Wszystko to cuchnie za bardzo przeznaczeniem
No i stało się. Demony przybyły i prawie zwyciężyły. Prawie, bo wojnę wygrały, pokonały dzielnych, choć trochę głupich ludzi, mimo że ci ostatni byli uzbrojeni w wiedzę, technologię i technikę, ale nie opanowały jeszcze każdego skrawka Ziemi. Demony cechowały: brutalna siła, liczebność, brak współczucia, pogarda dla życia innych i szczypta inteligencji zależnej od wieku. I magia, która się prawom fizyki nie kłaniała. Ludzi cechowała duża pewność siebie i – odkrywcze to, choć jasne jak słońce - wzajemne podziały. I tak skoncentrowane zło, wsparte prymitywną, nie liczącą się z kosztami siłą, dały radę rozwiniętej inteligencji. Jedni zostali zabici, inni stali się niewolnikami, jeszcze inni wkroczyli na bolesną i dla większości krótką ścieżkę przemiany w demony. Niektórzy kornie pochylili karki i zaczęli służyć nowym, pogardzającym nimi panom. Garstka postanowiła walczyć do końca, który zaczął zbliżać się nieubłaganie jak termin rozliczenia podatków.
Elan z matką żyły na pustyni, z dala od ludzi i bestii. Tam, gdzie bezwzględne, bakteriobójcze słońce skutecznie pali nie tylko śmierdzące ciała demonów z niższych kręgów piekła. Pewnego dnia pojawił się jej dawno nie widziany ojciec, który tylko półsłówkami wspominał traumatyczną przeszłość. Ledwie zdążył podszkolić nastoletnią córkę w sztuce walki, a już zginął wraz z żoną z rąk demonów i służącego im za tropiciela ludzkiego zdrajcy. Zrozpaczona Elan postanowiła pomścić swoich rodziców, czego o mały włos nie przypłaciła życiem. Uratował ją zbieg kilku okoliczności, w tym spotkanie w Śnieniu dziwnej postaci - Kaerna. To, co dziewczynie mogło wydawać się początkiem końca, okazało się dopiero końcem początku. A może tylko początkiem zmian, jakie miały się dokonać z jej udziałem? Los wyciągnął znaczoną talię kart, potasował i sprawnie je rozdał. Jeszcze ludzkość nie zginęła, a los Ziemi wcale nie musi zostać przypieczętowany łapą wściekłego demona z najniższego kręgu.
Evan Currie, autor znanego cyklu Hayden War, zaprasza w Rycerzach Atlantydy do nowego, skażonego fantazją świata. Na Ziemię w bliżej nieokreślonej, choć raczej dalekiej przyszłości. Do świata, w którym garstka ludzi stawia czoła hordom przybyłych z innej rzeczywistości demonów. Świata, który rozwój technologiczny ma już za sobą jako malownicze wspomnienie. Do świata kilku postaci, które potrafią skutecznie przykuć uwagę czytelnika i zmieniać bieg zdarzeń. W równym stopniu rzeczywistych co odrealnionych, jak to u Currie bywa nie tylko zresztą z postaciami. Główną bohaterką jest Elan - dziewczyna, nastolatka, dopiero wkraczająca w wiek dojrzały. Uparta, wytrwała, trochę szalona. Materiał na bohatera - nieświadoma roli, niezatapialna. Twarda jak łyżka ze stali nierdzewnej i chętna do nauki jak nieliczne wyjątki wśród młodzieży. To ona idzie ścieżką, którą przygotował dla niej wielce popularny w kręgach literackich towarzysz los. I zmienia losy innych, Ziemi, świata. I pluje demonom w mordy.
Rozrywka? Oczywiście, że tak. Bez wnikania w szczegóły. Bez nadmiernego zgłębiania historii świata i zamieszkujących go jednostek. Ma się dziać i dzieje się całkiem sporo. Ma być patetycznie, no i jest. Walki, rozterki, walki, przygotowania do walk, ważne Ziemian rozmowy. Magia i zaawansowana technologia – tak samo niezrozumiałe i czekające na odkrycie przez potomków Starożytnych. Porażające i przytłaczające (zwłaszcza, kiedy spojrzą na czytelnika) czarne, demoniczne charaktery, nad wyraz dzielni obrońcy ludzkości, których mądrość mogłaby zasypać niejeden rów, kilka niejednoznacznych postaci, które albo przezornie nie opowiadają się po żadnej stronie, albo stają przede wszystkim po stronie samych siebie. Wśród nich szczególnie interesujący tajemniczy Kaern, który jest chyba najciekawszą osobowością na stronach Rycerzy Atlantydy. Wszystkiego po trochu, jak w mieszance pożywnych kasz.
Zauważmy z ulgą, że to nie jest życie, to tylko literatura. Z dużą dozą rozkosznej naiwności i dającego po oczach przerysowania. Nie skłaniająca specjalnie do myślenia, w sumie lekkostrawna i nie zalegająca zbyt długo w pamięci. Korzystająca ze schematów i tematów znanych choćby z dużo mroczniejszego cyklu Petera V. Bretta (Cykl Demoniczny) czy powieści Marka Lawrence'a (Rozbite Imperium). Dzisiaj wszystko zdaje się robić wrażenie w jakiś sposób wtórnego, a deja vu towarzyszy nam jak wiecznie żywa mumia Lenina. Czytelnik musi tolerować nieskończone ciągi zbiegów okoliczności, zbieżne (i to w skończoności) do dobrego zakończenia. Musi spojrzeć na logikę wydarzeń przez okulary ze szkłami polaryzacyjnymi. Nie zadawać głupich pytań w rodzaju: jakim to językiem „wszystkie mówią” (chyba ogólnokosmicznym angielskim), dlaczego demony są tak głupio nieporadne, że aż strach (cztery lata ścigają ojca Elan, tropią ludzi i tropią, a z potężnej magii korzystają, kiedy już łapy im odcięto), dlaczego ich blitzkrieg przeradza się w ciągnącą się jak ciągutki wojnę? Zabawna jest jedynie inteligencja wielowymiarowa, nazwana symbolicznie Merlinem. To jest dopiero AI! (Przechylał lekko głowę w emocjonalnej ekspresji, która nie znaczyła nic dla wielowymiarowej inteligencji, ale była reliktem dawnego przyzwyczajenia.)
Lubisz główne postaci, skazane na bycie ulubieńcami ślepego losu? Nie przeszkadza Ci sprawne czerpanie garściami ze schematów? Cenisz walkę, w której posoka płynie strumieniami, a gnijące wnętrzności symbolizują bogate wnętrza czarnych charakterów? Czujesz, że sny to bramy do zupełnie innego świata? Nie przeraża Cię żywa, wartka akcja z przysypiającą logiką? Cykl Atlantis Rising może przypaść Ci do gustu. Bo, mimo wszystko, jest sprawnie napisanym kawałkiem rozrywkowej fantasy.
Wojna o Świat Haydena dobiega zaskakującego końca. Świeżo upieczona porucznik Sorilla Aida ma nowych sojuszników, nowy sprzęt i wsparcie, i oczywiście...
Wojna oficjalnie się skończyła i Sorilla, czując ciężar lat spędzonych w pierwszej linii, zdecydowała się odejść z armii. Czas odłożyć pancerz bojowy...