Marcin Kydryński, dziennikarz radiowej "Trójki", producent muzyczny, autor tekstów piosenek Anny Marii Jopek, wreszcie -zafascynowany Afryką podróżnik. Nakładem Edipresse Książki ukazała się jego najnowsza książka, zatytułowana Biel. Notatki z Afryki. Stanowi ona swoisty zbiór tekstów podróżniczych z ostatnich dwudziestu pięciu lat podróży po Czarnym Kontynencie, a publikowanych między innymi w "National Geographic", "Playboyu" i "Vivie".
Książka jest monumentalna. Autor tak wyjaśnia jej przewrotny tytuł: Biel. Kluczowe słowo dla tej książki. Powróci wiele razy. Nawet w opisie piasku czy księżyca. Przede wszystkim jednak to ja byłem biały. Mimo upływu lat wciąż, a może nawet coraz bardziej w tej bieli obcy. Widoczny z daleka, irytująco inny, często odrzucany. Próbowałem mimo to spojrzeć pod powierzchnię. Dostrzec życie samo. Pochylić się nad losem tych, których porzuciły kamery telewizyjne i obiektywy reporterów wielkich agencji, bo spieszno im było na kolejną wojnę.
Wielkim atutem jest sporo zamieszczonych w książce fotografii, które mówią o Afryce więcej niż słowa. Choć tych także nie zabrakło. Autor próbuje naszkicować to, co widział, czego doświadczył. Wyczuwa się jednak pokorę. To nie jest narracja zdobywcy, kogoś, kto czuje się lepszy, bo pochodzi z lepszego świata. Przeciwnie. To opis kogoś, kto nie śmie mierzyć się piórem ze swoimi poprzednikami, kto nie sili się na uogólnienia i wielkie tezy. Stąd po lekturze i obejrzeniu przepięknych kolorystycznie fotografii czytelnik czuje pewien niedosyt. Chce więcej. Chce zobaczyć Afrykę. Poczuć ją, powąchać, doświadczyć. Stanąć bosymi stopami na piasku, zerwać owoc z drzewa poznania, podać dłoń szympansowi. Ogrom tego fascynującego kontynentu, jego różnorodność, wielobarwność, uświadamia nam boleśnie, jak niewiele wiemy o świecie, żyjąc w ucywilizowanej Europie, gdzie wszystko staje się zdigitalizowane, gdzie nie można pójść do sąsiada bez wcześniejszego telefonicznego zapowiedzenia się. Tam życie wydaje się prostsze, bliższe naturze, a jednocześnie bardziej brutalne i, jak nazywa to Kydryński, potworne. To przymiotnik, który najbardziej w Afryce pociąga. Moja miłość zdaje się nieuleczalna, ślepa, a często nawet pozbawiona węchu. Tam, gdzie bliscy autora widzieli jedynie brud, smród i ubóstwo, on dostrzegał piękno. I to piękno głębsze, dosięgające istoty człowieczeństwa.
Książka robi ogromne wrażenie, choć część tekstów niektórym czytelnikom będzie z pewnością już znanych. Zapierające dech w piersiach zdjęcia, ukazujące przepiękne pejzaże, kolory, jakich nie znajdziemy w Europie, twarze ludzi wyrażające cierpienie, ale i dumę, a do tego teksty opisujące dramatyczne losy mieszkańców, ich przyzwyczajenie do przemocy, a z drugiej strony – umiłowanie spokojnego, beztroskiego życia. Biel Marcina Kydryńskiego pokazuje, że gdzieś istnieje inny świat. Co więcej: można świat ten poznać. Dla tych, którzy nie wiedzą, jak, zamieszczono na końcu szczegółowe wskazówki. Warto zajrzeć - na początek choćby tylko do książki.
Moment. Iskra. Olśnienie. Światło błyskawicy. Próba uchwycenia w obrazie i słowie chwili archetypicznego ,,pierwszego wejrzenia", które prowadzi do miłości...
"...Pewnego dnia wsiedliśmy z przyjacielem do samolotu lecącego na południe. Wylądowaliśmy w Kairze. Niespełna pół roku później, na żółtych piaskach Przylądka...