Opublikowanie tej powieści w latach 60. XX wieku było punktem przełomowym w literaturze amerykańskiej. Nietrudno się domyślić, jakie wrażenie wywołała książka Philipa Rotha, jeśli jeszcze dziś, mimo – wydawałoby się całkowitej swobody twórczej, może „Kompleks Portnoya” wywoływać zażenowanie, niesmak a nawet sprzeciw co wrażliwszych czytelników. Opublikowanie tej historii stało się głośnym wydarzeniem literackim – a skandal mógł posłużyć jako najlepsza reklama. Dzisiaj właściwie „Kompleks Portnoya” w obliczu literackich eksperymentów i bezustannych prób wstrząśnięcia odbiorcami za sprawą poruszania kontrowersyjnych wątków nie zaskakuje: kilkadziesiąt lat temu budziła żywe emocje, współcześnie pruderia lekturowa wydaje się być nie na miejscu.
Czytelników Philipa Rotha nie zdziwi fakt, że fabuła tej historii kręci się wokół dwóch wątków: seksualności i kwestii żydowskiej. Kluczem do odczytania jest już sam tytuł – wyjaśniony zresztą zaraz na początku: kompleks Portnoya to „zaburzenie, w którym silne obiekcje moralne i skłonności altruistyczne pozostają w ciągłym konflikcie z ekstremalnymi pragnieniami seksualnymi, często o charakterze perwersyjnym”. Umieszczenie takiej informacji przed właściwą powieścią łagodzi brzmienie tekstu, przygotowuje czytelników na rozwój wydarzeń, a także uzasadnia i wyjaśnia stosowane przez pisarza rozwiązania treściowe. Spielvogel zaznacza, że w przypadku kompleksu Portnoya „występują liczne akty ekshibicjonizmu, voyeuryzmu, fetyszyzmu, autoerotyzmu i oralnych stosunków płciowych”. To daje mniej więcej trafny obraz książki – bo inspirowany odkryciem „kompleksu Portnoya” Roth nie odejdzie daleko od tego wątku, a opisy masturbacji w powieści będą niejednokrotnie budzić obrzydzenie czytelników.
Bohaterem tomu jest Alexander Portnoy – cała powieść to jego wyznanie, rozbrzmiewające z kozetki psychoanalityka bądź psychiatry. To relacja ze skomplikowanego życia bohatera, próba odnalezienia źródła manii seksualnej. Portnoy z lekkim wstydem opowiada lekarzowi najintymniejsze chwile swojego życia, zwierza się z przeżyć i doznań, które wywołują w nim lęk przed karą, przedstawia wątki niesmaczne i wywołujące sprzeciw wszystkich normalnych – to jest nieogarniętych szaloną żądzą autoerotyzmu. Historia trudnej egzystencji przeplatana zwierzeniami z kolejnych aktów seksualnych łączy się jednak z dość barwnymi wspomnieniami z dzieciństwa.
Philip Roth czerpiąc z Freuda, odmalowuje skomplikowane relacje między członkami rodziny – pokazuje nadopiekuńczą matkę, która nie umie poradzić sobie z kolejnymi symbolicznymi demonami, wycofanego ojca cierpiącego na wieczne zatwardzenie, siostrę, która w pewnym momencie egzystencji bohatera staje się przez niego sprowadzona jedynie do używanych majtek i staników – przyczyn kolejnych masturbacji. Alexander Portnoy próbuje dojść do tego, które zachowania bliskich doprowadziły go do głębokiego psychicznego urazu.
Odrębnym tematem jest wyznanie – Portnoy szydzi sobie z judaizmu (a raczej z „żydostwa”), polemizuje z chrześcijaństwem w mocno prowokujący sposób. Kąśliwe uwagi dotyczące wyznań uderzają nie tylko w dewocję, ale i nawet w zdystansowanych lekko wierzących. Jedyną religią dla Portnoya staje się masturbacja – tego stanu rzeczy nikt i nic nie może zmienić. W innych tomach Rotha wydanych w tej serii erotyka ma różne oblicza – tu sprowadza się do stosunków oralnych i samogwałtu. Słowa uznania należą się Annie Kołyszko, autorce przekładu: udało się jej oddać treść książki mimo stosunkowo niewielkiej liczby synonimów z dziedziny seksu – i to bez zbędnego wulgaryzowania. Wydaje mi się, że Roth w tym wypadku postawił na skandal – tyle że czynniki wywołujące kontrowersje są wyolbrzymione i przesadzone. Tu nasuwa się podejrzenie, że autor „Kompleksu Portnoya” sięgnął po prostu po ironię i przez sprowadzenie pewnych elementów powieści do absurdu wypowiedział wojnę pruderii. Książka przynosi też obraz człowieka zniewolonego, uwięzionego przez własne popędy. Ponad warstwą marketingową bez trudu daje się odczytać refleksja na temat ułomności ludzkiego charakteru.
Rzecz to straszna i niepojęta, ale nasze najbanalniejsze, przypadkowe, komiczne nieraz wybory pociągają za sobą nieproporcjonalnie poważne skutki –...
`Praska orgia`, stanowiąca dziennikowe zapiski Zuckermana z jego pobytu wśród degradowanych przez państwo intelektualistów, to zadziwiające interludium...