Jeszcze do niedawna Magdalena była zwyczajną dziewczyną, która precyzyjnie dzieliła swój czas między pracą w małej księgarni i domowymi obowiązkami. Tylko nieliczni wiedzieli, że oprócz tego również „hobbystycznie” wspierała wujka w niebezpiecznym interesie, jakim jest walka ze słowiańskimi kreaturami zagrażającymi życiu nieświadomych ich istnienia ludziom. Nawet udało jej się zaznać pięknego uczucia, jakim jest miłość, chociaż zła sława rodziny wskazywała na to, że nie będzie jej to dane. Niestety dosyć krwawe spotkanie z Pierwszym prawie niszczy wszystko, co do tej pory udało jej się osiągnąć. Właśnie – prawie, ponieważ nikt nie przypuszczał, że spomiędzy obrzmiałych bólem i cierpieniem chmur przeciśnie się z impetem promień słońca.
Po prawie roku nieobecności Magda powraca do świata żywych. I chociaż jej dusza zamieszkuje cudze, a nie własne ciało, to ten fakt niezmiernie ją raduje. Czym prędzej opuszcza zamieszkiwane dotąd miasto i wyrusza w podróż do Wiatrołomu, aby odnaleźć Feliksa i podzielić się z nim swoim planem związanym z likwidacją Pierwszego. Zanim jednak wyruszą na wspólnego wroga, będą musieli skontaktować się z najstarszym żniwiarzem, aby ten ofiarował im swoją drogocenną wiedzę, która pozwoli im zwiększyć swoje szanse. A to nie jest takie łatwe, bo słuch o nim zaginął, a każda kolejna poszlaka zdająca się prowadzić do wyznaczonego celu szybko przeistacza się w ślepą uliczkę. Do tego jeszcze dochodzi codzienna walka z nawimi, gdzie ich liczba wzrasta w zastraszająco szybkim tempie...
Czy Magda i Feliks podołają tej próbie? A może ogrom pracy i fałszywych wskazówek zniweczy ich plany? I jak żniwiarzowi będzie układać się współpraca z Magdaleną, która w sporym stopniu odziedziczyła paskudny charakterek poprzedniej właścicielki ciała? I co takiego wymyśli sam Pierwszy, który również na nich poluje?
Wielokrotnie zdarzyło mi się otrzymać prezenty urodzinowe, które ani odrobinę nie przypadły mi do gustu. Trudno się temu nie dziwić, gdyż tylko nieliczni znają moje preferencje, ale żeby nie było – zawsze szczerze dziękuję za ten drobny gest, bo tak naprawdę liczy się pamięć. Jednakże w przypadku Magdaleny strasznie ciężko o tego typu zachowanie. Przecież nikt o zdrowych myślach nie zacznie skakać z radości, kiedy w dniu swoich urodzin dowiaduje się, że najbardziej zaufana osoba cały czas bezczelnie cię okłamywała, aby chwilę później „pomóc” ci odejść z tego świata. Ale nikt nie spodziewał się... no dobra, po jawnym spoilerze w [Pustej nocy] (oraz świadomości, że przecież główna bohaterka nie może zostać tak perfidnie uśmiercona, kiedy to książka będzie posiadać kontynuację) doskonale zdawałam sobie sprawę, że Magda powróci do gry znacznie silniejsza i nie pozwoli na to, aby jej morderca napawał się zwycięstwem. Tym samym wiadome było, że rozpocznie się niebezpieczny pościg za oprawcą, ale nie przypuszczałam, że w międzyczasie rozwinie się znacznie więcej wątków, które tylko z pozoru przypominały fabularny zapychacz. Po wdrążeniu się w nie odkrywałam nowe źródło informacji, tym samym czerpałam zawarte tam fakty pełnymi garściami. Aczkolwiek w pewnym momencie zaczęłam obawiać się, że nowe ścieżki tejże historii zaczną przysłaniać najistotniejszą część [Czerwonego słońca], ale na szczęście obyło się bez pisania skargi do autorki za ten potworny czyn. Także długopis został odstawiony, kiedy do starych i dobrze już znanych słowiańskich kreatur dołączyły zupełnie nowe, znacznie silniejsze stwory, dzięki czemu całość nabrała mroczniejszego klimatu. Doprawdy ciężko było nie drżeć ze strachu o Magdę czy Feliksa, kiedy jakaś pewna siebie poczwara urządza sobie wyciętą spod prawa imprezę i nie zamierza zakończyć zabawy bez walki o swoje „przywileje”. Muszę przyznać, że w tym tomie żniwiarze mieli pełne ręce roboty, której niestety nie ubywało, ale tym samym wiecznie coś się działo, dzięki czemu nie potrafiłam oderwać oczu od zadrukowanych stron, by powrócić do realnego świata. Ponownie wcieliłam się w rolę słynnej skarpetki, gdzie książka odgrywała rolę bezwzględnej pralki, a wszyscy doskonale wiemy, że to połączenie może mieć tylko jeden finał... A skoro mowa o zakończeniu, to w przypadku [Czerwonego słońca] miałam nieodparte wrażenie, jakbym ponownie powróciła do poprzedniego tomu i przeżywała bolesne deja vu, ale na szczęście (chociaż nie jestem pewna, czy to dobre sformułowanie) akcja potoczyła się zupełnie inaczej, chociaż wywołała u mnie ogromne zaskoczenie, przez co – znowu – nie potrafię doczekać się kontynuacji! Pani Paulino, dlaczego pani mi to robi? To powinno podlegać karze grzywny lub więzienia!
Jeżeli wcześniej Magda potrafiła pokazać pazurki, nieraz doprowadzając Feliksa do szewskiej pasji, to wyobraźcie sobie jego cierpienie, kiedy ta powraca z podrasowanym charakterkiem! Dawna część osobowości głównej bohaterki po zmieszaniu z tą od prawowitej właścicielki ciała stworzyły istną mieszankę wybuchową, gdzie wystarczy tylko iskra, aby odczuć jej działanie. Tym samym poznawałam Magdalenę na nowo, co tym razem wcale nie było aż takie łatwe. Nawet pochmurny i zdystansowany Feliks czy milczący Mateusz wypadali znacznie lepiej, ale z czasem przyzwyczaiłam się do jej nowej natury. Co więcej – poczułam się tak, jakbym odnalazła w niej swoją bratnią duszę! Jak widać przez wrednotyzm wrodzony do serca! Za to znacznie ubolewałam, że uwielbiany przeze mnie intrygant Pierwszy stanął w ogromnym cieniu i przez dłuższy czas nie potrafił wyjść poza jego granice. Aczkolwiek, kiedy tylko to zrobił, ponownie mnie zaskoczył, gdzie z miejsca wybaczyłam jego paskudną nieobecność!
Nowy tom, nowi bohaterowie – to typowe zjawisko, dlatego też nie zdziwiłam się, kiedy wraz z kolejnymi wątkami przybyły również następne ofiary „słowiańskiego kultu”. I jak pewna krnąbrna staruszka Janina doprowadzała mnie do szału, przez co zapragnęłam, aby dostała zawału (tak, życzę komuś bardzo źle, ale nie zapominajmy, że to tylko fikcyjna postać), tak kuzyni Magdy powalali mnie swoją głupotą oraz lekkomyślnością. Trudno się dziwić, skoro zostali wykreowani na stereotypowych cwaniaczków, których twarze nie są skalane inteligencją. Ale i tak wolałam, kiedy fabuła skupiała się na nich, bo dzięki temu całkowicie rozluźniałam się po mrożących krew w żyłach scenach, a moje serce powracało do normalnego rytmu.
Paulina Hendel nadal jedynie wzoruje się na demonologii słowiańskiej, ale dalej nie mogę stwierdzić, że wychodzi jej to źle. W tej części przedstawia nam kolejnych kandydatów, którzy mogą śnić się po nocach, zamieniając rozkoszny sen w istny koszmar! Do tego wszystkiego dodajmy umiejętne władanie piórem autorki, która nie zamierza ukrywać swojego talentu pisarskiego, czego nie można jej mieć za złe. Jedynie męczył mnie wątek miłosny, który w pewnym stopniu nie odbiegał niczym od tych, jakie dane było nam poznać poprzez powieści dla młodzieży. Ale muszę przyznać, że schemat „od nienawiści do miłości” w jakimś stopniu ma to coś, dzięki czemu parska się śmiechem.
Podsumowując:
Paulina Hendel raz jeszcze udowadnia, że polska fantastyka ma się bardzo dobrze i wcale nie musi być gorsza od zagranicznych odpowiedników. Ponownie zostałam wciągnięta w mroczny, pełen krwiożerczych i niebezpiecznych demonów świat, gdzie trzeba pilnować się na każdym kroku, by nie zostać czyimś pożywieniem. Dlatego też, jeżeli jeszcze nie znacie poprzedniego tomu, to czym prędzej nadrabiajcie zaległości, bo ucieka wam sprzed nosa kawał dobrej lektury!
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2017-09-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 430
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Maximus Opoka jest zwykłym kurierem kasty i nic nie wskazuje na to, aby jego życie miało ulec poprawie. Co więcej, sprowadza na siebie dodatkowe kłopoty...
Hubert budzi się w Paryżu, jak gdyby tragiczna w skutkach wyprawa po księgę nigdy nie miała miejsca. Zagłada cywilizowanego świata jeszcze nie nastąpiła...