Urodzić się kobietą to przekleństwo, to oznaka złej karmy (przysłowie nepalskie)
Mówi się, że rozpacz jest czarna, a codzienność szara. W Nepalu nie widuje się często tych odcieni, tu życie jest kolorowe. W hipnotyzującym ulicznym tłumie uwagę przykuwają wielobarwne sari, jeden z tradycyjnych kobiecych strojów, jakże inny od noszonej przez Afganki bezkształtnej burki, która jest dla nas symbolem uciemiężenia kobiet.
Tymczasem życie Nepalek niewiele różni się od życia muzułmanek. Pod grubszą warstwą pozorów i piękniejszą szatą kryje się bardzo podobna rzeczywistość.
Reportaż Edyty Stępczak to przejmująca opowieść o współczesnych nepalskich kobietach, które nie chcą już żyć w tradycyjnym, patriarchalnym społeczeństwie i – stawiając na szali swoje bezpieczeństwo, zdrowie, a często nawet życie – próbują zmieniać zarówno nepalską mentalność, jak i opresyjny system. Rozdarte między tradycją, uwierającą jak sztywny gorset, a aspiracjami i dążeniami, które rozbudza w nich nowoczesny świat, walczą o podstawowe prawa człowieka.
Edyta Stępczak to dziennikarka i działaczka humanitarna. W Nepalu mieszkała ponad pięć lat, dzięki czemu poznała ten kraj od zupełnie innej strony niż mają okazję widzieć go zachodni turyści czy wspinacze wysokogórscy. Nepal w jej opowieści to nie mityczna kraina himalajskich szczytów i ojczyzna dobrotliwie uśmiechniętych, gościnnych ludzi, ale kraj, w którym przemoc wobec kobiet jest silnie zakorzeniona w kulturze i religii.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018-09-05
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 384
Język oryginału: polski
Nepal to miejsce, które wielu osobom kojarzy się przede wszystkim z zapierającymi dech w piersiach widokami. Tam wszystko wydaje się być kolorowe i radosne jak sari, jeden z tradycyjnych strojów kobiecych. Ludzie są uśmiechnięci i serdeczni, chętnie przyjmują gości i dzielą się wszystkim, co posiadają. Niełatwo jest więc pogodzić się z rzeczywistością, jaką roztacza przed nami Edyta Stępczak. Jej Nepal to miejsce nieustannego ucisku kobiet, to miejsce, gdzie narodziny kobiety interpretowane są jako przekleństwo...
Edyta Stępczak spędziła w Nepalu ponad pięć lat. W tym czasie zdołała poznać ten kraj o wiele lepiej, niż przeciętny turysta, otumaniony piękną, ale złudną otoczką szczęścia i radości. Na jej drodze stanęło wiele przeszkód. Nepalczycy skutecznie chowają swoje tajemnice, wiele drzwi pozostaje na długo zamkniętych. Na szczęście nie zabrakło osób, które wspomagały ją w dążeniach do odkrycia całej prawdy. Nepal, jaki poznała, budzi grozę i pewną dozę niedowierzania. Czy to możliwe, żeby w dzisiejszych czasach, w tak malowniczym kraju dochodziło do takich niegodziwości i praktycznie mało kto o nich wiedział?
Powiedzieć, że kobieta w Nepalu to człowiek drugiej kategorii to chyba za mało. Nierzadko traktowana jest ona jak przedmiot, z którym można zrobić wszystko, nawet zniszczyć. Poniżanie, wyzywanie, groźby odebrania dzieci czy porzucenia to tylko kilka przykładów psychicznego upodlenia. Niestety to nie wszystko, bo nadal dochodzi tu do licznych przypadków pobicia, okaleczania, morderstw poprzez oblanie kwasem, czy też palenia żywcem. Trudno to wszystko pojąć, aż strach pomyśleć, co musi dziać się w głowie kobiety, która narażona jest na tyle niebezpieczeństw. Paradoksalnie kobiety same w pewnym sensie nakręcają tę machinę cierpienia. Gdy tylko udaje im się wywalczyć nieco lepszą pozycję, momentalnie zapominają jak podle się czuły i stają się kolejnymi oprawcami. Edyta Stępczak zadbała o to, by czytelnik zrozumiał, jak złożony jest problem uciskanych kobiet, na jak wielu poziomach doświadczają one niegodziwości, jak trudno jest wydostać się z błędnego koła. Bo i cóż z tego, że teoretycznie można uwolnić się od męża tyrana, skoro odchodząc traci się wsparcie rodziny, naraża na wiele nowych niebezpieczeństw, nierzadko ląduje na ulicy? Autorka książki uświadamia nam też, jak trudno jest zrozumieć tamtejsze problemy, żyjąc w kraju, w którym nie trzeba nieustannie obawiać się o swoje życie. Jednym z przykładów może być dość dobrze znana adopcja na odległość. Proceder jest bardzo dobrze znany, wiele osób wierzy, że w ten sposób robi coś dobrego. Tymczasem nie brakuje osób, które zarabiają na naszej krótkowzroczności. I tak adopcja może przyczyniać się do procederu... handlu dziećmi.
Lektura książki "Burka w Nepalu nazywa się sari" naprawdę daje do myślenia i bardzo przygnębia. Długo ma się wrażenie, że sytuacja nepalskich kobiet jest całkowicie beznadziejna. Na szczęście końcówka książki to małe światełko w tunelu. Autorka opowiada o ludziach, którzy walczą o zmiany, próbują pomóc tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Ich działalność napotyka na wiele przeszkód, nierzadko muszą działać w ukryciu, zmieniać swoje siedziby. Na szczęście nie przestają w próbach, i choć na wymierne efekty trzeba czekać, rewolucja już się rozpoczęła.
Nie ulega wątpliwości, że Edyta Stępczak dogłębnie poznała problem nepalskich kobiet i zdołała pokazać nam jego złożoność i powszechność. Pokazała też, jak trudno jest pomóc uciskanym i sprawić, by uwierzyły, że można żyć inaczej. Trochę szkoda, że tak mało zostało powiedziane o pomocy z zewnątrz, tej skutecznej i sensownej. Bo po lekturze książki bardzo chciałoby się coś zrobić, jakoś wesprzeć raczkujące zmiany. Być może jednak to temat zbyt obszerny na jedną książkę. W każdym bądź razie "Burka w Nepalu nazywa się sari" to książka ważna i potrzebna, dlatego też polecam ją Waszej uwadze.
Rzadko czytam reportaże, ale myślę, że ten jest tego wart. Gdy myślałam o nierówności płci i dyskryminacji kobiet do głowy przychodziły mi tylko kraje muzułmańskie. Okazuje się, że w Nepalu, mitycznej krainie górskich ośmiotysięczników przemoc towarzyszy kobietom już od kołyski.
Jest to kraj, w którym rządzą mężczyźni i mają władzę w każdej sferze życia kobiety. Te z kolei mają być posłuszne, uległe, bezkompromisowe, oddane, wierne, pomagać teściom (do których przeprowadzają się po ślubie) oraz rodzić dzieci, całkiem dużo, a najlepiej chłopców, bo przecież dziewczynki są problematyczne i ich wychowywanie jest „podlewaniem czyjegoś ogrodu”. Wysokie wymagania stawiane przez rodzinę, męża i społeczeństwo są codziennością nepalskich kobiet. Gdy nie potrafią im sprostać mogą zostać brutalnie oszpecone przez najbliższych (którzy później wyłgają się, że była to nieudana próba samobójcza), oskarżone o czary (ale mężczyzna znający się na czarach jest powszechnie szanowany), a nawet zabijane.
Autorka reportażu spędziła w Nepalu pięć lat poznając ten kraj od podszewki. Poznała tam wiele kobiet, ich historie oraz mentalność, która tak bardzo dziwi nas – Europejki. Wiele z opisywanych historii zmroziło mi krew w żyłach: dziewczynki nie mają zapewnionego dostępu do edukacji, małżeństwa nieletnich, izolacja dziewczynek w czasie miesiączki czy brak dostępności środków czystości pomagającym kobietom przeżyć „te dni” to tylko kilka migawek, które składają się na los Nepalek. Na końcu wskazuje jednak na to, że świadomość kobiet rośnie. Coraz częściej są wykształcone i pozwala im to na inne spojrzenie na życie, do którego przywykły.
Jest to bardzo rzetelny reportaż podparty wieloma rozmowami z bohaterkami. „Burka w Nepalu nazywa się sari” nie jest lekką lekturą, która pozwoli nam odprężyć się po trudnym dniu. Jest smutna i zadziwia tym, że takie rzeczy mają miejsce w XXI wieku. Jednak jak wspomniałam na początku – warto sięgnąć po tę książkę chociażby dlatego, żeby docenić to, że urodziłyśmy się w takim, a nie innym kraju.