Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć
Szetlandy. Wyspy położone ok. 200 km na północ od wybrzeży Wielkiej Brytanii. Trochę ponad dwadzieścia tysięcy mieszkańców, nierównomiernie rozrzuconych po około stu wyspach. Połowa lata, czyli czas tak zwanych „białych nocy". Niekończący się dzień, skryty w lekkim mroku. Bella Sinclair i Francis Hunter organizują wernisaż swoich prac malarskich. Słynna Bella i po raz pierwszy pokazująca publicznie swoje obrazy Fran. Pokazać się, może coś sprzedać – oto cel wernisażu. Frekwencja jest jednak zaskakująco mizerna, a do tego atmosfera imprezy ulega zmianie, kiedy pojawia się pewien człowiek. Nieznajomy Anglik robi „scenę” płaczu i zagubienia. Scenę dziwną i niezbyt autentyczną, choć teatralnie przejmującą. Następnego dnia ciało tego właśnie człowieka, z twarzą zakrytą maską klauna, zostaje znalezione w hangarze łodziowym. Coś, co ma wyglądać na samobójstwo, okazuje się zabójstwem. A to dopiero początek ponurych wydarzeń.
Oto zamknięty, mały, prowincjonalny świat, gdzie wszyscy się znają i sporo o sobie wiedzą, choć dzielą się tą wiedzą bardzo niechętnie, a na pewno nie z obcymi. Monolit środowiska zakłócają tylko osoby z zewnątrz, tacy jak turyści czy przybysze. Detektyw Jimmy Perez szuka rozwiązania zagadki, w której sam ma pewien udział. Był na wernisażu – związany jest z Fran – i rozmawiał z nieznajomym Anglikiem. Detektyw jest przekonany, że morderstwo to sprawka kogoś z miejscowych. Ale kogo? Jaki mógł mieć motyw w stosunku do człowieka, którego oficjalnie nikt nie rozpoznaje?
Perez nie tylko prowadzi śledztwo – najpierw sam, potem z pomocą detektywa Taylora spoza wyspy. Próbuje również ożywić swój związek z Fran. Ona z kolei – po wcześniejszym nieudanym małżeństwie – jest ostrożna i nieufna. Chociaż nie pochodzi z Szetlandów, jest zamknięta i powściągliwa. Perezowi nie jest łatwo prowadzić śledztwo – okoliczni mieszkańcy nie są chętni do mówienia o sobie i o innych. No, może poza odnoszącym wielkie światowe sukcesy miejscowym skrzypkiem, Roddym, który jednak jest wielkim pozerem. Ktoś z nich zabił – nie wiadomo, kto i dlaczego, jaki był motyw sprawcy. I – jak się szybko przekonujemy – to nie koniec spraw mocno związanych z przeszłością.
Niespieszna akcja i dużo opisów, liczne introspekcje. Nie za wiele dialogów. Przygniatająca atmosfera, nieźle oddająca specyfikę „białych nocy”, które u wielu ludzi wywołują niepokój, rozdrażnienie, problemy ze snem i normalnym funkcjonowaniem. Surowa przyroda i surowi ludzie, żyjący w mało przyjaznych warunkach. Rozbudowane psychologiczne portrety postaci pierwszoplanowych. Próby ukazania ich wielowymiarowości. Do tego różne ujęcia wydarzeń – z punktu widzenia Pereza, Kenny’ego, Fran, Taylora.
Dość często pierwsze zdanie rozdziału wskazuje, kto będzie w nim grał główną rolę (Perez ruszył ścieżką…, Fran leżała na łóżku…). Czytelnik nie zawsze wie wszystko, czasami nie dysponuje pełną wiedzą postaci, ale może śledzić tok śledztwa i powolne dochodzenie do prawdy. Zagadka jest dobrze przemyślana, a rozwiązanie nie przynosi rozczarowania.
Skomplikowane relacje łączące ludzi. Emocje, skutecznie ukrywane za wieloma maskami. Przeszłość i przyszłość, mieszające się ze sobą, wpływające na siebie, tak jak marzenia, nadzieje, rozczarowania, urazy. Trudno w przypadku Bieli nocy – drugiego tomu Kwartetu szetlandzkiego doświadczonej pisarki Ann Cleeves mówić o dynamicznym kryminale. Jest za to dobrze napisana, klasyczna w formie i bardzo klimatyczna opowieść, utrzymana w świetnie wykreowanej mrocznej atmosferze.
Gorące lato, małe miasteczko na wybrzeżu Northumbrii. Piętnastoletni Luke zostaje uduszony i położony w wannie wypełnionej wodą, w której pływają kwiaty...
Po raz pierwszy w Polsce przejmująca chłodem i przeniknięta aurą tajemnicy powieść jednej z najwyżej cenionych brytyjskich autorek kryminałów Gold Dagger...