Camino de Santiago w naszym kraju zbyt popularne nie jest i pewnie jeszcze dużo czasu minie, zanim na twarzy przeciętnego Kowalskiego ujrzy się wyraz zrozumienia na wzmiankę o tym szlaku. Istnieje jednak grupka pasjonatów, których w dzisiejszych czasach bardzo łatwo znaleźć w Internecie.
Tym sposobem Daria Urban i Wojciech Gostyk zdobyli przed swoją pielgrzymką przewodnik w języku niemieckim, ponieważ książki o Via de la Plata w języku ojczystym nie było aż do dzisiaj, kiedy to oni sami taką popełnili i wydali w nakładem krakowskiego wydawnictwa WAM. Starożytny szlak wiodący z Sewilli do Santiago de Compostela i liczący 1000 kilometrów (!) jest jednym z najmniej uczęszczanych i najtrudniejszych tras, ale czy przez to nie najpiękniejszym oraz najbardziej wartościowym duchowo i poznawczo? Para zakochanych w sobie i, jak o sobie piszą, biednych studentów spodziewała się, że będzie spotykać choćby pojedynczych pielgrzymów, a tymczasem na szlaku panowała pustka. Mieszkańcy mijanych wsi i miasteczek patrzyli na nich jak na wariatów, o ile jacyś autochtoni w ogóle przebywali w obejściu swoich gospodarstw, gdyż specyfiką hiszpańskich miejscowości, co najmniej dziwną, jest szczelne zamykanie się w domach. Jak niejednokrotnie stwierdzali autorzy, ani żywego ducha na ulicach czy polach - i to nie tylko w porze sjesty. W związku z tym doświadczali niemałych trudności z orientacją w terenie, gdyż Camino de la Plata należy do tras nie najlepiej oznakowanych.
Daria Urban i Wojciech Gostyk, opisując swoje pątnicze zmagania, są szczerzy do bólu. Nie ukrywają przeżywanych na szlaku słabości, bólu, złości na siebie i świat, chwilowej rezygnacji i pytań o sens wyprawy. Wszystko to ukazują jednak z domieszką (auto)ironii. Nie epatują również wewnętrznymi wynurzeniami, wychodząc ze słusznego założenia, że mogłoby to trącić banałem. Z tego względu w ich książeczce nie znajdziemy refleksji o wierze, Bogu i wpływie pielgrzymowania do grobu Jakubowego na ich życie czy duchową przemianę, gdyż tego nie da się uchwycić, zmierzyć i zdefiniować. Otrzymujemy za to zabawnie i w żywym stylu napisaną opowieść, z wątkami przygodowymi, o Drodze. Już Cervantes bowiem powiedział, że „droga jest lepsza od zajazdu”. Agua, pan y vino - este el Camino („Woda, chleb i wino" - to właśnie jest Droga”) to hasło często spotykane na Camino de Santiago w postaci napisów pozostawianych przez pielgrzymów. Wydaje się, że te trzy słowa najlepiej oddają wymiar pielgrzymowania.
Miesięczna wędrówka pary polskich studentów w niemiłosiernej sierpniowej spiekocie (temperatury przekraczały czterdzieści stopni w cieniu) starożytnym szlakiem obfitowała w liczne przygody i trudności. Jednak to, co dla czytelnika może wydawać się przygodą, dla dwójki pątników było w 2011 roku raczej potężnym wyzwaniem. Dziś pewnie inaczej patrzą na piętrzące się w trakcie pielgrzymki problemy, czyli z rozrzewnieniem i pobłażaniem, wtedy jednak raczej nie było im do śmiechu. Jednym z największych problemów był brak schronisk. W przeciwieństwie do Camino Portugués (o czym wiem z własnego doświadczenia), szlaku również mniej uczęszczanego, Camino de la Plata, jak piszą autorzy, charakteryzuje się mniejszą liczbą albergue, a te, które czekają na pielgrzymów, są przeważnie w opłakanym stanie i położone w pewnym oddaleniu od oznakowanych dróg, co dla obolałych nóg po całodziennym marszu oznacza dodatkowy wysiłek.
Wszystkie strapienia i niedomogi typowe dla pątników ukazane są w wywołującej śmiech tonacji. A ponieważ w drodze para młodych Polaków miewała niespodziewane zbiegi okoliczności i spotykała różnej maści oryginałów, nie brakuje w książeczce komizmu sytuacyjnego. Już na samym początku wędrówki musieli zmierzyć się z przeszkodami, między innymi z… bykiem, a wkrótce potem z piaszczystą pustynią. I to dosłownie, bo przez około dwadzieścia kilometrów nie mieli żadnej osłony przed słońcem i nie mijali żadnych miejscowości. Po długim marszu w lejącym się z nieba żarze wybawieniem okazała się stacja benzynowa. Wracając pamięcią do tamtych dni, opisują grozę sytuacji:
Zaczynaliśmy się zastawiać, nie po raz ostatni zresztą na tym szlaku, jak wyglądają możliwości naszych organizmów. […] Nie zwisaliśmy z himalajskiej ściany, nie zgubiliśmy się w środku dżungli ani nie groziło nam zatopienie na jakiejś chybotliwej łódce pośrodku oceanu. Znajdowaliśmy się na zamieszkanym obszarze europejskiego kraju, a mimo to czuliśmy się jak na bezludnej wyspie bez możliwości ratunku.
Autorzy dumali wtedy, gdzie przebiega granica między świadomością własnej wytrwałości i wytrzymałością a głupotą. W tym kontekście niejeden z czytelników, siedzący wygodnie w fotelu i taki, który nigdy nie opuścił domu, zadaje sobie pytanie: po co ludzie podejmują się takiego kroku? W jakim celu decydują się na taką wyprawę? Przecież to szaleństwo! A jednak - tego nie da się wytłumaczyć. Na te pytania odpowiadają cytatem popularnego wiersza o Camino de Santiago:
[…] Siła, która mnie popycha, siła, która mnie przyciąga.
Nawet ja nie wiem, jak ją wyjaśnić.
Potrafi to tylko Ten na wysokościach.
Dalsze opowieści o Drodze nabierają jeszcze większej barwy i mocy, bo młodzi pątnicy będą przeżywać proporcjonalnie do pokonywanych kilometrów coraz więcej barier (w tym fizycznych), wzruszeń i niezwykłych spotkań. Kolejne sceny pielgrzymkowego trudu będziemy śledzić z wypiekami na twarzy, raz po raz wybuchając śmiechem lub popadając w zadumę. Są także opisy obyczajów pątniczych, które od wieków są zakorzenione w Jakubowym szlaku, jak również sytuacji dalekich od jego ducha, tzw. znaków czasu, choćby orgii… Nawet takie rzeczy zdarzają się na pielgrzymce. Na jeden z najstarszych pątniczych szlaków chrześcijańskich wyrusza bowiem wielu ateistów i ludzi po prostu zagubionych.
Swobodna narracja o charakterze wspomnieniowym przeplata się z zapiskami z dziennika prowadzonego w trakcie marszu przez autorów. Ponadto książeczka jest starannie wydana, bogata w zdjęcia i wygodna dla czytelnika, gdyż format ma typowy dla przewodników, choć nim nie jest w ścisłym tego słowa znaczeniu. Publikacja ma charakter raczej wspomnieniowy, w mniejszym stopniu poradnikowy, a więc praktycznych wskazówek, np. o miejscu położenia schronisk czy liczby kilometrów od jednej miejscowości do drugiej osoby marzące o wyruszeniu na Camino nie znajdą. Jednak książeczka może być wspaniałą inspiracją i pomóc w podjęciu decyzji, gdyż wyłania się z niej poruszający obraz tego, co jest najpiękniejsze w pielgrzymowaniu do Santiago de Compostela. Przede wszystkim człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że dużo rzeczy, którymi otaczamy się w codziennym życiu, nie jest tak naprawdę niezbędnych. I najważniejsze: w takiej pielgrzymce, głównie samotnej, człowiek naprawdę czuje, że jest w rękach Boga i że jest to najbezpieczniejsze miejsce na świecie.