Była jedną z największych i najciekawszych osobowości jazzu i bluesa. Jej charakterystyczny, melancholijny głos, wciąż świetnie rozpoznawalny przez miłośników muzyki, przeszedł do legendy, podobnie jak jej narkotykowe i alkoholowe ekscesy. Piosenkarka, prostytutka, alkoholiczka, osobowość sceniczna, narkomanka, kobieta walcząca z niesprawiedliwością społeczną i prześladowaniami… Billie Holiday miała dziesiątki twarzy, wzajemnie się wykluczających lub właśnie dopełniających. Jej tragiczne życie zainspirowało wiele biograficznych książek i kilka filmów, ale każda pokazywała tylko jeden obraz, jedno oblicze zmiennej Lady Day. Dlatego też na szczególną uwagę zasługuje książka pióra Julii Blackburn, która sama jest miłośniczką talentu tej czarnej artystki.
Nie ma tutaj opisów kolejnych lat życia Lady Day, chronologicznie i z podziałem na okresy twórczości. Nie ma tutaj spisu najważniejszych płyt, utworów i sesji nagraniowych. Informacje encyklopedyczne - gdzie, co i kiedy - są tutaj na drugim planie – na pierwszym, z nieodłączną gardenią we włosach i w futrze z norek, jest sama Billie. Oglądamy ją tutaj oczami jej znajomych, rodziny, przyjaciół, kochanków i kolegów z pracy, jest to właściwie zbiór uporządkowanych i opracowanych wspomnień na jej temat. Każdy rozdział to opowieść innego człowieka związanego z czarującą Lady Day, pokazująca ją w krzywym zwierciadle ludzkich opinii i sądów… Ale jakże prawdziwsza, jakże żywsza jest tu Lady Day od tej, do której przyzwyczailiśmy się w jej suchych biografiach! Co najciekawsze, autorce udaje się zachować ciągłość "narracji" dzięki przemyślanemu rozmieszczeniu opowieści konkretnych osób i uwypuklaniu w nich kolejnych elementów, składających się na w miarę chronologiczny opis życia artystki.
Taki patchwork działa tu cuda – nie jest to kolejna nudna biografia, w której poznajemy wiele dat i wydarzeń, ale niewiele dowiadujemy się o samej opisywanej osobie; tu, chociażby dlatego, że poznajemy ją od najróżniejszych stron - jako żonę, kochankę, przyjaciółkę, pracownicę czy artystkę, mamy okazję tymi rozmaitymi nićmi wyszyć całą Lady Day. W czasie lektury odczuwa się z bohaterką głębszą więź, nie pozostaje ona martwym obrazkiem z ilustracji na okładce, a staje się barwną i pełną życia postacią. Do tego przyczynia się lekki, ale nie ironiczny, styl Blackburn, która umiała w znakomity sposób wyważyć anegdoty i zajścia dramatyczne, postawić znak zapytania zarówno przy skrajnie negatywnych, jak i - pozytywnych opiniach. Na jej korzyść przemawia także staranne opracowanie tekstów tych wywiadów. Opinie są oceniane tylko w skrajnych przypadkach, ale właściwie zawsze są one konfrontowane z ogólnie uznanymi faktami, ze wspomnieniami innych i z prawidłami logiki.
Jednocześnie, niestety, taka forma biografii mija się trochę z celem. Przydałoby się tutaj chociaż kalendarium twórczości artystki, umieszczone na końcu bądź na początku, bo pomimo starannego doboru materiału, w miarę chronologiczne pakunki, w których opowieści się nie powtarzają, to jednak trudno jest czytelnikowi złożyć w miarę przejrzysty życiorys Lady Day. Także wielkie nagromadzenie rozmaitych ludzi, którzy pojawiają się i znikają w zastraszającym tempie, potęguje wrażenie wewnętrznego chaosu i na dłuższą metę męczy. Dlatego też za tę książkę powinni się raczej zabierać ludzie już pobieżnie obeznani z życiorysem artystki oraz mający niejakie pojęcie na temat środowiska jazzowego tamtych czasów.
Ale jednak „Billie Holiday” to książka, która spodobać się powinna każdemu fanowi Lady Day i jazzu. Jej ciekawa forma, w połączeniu z warsztatem autorki sprawiają, że trudno jest się oderwać od lektury, a zbiór ciekawostek, mitów i faktów, jaki zostaje tu zaprezentowany, oddziałuje na wyobraźnię. Może nie jest to lektura obowiązkowa – ale na pewno warta rozważenia.
Rozsypujący się dom. W pustych pokojach piec chlebowy, złamana łopata, gliniane dzbany, które wciąż cierpko pachną oliwą. W szafach zostały ubrania, na...