohaterów to miłość jest najważniejsza. Michał, który wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej, Gosia, która nie potrafi stworzyć stałego związku, bo boi się bliskości, Justa, która nie może zapomnieć o traumie z dzieciństwa. A kim Ty jesteś, drogi Czytelniku? Tym, którzy lubią niebanalne historie o miłości, ale także książki, nad którymi trzeba pomyśleć oraz tym, którzy nie boją się konfrontacji z własną samotnością zdecydowanie powieść Roberta Rienta warto polecić.
Tego głosu dziecka, mówiącego o Zagładzie, nie da się już zapomnieć. Przejmująca powieść o odkrywaniu własnej tożsamości i mierzeniu się ze stratą...
Robert Rient postanowił znaleźć raj. Wyprowadził się z Warszawy, spakował plecak i zdecydował wyruszyć w samotną podróż do najdalszych zakątków...