Książki świetnego humorysty, tworzącego literaturę fantasy - Terry'ego Pratchetta - można podzielić na dwie grupy; stricte - rozrywkowe oraz rozrywkowo - filozoficzne. Kolejna jego powieść - "Bogowie, honor, Ankh-Morpork” zdaje się należeć do pierwszej grupy, jednak i w niej baczny obserwator dostrzeże moralno - filozoficzny pierwiastek. Pośrodku morza, oddzielającego od siebie Ankh-Morpork i Imperium Klatchu wynurza się zaginiona wyspa - Leth (gdy przypomnimy sobie, że Pratchett jest typowym postmodernistą, nie będziemy musieli długo się zastanawiać, by ląd ten skojarzyć z mityczną Atlantydą). Jako, że każdy z narodów uzurpuje sobie prawo do tego skrawka lądu, napięte i tak stosunki między krajami stają się jeszcze bardziej zaognione. Tymczasem ktoś przeprowadza zamach na przebywającego w Ankh księcia Klatchu (skojarzenie z Sarajewem jak najbardziej adekwatne). Świat zmierza do wojny. Nie chce do niej dopuścić Patrycjusz miasta-państwa - lord Vetinari, jednak ostatecznie władzę na czas wojny przejmuje lord Rust, który wyrusza z wojskiem, by dokonać inwazji na teren Klatchu. Równocześnie wychowywany wśród krasnoludów człowiek - kapral Marchewa, komendant Straży Miejskiej - niedawno awansowany na lorda - Samuel Vimes oraz pozostali strażnicy próbują rozwikłać zagadkę śmierci klatchiańskiego księcia. Niegodzący się poddać przywództwu Rusta, Vimes zostaje zdymisjonowany, ale jako szlachcic, ma prawo powołać własną armię i wraz z nią wyruszyć na teren wroga. Co też następuje. Jak do bitwy między wrogimi armiami będzie miał się rozegrany na pustyni mecz piłki nożnej? Czy kariera Vetinariego jako Patrycjusza jest już skończona? Jak sprawdzi się Straż Miejska w roli armii sir Samuela Vimesa oraz czy można zaaresztować dwie wrogie sobie armie za zakłócanie porządku publicznego - odpowiedzi na te pytania poznamy po lekturze książki Pratchetta. Jak zwykle, największym atutem powieści Pratchetta jest poczucie humoru, dowcip i ironia, wręcz wylewające się z kart książki. Chodzi tu zarówno o znakomite odzwierciedlenie humoru sytuacyjnego, talent do konstruowania zupełnie absurdalnych sytuacji, ale również niesamowite wyczucie humoru językowego, którego jakość dostrzegamy dzięki wybitnemu tłumaczeniu Piotra Cholewy. Już w pierwszym akapicie czytamy o ciekawych mątwach, nazywanych tak dlatego, że: "były mątwami, a oprócz tego - były ciekawe. Inaczej mówiąc, ich ciekawość była ich najciekawszą cechą." Jeśli więc ktoś uwielbia nieco absurdalne poczucie humoru, w którym pobrzmiewa echo kabaretów Monty Pythona - opowieść Pratchetta wydaje się być napisaną właśnie dla niego. Druga zaleta to trafność spostrzeżeń i obserwacji oraz umiejętność niebanalnego ich sformułowania. Ot, fragment, dotyczący stosunków sąsiedzkich: "Słowo „sąsiad” znaczyło kogoś, kto będzie się przez dwadzieścia lat procesował o pasek ogrodu szerokości dwóch cali. Ludzie żyją obok siebie całe lata, codziennie w drodze do pracy przyjaźnie kiwają sobie głowami, a potem zdarza się jakiś drobiazg i ktoś musi wyciągać sobie z ucha widły." Adekwatność spostrzeżeń, poczynionych przez autora w fikcyjnym Świecie Dysku do rzeczywistości pozaliterackiej równie dobrze ukazuje inny fragment. Tym razem o politykach, którzy "reprezentowali to, co zwykle nazywano społecznością międzynarodową. I jak przy każdym użyciu słowa społeczność, człowiek nigdy nie był pewien, o co czy o kogo właściwie chodzi." Jak w każdej dobrej opowieści fantasy, świat przedstawiony staje się metaforą świata współczesnego. Teoretycznie, fikcyjne światy tworzy się po to, by oddać prawdy, o których bardzo trudno byłoby pisać, umiejscawiając akcję we współczesnym świecie. J. R. R. Tolkien akcję "Władcy Pierścieni" umiejscowił w wykreowanym przez siebie Śródziemiu, by zaprotestować przeciwko okrucieństwu wojny. Absurd i głupotę jej prowadzenia ukazuje w swojej opowieści również i Pratchett. Wojny wybuchają zwykle z powodów błahych, w imię których giną potem setki ludzi. Chyba, że nastąpi urzeczywistnienie maksymy "Veni, vici... Vetinari!" Zresztą, Pratchett kpi trochę z Ojca Fantasy także w konstruowaniu swoich bohaterów. Tolkien udowadniał bowiem, że w każdym, nawet małym hobbicie, może obudzić się bohater, każdy jest zdolny do wielkich czynów w imię pewnych wartości. Tymczasem, u Pratchetta jeden ze strażników "Zawsze wierzył, że bohaterowie mają wewnątrz jakiś specjalny mechanizm, który zmusza ich, by wyruszali i ginęli heroicznie za bogów, ojczyznę i szarlotkę czy jaki tam jeszcze wyjątkowy smakołyk przyrządzała ich mama. Nie przyszło mu nawet do głowy, że mogą wyruszać, bo w przeciwnym razie ktoś by na nich nawrzeszczał." Nieco później zaś ten sam bohater "znowu odkrył pewien sekret na temat odwagi. Była prawdopodobnie rodzajem udoskonalonego tchórzostwa – świadomością, że wprawdzie śmierć może spotkać człowieka, jeśli ruszy do szturmu, jednak byłaby zwykłym piknikiem w porównaniu z prawdziwym piekłem, które na niego czeka, gdyby się wycofał." Powieść Pratchetta nie sięga jakością najlepszych jego współczesnych "powiastek filozoficznych", daleko jej od "Wyprawy czarownic" czy "Kapelusza pełnego nieba". Jednakże jest to książka mądra i interesująca - jeśli ktoś nie zatrzyma się na płaszczyźnie groteskowej historii i poczucia humoru, a zechce zagłębić się w sens opowieści, zastanawiając się nad ulubionym pytaniem uczniów gimnazjum: "Co autor chciał powiedzieć i co wynika z tej całej komedii?"
Poznaj kolejną część magicznego Świata Dysku - miliony czytelników nie mogą się mylić! Powszechnie uznawana prawda głosi, że kiedy policjant wyjeżdża...
Dla tysięcy maleńkich nomów żyjących pod podłogą dużego sklepu nie istnieje inny świat. O takich zjawiskach jak dzień czy noc, słońce czy deszcz mówią...