Krucha istota o sarnich oczach, zbyt poważnych i jakby skrywających jakieś tragedie. Roześmiana panna w balerinach i czarnej sukience. Kobieta w tiarze i wieczorowej sukni, przeglądająca się w sklepowej witrynie. Dla jednych nie do zniesienia, dla innych - nie do zastąpienia. Audreyka...
Poznajemy ją przez wspomnienia syna. Lucca Dotti nie kryje zachwytu nad matką, nie unika też trudnych tematów. Pokazuje Audrey taką, jakiej nie znamy. Każe jej stanąć przy kuchni, każe zapychać się makaronem, każe być normalną kobietą, nie gwiazdą Hollywood, nie zdobywczynią Oscara.
To dziwna książka, bo tyle w niej wspomnień, ile przepisów kulinarnych. Jakby każdy smak przywoływał wspomnienie - jedno radosne, inne smutne. Czekolada mówi o ogromnym głodzie, którego doświadczyła Hepburn w Holandii, gdzie wraz z matką starała się przetrwać II wojnę światową. To czekoladowym batonikiem poczęstował ją amerykański żołnierz, który zobaczył na ulicy zjawiskowo piękną istotę, ważącą zaledwie czterdzieści kilogramów.
Córka bankiera i arystokratki, marząca o domu pełnym psów, nie unikająca życia na wsi, zwyczajna, zabawna i ujmująca. Psy spały z nią w łóżku, bo - jak mówiła - nie było tak dużego psiego legowiska, aby to ona mogła spać z nimi. Kochana i kochająca, nie uniknęła rozwodu, a jednak uniknęła skandali. Do dziś kojarzy nam się z najlepszą i najmilszą dziewczyną, jaką każdy chciałaby mieć w swoim sąsiedztwie.
Ale Audrey to także książka kucharska. Pełna włoskich dań, których nazwy: pasta al forno, gnocchi alla Romana, pesto rosso budzą nie tylko miłe skojarzenia, ale zachęcają do przeżycia własnej kulinarnej przygody. Proste i wykwintne przypominają, jaka była Audrey i jaką zapamiętał ją Lucca. Do tego kilka dressingów i masa porad z kuchni babci - Włoszki, która podpowiadała i Audrey, i jej synowi, jak wyczarować poszczególne przysmaki.
Chcecie zabłysnąć w domu, a nie macie sił i czasu na skomplikowane gotowanie? To książka jest dla Was. Nie lubicie gotować, a chcecie poczytać o życiu gwiazd? Ta książka jest dla Was. Nie znosicie Audrey, nie lubicie gotować, nie interesuje Was Hollywood? Zobaczcie, że można być wielką gwiazdą i nie skończyć w plastikowym worku po przedawkowaniu narkotyków. Można być zwyczajną, sympatyczną Audrey, której uśmiech rozjaśniał ludziom dni.
Zmarła na raka. Była ambasadorką UNICEF-u, która poruszała sumienie świata. Rozumiała, czym jest głód i wołała o nakarmienie głodnych dzieci. Pamiętam ją, jak opowiadała o holenderskich ogrodach, o tulipanach, które przecież doskonale znała ze swego głodnego dzieciństwa. Nigdy nie byłam wielką fanką Audrey, ale zobaczyłam ją oczami jej syna, który ukazał kobietę, jaką chciałabym poznać i z którą chciałabym siąść w kuchni, aby wspólnie ugotować makaron z parmezanem.
Nadchodzi Dzień Matki. Kupcie tę książkę sobie, kupcie swoim matkom. Czar Audrey trwa.