Wreszcie Henry Neff odnalazł biuro rzeczy znalezionych. Dwudziestokilkuletni mężcznyzna znalazł swoją bezpieczną – jak mu się wydaje - przestrzeń życia, hermetycznie zamkniętą i duchowo rozwijającą. W obszarze biura będzie próbował harmonijnie egzystować, zawieszony pomiędzy przyjemną pracą, brakiem ambicji, a lekkomyślnością codzienności. Obracanie się wśród regałów i szaf ze zgubami całkowicie uśpi w młodzieńcu poczucie odpowiedzialności za swoje życie, za dążenie do zawodowego zrealizowania się. Nie potrzeba mu awansów, najważniejszy jest spokój i przyjemność. Czy można w ogóle wymagać odpowiedzialności w takim miejscu? Jeśli coś gubimy, to właśnie z powodu jej braku. W najgorszym razie pracownik biura rzeczy znalezionych zrówna się z szukającym zguby interesantem.
W biurze rzeczy znalezionych można doszukać się również ludzi. Co ich tam przygnało? Zgubiona parasolka, klucze i portfel. Przychodzą, określają się, wypełniają formularze, dostają to, czego chcą, płacą i zadowoleni wychodzą. W uzasadnionych przypadkach mają obowiązek udowodnić, że są właścicielami rzeczy, po które się zgłaszają. I znów proza życiowa: stan majątkowy, zabawy z nożem, gra na flecie. Na koniec dziękują. Ze łzami w oczach opuszczają biuro, przeświadczeni o swojej ostatniej wizycie na cmentarzu niepamięci.
W przeciwieństwie do człowieka, rzeczy są niezastąpione. Ludzi wymienia się bez przerwy. Kryteria kwalifikujące odstawkę do lamusa bywają przeróżne, od wieku, poprzez przymusową redukcję zatrudnienia, na cięciach socjalnych i etatowych kończąc. Nikt nie dziwi się temu procederowi, który zdaje się być normą, wpisaną w społeczne bytowanie. Czy tak łatwo zamienić jedną rzecz na drugą, zwłaszcza wtedy, gdy skutkiem jest strata? Możliwości zastąpienia, alternatywy, podstawienia zbliżają się do zera, do niemożliwości. Mimo wszystko prościej jest zastąpić człowieka.
Dlatego właśnie należy tworzyć podobne biura, gdyż ludzie bezustannie coś gubią, najczęściej w pośpiechu, ograniczającym zdolność przewidywania. Nie tylko na dworcach pociągowych, nie tylko w poczekalniach i szatniach – wszędzie się pozbywają, na każdym kroku tracą! Dostęp do rzeczy zgubionych nie powinien być ograniczany żadnymi trudnościami. Niezależnie od dnia i godziny, pory dnia i pory roku, każda strata musi trafić do właściciela. Być może bez niej już nic nie będzie takie samo.
Zdarza się nierzadko, że pozostawiony na łaskę losu przedmiot ma większe rozmiary niż człowiek. Zebranie wielkogabarytowych zgub w jednym miejscu, zwłaszcza większej ilości, wymaga nie dość, że wysokich nakładów finansowych na transport, to i olbrzymiego pomieszczenia magazynującego. Czy nie byłoby więc taniej i praktyczniej zorganizować biura ludzi gubiących? Prowadzić rejestr, katalogować zapominalskich i karać za niepamięć? Wtedy rzeczy znajdowałyby się same... a ludzi nie trzeba by było zastępować innymi.
Literacki bestseller w Niemczech. Niemcy, lata 70. XX wieku. W szkole średniej małej nadbałtyckiej miejscowości trwa ceremonia żałobna ku czci Stelli...