Recenzja książki: Burka w Nepalu nazywa się sari

Recenzuje: Adrianna Michalewska

To bez wątpienia jedna z najważniejszych książek tego lata. Reportaż o świecie, którego kolorową wersję od lat serwuje się tej bardziej otwartej na inność części świata zachodniego. To opowieść o wielkim kłamstwie, które udało się ludziom sprzedać, ukrywając straszliwą prawdę. Autorka książki, Edyta Stępczak, pisuje reportaże i działa na rzecz kobiet. Od lat mieszka w Nepalu i obserwuje rolę kobiet w nepalskim społeczeństwie. Jej relacja zaskakuje i każe na nowo przemyśleć wiele spraw.

Od lat podróż do Nepalu i Indii była dowodem (poza przypadkami zwykłej turystyki) szczególnej świadomości i potrzeb duchowych. Ci, którzy potrzebowali oświecenia, zmian w swoim materialno-konsumpcyjnym życiu, ruszali na Półwysep Indyjski, aby zanurzyć się w duchowości, wielkości, pełni życia pozamaterialnego. Ci, którzy ruszali w Himalaje, poza sprawdzeniem siebie, oczekiwali doznań, które pomagały odnaleźć zagubiony boski pierwiastek. Uśmiechnięci ludzie z podnóża Czomolungmy, kolorowe jak egzotyczne kwiaty kobiety z uliczek Katmandu, magia i duchowość, przenikające turystów jak mroźne górskie powietrze przenika ich płuca.

Tymczasem tradycja i szereg zabobonnych wierzeń, nie mających innego jak opresyjne względem słabszych, uzasadnienia, przenikają ten kraj w każdym tego słowa znaczeniu. I choć zniewolenie kobiet kojarzy się z niebieskimi burkami z Afganistanu lub czarnymi czadorami z Iranu, odziane w barwne sari nepalskie kobiety są tak samo ofiarami swojego społeczeństwa jak wspomniane wcześniej Afganki czy Iranki. Nepalskie kobiety bez zgody męża, ojca, teścia lub brata nie mogą wyjść z domu. Ich „przydatność” warunkowana jest urodzeniem męskiego potomka, więc rodzą tak szybko, jak tylko zostaną wydane za mąż (często niepełnoletnie) i tak długo, dopóki nie przyniosą rodzinie syna. W tym samym czasie pracują ponad siły, jedzą marnie i wychowują dzieci. Zdarzają się przypadki matek, które urodziły trzydzieścioro dzieci. Dzieci i młodzież poniżej dziewiętnastego roku życia to czterdzieści procent populacji tego kraju.

Łatwo zrozumieć, że taka fizyczna eksploatacja kobiety, z ograniczonym lub żadnym dostępem do opieki medycznej (łatwiej znaleźć nową żonę niż leczyć poprzednią, której w wyniku nadmiernych ciąż wypada macica), ma swoje podłoże w nierównym traktowaniu przedstawicieli obu płci. Dlaczego kobieta jest przekleństwem, a mężczyzna błogosławieństwem dla rodziny? Jakkolwiek by to tłumaczyć, zasłaniając się tradycją i religią, podłoże jest czysto finansowe. Wydawana za mąż córka musi posiadać posag. Mężczyzna, gdy się żeni, sprowadza do domu darmową siłę roboczą, która jest mu bezwzględnie posłuszna. Jej życie niewiele znaczy, jej prawa są żadne. Zgwałcona dziewczyna to ujma na honorze rodziny. Tę ujmę leczy się... poprzez usunięcie kobiety, nie ukaranie gwałciciela. Bo kobieta stoi w społeczeństwie tak nisko, że zgwałcenie jej, porzucenie z dziećmi na pastwę losu (co nie przeszkadza w przyszłości w podejmowaniu decyzji o życiu porzuconych przez ojca córek) nie jest rozpatrywane w kategoriach honoru. Honor nie dotyczy kobiet.

Stępczak zadaje pytanie, ile dziewczynek pada ofiarą takich społecznych poczynań. Po co przy łóżku rodzącej kobiety stawia się wiadro z wodą, na wypadek, gdyby urodziła dziewczynkę? Jaki wpływ na donoszenie ciąży mają badania prenatalne, określające płeć dziecka. Rita Banerji, aktywistka badająca zagadnienie, mówi o „zaginięciu” stu pięćdziesięciu milionów kobiet. Mówi o kobietobójstwie, usankcjonowanym, niekaranym, popieranym w imię religii i tradycji. Bo jaki sens ma tradycja podczas hinduskiego święta Teej, gdy kobieta, poszcząc w imię powodzenia swego męża, myje mu stopy, by następnie wypić brudną wodę pozostałą po tym zabiegu, poza poniżającym wskazaniem jej miejsca w rodzinie? Stępczak wyraźnie wskazuje na prosty fakt, że zachowanie harmonii w nepalskim społeczeństwie oznacza pozbawienie kobiet wszelkich praw. Tworzy się pozory uduchowionego narodu w pięknej scenerii, która jest naprawdę makietą w skansenie, gdzie bezwzględnie realizuje się zasadę wiecznego poddaństwa i niewolniczego wykorzystywania kobiet zarówno pod względem seksualnym, jak i ekonomicznym. Specjalizują się w tym wszyscy, wyznający islam i hinduizm.

To gorzka i refleksyjna książka, pełna cytatów autorytetów naukowych, przytoczonych liczb, przywołanych wyników badań. Warto po nią sięgnąć, przełamuje bowiem kolejne tabu i odsłania inne oblicze mistycznej, bajkowej krainy.

Kup książkę Burka w Nepalu nazywa się sari

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Burka w Nepalu nazywa się sari
Książka
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy