Aby przyswajanie wiedzy sprawiało przyjemność i przynosiło spodziewane efekty, informacje powinny być serwowane w ciekawy, przystępny i lekki sposób. W przeciwnym bowiem wypadku nawet najbardziej wykwintna potrawa stanie się leżącym zbyt długo na żołądku, ciężkostrawnym daniem. Stephen Clarke, Brytyjczyk, mieszkający od kilkunastu lat w Paryżu, miał szansę poznać tajniki dobrej kuchni, zatem i przysmaki, jakie podsuwa swoim czytelnikom, rozpływają się w ich rozciągniętych od uśmiechu ustach.
1000 lat wkurzania Francuzów to książka, która już samym tytułem wzbudzi zainteresowanie i zaintryguje. Autor w bezpretensjonalny sposób prowadzi czytelników przez zawiłości historii, "układów i układzików", wielkich wojen i małych potyczek, w których rolę plat du jour odgrywali Francuzi. Charakterystyczny, ostry niczym papryczki jalapeno język, wyrazisty styl, cięty, a przy tym najwyższej klasy dowcip autora dodają publikacji wyrazistego, niemożliwego do zapomnienia smaku.
Swoją przygodę z niezwykle ciekawą historią Francji czytelnik rozpocznie od smakowitego i lekkiego petit déjeuner. Zamiast croissanta i café au lait czytelnik zanurzy zęby w historii podboju Anglii. Podboju, którego - jak udowadnia Stephen Clarke - nie dokonali Francuzi, tylko Normanowie. To znamienite wydarzenie ma, jak zgrabnie ujął to autor dać Anglosasom kopa na rozpęd w dziedzinie wkurzania Francuzów. W miarę upływu lat (i stron) czytelnik przejdzie do dania głównego, jakim niewątpliwie są fascynujące, ale i frapujące historie i ploteczki prosto z Wersalu. Na tym jednak nie koniec. Autor, niczym wisienkę na polanym śmietaną muffinie, stawia bowiem piękny daszek nad „o”, by całkowicie pogrążyć piękną historię Francji w odmętach oddziału gastrologicznego paryskiego l’hôpital. Udział Francji w pierwszej i drugiej wojnie światowej ukazuje jako niekończącą się farsę, a dowódców – jako "nafochanych" egoistów, obdarzonych zbyt dużym ego.
Książkę wzbogacają także ryciny, przedruki map, reprodukcje obrazów lub drzeworytów, które opatrzone są – jakże by inaczej – ironicznymi komentarzami autora. Stephen Clarke nie zna bowiem litości (ani świętości). Żartuje z królów, żartuje ze świętych, żartuje z obyczajowości i kultury. Dowcip autora to jednak crème brûlée dla spragnionych słodyczy podniebień. Stephen Clarke nie tylko z Francuzów żartuje – Clarke ośmiela się kraść francuskie zdobycze cywilizacyjne. Bagietka to nie francuski wynalazek w sferze kuchni. Szampan – pomysłodawcą trunku był Brytyjczyk. Nie mówiąc już o gilotynie i „francuskim winie”.
Można by snuć domysły, jaki cel przyświecał autorowi, który strona po stronie kpi niemiłosiernie z historii Francji i Francuzów. Jedno jest pewne: po lekturze 1000 lat wkurzania Francuzów każdy czytelnik będzie mógł wskazać co najmniej tuzin powodów, dla których relacje między Brytyjczykami i Francuzami są tak bardzo napięte. Zyska też pewność co do tego, że odwiedzając Paryż, nie powinien zwracać się do jego mieszkańców po angielsku.
Paul West właśnie otrzymał ofertę nie do odrzucenia: dwa tygodnie słonecznych wakacji z piękną Glorią Monday. M, jak lubi być nazywana nowa znajoma, śledzi...
Paul znów jest w Paryżu, bez pieniędzy, bez pracy i bez mieszkania. Jean-Marie, jego dawny szef, próbuje wyłudzić od niego udziały w angielskiej...