Bardzo osobista mieszanka
Blog jest jak raca. Wystrzeliwuje w powietrze i znika bez śladu lub z jakąś smugą dymu. Ta książka jest pewną desperacką próbą utrwalenia pewnych myśli na dłużej niż tydzień. Tak o Alfabecie Seawolfa pisze jego autor, Tomasz Mierzwiński. Właściwie to kapitan Tomasz Mierzwiński, prawdziwy wilk morski. Człowiek, który zawodowo dowodzi na co dzień wielkimi liniowcami pasażerskimi, a którego pasją jest prowadzenie bloga i komentowanie rozkosznej rzeczywistości. Seawolf jest autorem wielu znanych zwrotów, na przykład "Seryjny Samobójca", "Pancerna Brzoza", "Pan Prezydęt", "Dziurawy Stefan" czy "Wieczny Graś". Te i inne zwroty wprowadził do przestrzeni publicznej poprzez swoje blogi bądź komentarze w gazetach.
Alfabet Seawolfa nie jest zbiorem zapisków wyłowionych z sieci. Nie jest publikacją fragmentów blogu. To książka przygotowana specjalnie, a nie papierowa reedycja sieciowych wpisów. To próba refleksji wykraczającej poza bieżące sprawy, odejścia od komentarzy związanych tylko z daną ulotną chwilą. Skoncentrowania się nad tym, co trwa trochę dłużej niż kilka dni. O czym zatem jest Alfabet Seawolfa? O ludziach, mniej i bardziej znanych, o zjawiskach, o ważnych słowach-kluczach (np. "bul" - i to nie ten od bul, bul) i znaczących wydarzeniach. O polityce i jej kuluarach. O mediach, ich uporczywej „bezstronności” i służbie prawdzie, do jej końca. O tym, co znaczy być przyzwoitym i dlaczego wielu osobom można zarzucić brak owej cechy.
Wilk Morski ma swoje poglądy, których nie zmienia, choć nie jest krową, co jest podobno nierealne jak w błyskotliwym wywodzie „udowodnił” pewien zawsze wiedzący lepiej. Wydawałoby się, że poglądy ma prawie każdy z nas, ale życie pokazuje, że to gruba przesada. Większość wygłasza opinie, często jedno- lub kilkudniowe, dziś jest "na tak", jutro - "na nie", a pojutrze jest „za, a nawet przeciw”. Własne poglądy ma mniejszość, ale nie każdy potrafi je wyrazić jak Seawolf: ze swadą, barwnie, polemicznie, wyraziście, dowcipnie, emocjonalnie, niewulgarnie. Oczywiście, dla tych, którzy zawsze wiedzą wszystko lepiej niż „maluczcy” i są niezmiernie dumni ze swojej kultury osobistej, poczucia humoru i mowy bez nienawiści, autor Alfabetu Seawolfa będzie zapewne oszołomem, zoologicznym antypostępowcem, średniowiecznym troglodytą. Cóż, jednych bawi Wilk Morski, innych rozśmiesza poseł-profesor Niesiołowski, Dzidzia Piernik czy znany humorysta, setnie ubawiony sposobem zamordowania człowieka o innych poglądach politycznych.
Seawolf budzi kontrowersje. Jemu nie zależy na tym, by wszyscy bili mu brawo, a zwłaszcza ci, co są mianowani nieśmiertelną elitą, niezależnie od słów i czynów. Używa języka ironicznego, czasami ostrego, ale nie przekraczającego granic dobrego smaku, nie naśladując tego, co słyszymy nierzadko w telewizji, również publicznej. W tym sensie nie jest intelektualistą, nie sypie jak z rękawa wulgaryzmami, chamskimi, prymitywnymi odzywkami i agresywną „mową miłości”. Jego książkę czyta się szybko i bez wpadania w sidła Morfeusza. To nie Ekonomia polityczna Oskara Langego czy dzieła zebrane wybitnego redaktora-wolno-myśliciela. Nie trzeba się od razu ze wszystkim zgadzać, to nie jest wykład matematyczny. Przeczytać może każdy, o ile nie jest „zoologicznym lewicowcem” (że pozwolę sobie na trawestację pewnego zwrotu zionącego miłością) i nie ma alergii na poglądy odmienne niż jego własne. Seawolf nie płynie mainstreamowym nurtem, wiosłuje pod prąd bez liczenia na sławę, stałą obecność w telewizjach śniadaniowych i programach publicystycznych. Co myślą najwybitniejsi, najlepsi synowie tej cząstki Europy, w której żyjemy, wiemy z wpływowych mediów. Może warto czasami zobaczyć, że nie wszystko musi być takie, jak uporczywie głoszą oficjalne ośrodki informacyjne? To na szczęście jeszcze jest zaletą i wartością demokracji, że każdy ma prawo się wypowiadać. Choć wielu zwolenników tolerancji chciałoby zmienić ten idiotyczny, antydemokratyczny stan.
Seawolf jest wyrazisty. Ukazuje różnorakie absurdy naszej rzeczywistości, wybiórczość informacji, zróżnicowane podejście do tych samych kwestii, w zależności od aktualnych celów (np. prezydent Wałęsa raz jest śmiertelnym wrogiem demokracji, innym razem jej najlepszym symbolem - i to w opinii tych samych ludzi). Pokazuje zakłamanie i dwulicowość wielu osób ze świecznika.
To, że autor Alfabetu Seawolfa kpi sobie z wielu sytuacji i rozmaitych faux pas ludzi nieomylnych, obrazu medialnego świata, jaki pieczołowicie jest kreowany, nie wynika z jego wyjątkowej złośliwości. Takie są realia rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, na tej coraz bardziej zielonej wyspie wybiórczej szczęśliwości. Propaganda jest ważniejsza niż konkretne osiągnięcia (nie dziw, że do 10% funduszy europejskich przeznacza się na ich reklamę). Manipulacja informacją - istotniejsza od podawania faktów, zwłaszcza tych niewygodnych. Nachalnie przekonuje się nas zresztą, że komentarze to fakty, a samodzielne myślenie polega na bezkrytycznym czytaniu konkretnej gazety i automatycznym powtarzaniu zawartych w niej tez.
Tomasz Mierzwiński tropi absurdy, od których świat wokół podobno jest piękniejszy i ciekawszy. Pokazuje, jak statystyka staje się ulubioną dyscypliną rządzących, na przykład dla poprawienia punktualności pociągów wydłuża się czasy ich przejazdów, karetki według nowych planów mają dojeżdżać do chorych w czasie 30, a nie - jak dotychczas - 20 minut. Pastwi się nad politykami wypowiadającymi bzdury, bezczelnie kłamiącymi i własnymi wadami z wprawą obarczającymi innych. Konfrontuje obraz tworzony przez opłacanych z pieniędzy podatnika PR-owców z nierzadko siermiężną rzeczywistością. Drogi z telewizyjnych spotów z koślawymi jezdniami z życia wziętymi. Jako przykład zderzenia radosnego samozadowolenia i życia przychodzi mi na myśl zawsze moje własne doświadczenie: asfaltowa droga w górskiej miejscowości, wyremontowana z pomocą funduszy unijnych (o czym dumnie głosi zardzewiała tablica informacyjna), zamieniająca się w szybkim tempie w żwirową alejkę. Efekt rzetelnej i uczciwej pracy, etosu wywodzącego się jeszcze z czasów boomu gospodarczego Edwarda Wielkiego (warto przypomnieć sobie tu sypiące się - dosłownie - betonowe wiadukty kolejowe, postawione w owym szczególnym dla PRL okresie).
Jeśli ktoś nie lubi ludzi inaczej myślących, nie ma poczucia humoru lub śmieje się tylko z wybranych żartów, niech lepiej nie sięga po tę książkę. Szkoda jego czasu. Trochę tylko obawiam się, że - znając nasze życie medialno-polityczne - wielu zdesperowanych dyskutantów, nie znajdując rozsądnych argumentów na tezy, poglądy, opinie Seawolfa, posłuży się zaleceniem wziętym z Erystyki, czyli sztuki prowadzenia sporów Schopenhauera: Jeśli braknie Ci argumentów, obrażaj swego adwersarza...
Myślałem kiedyś, by napisać książkę o swoich przygodach na promach i wycieczkowcach. Byłby bestseller… Tak na jednym ze swoich blogów napisał...
Tomasz Mierzwiński, znany z ciętego języka i niesamowicie celnych komentarzy na najbardziej gorące polityczne tematy, bardzo szybko zdobył imponujące grono...