Nie piszę romansów! Sylwetka Danielle Steel
Data: 2013-09-02 13:59:06
Niedoszła zakonnica
Zestaw imion i nazwisk pisarki jest równie długi, jak lista jej bestsellerów. Autorka naprawdę nazywa się bowiem Danielle Fernandes Dominique Schuelein-Steel. Była jedynym dzieckiem Normy da Camara Stone do Reis i Johna Schuleina-Steela. Jej ojciec był przybyłym z Niemiec żydowskim emigrantem, spadkobiercą właścicieli browaru Lowenbrau. Matka, urodzona w Portugalii, była córką dyplomaty. Steel została wychowana w wierze katolickiej i - jak podaje agencja Reutera - jako dziecko chciała zostać... zakonnicą!
- To religia sprawia, że wciąż pracuję, bez niej byłabym zupełnie zagubiona - wyznaje autorka. - W moim życiu były momenty - gdy mój syn zmarł i gdy mój mąż mnie opuścił - kiedy chodziłam na mszę dwa razy dziennie tylko po to, by jakoś się trzymać. Do dziś wiara jest dla mnie bardzo ważna. Choć rozumiem, że nie każdy musi podzielać katolicki światopogląd, muszę podkreślić, że w moim życiu Bóg po prostu działa.
Jej życie stoi jednak w pewnej sprzeczności z ideałami wyznawanymi przez zakonnice. Miała pięciu mężów, ma siedmioro biologicznych i dwoje adoptowanych dzieci, a żyje pomiędzy dwoma domami - w San Francisco i Paryżu.
Burzliwe dzieciństwo
Większość swego dzieciństwa Steel spędziła we Francji, gdzie od najmłodszych lat uczestniczyła w przyjęciach urządzanych przez rodziców.
- Dało mi to szansę, by obserwować życie ludzi bogatych i sławnych. Nauczyło mnie obserwować świat bardzo uważnie. Z pewnością ten zmysł obserwacji przydaje mi się w pracy - wyznaje Danielle.
Jej rodzice rozwiedli się, gdy Steel miała osiem lat. Później wychowywał ją ojciec. Razem podróżowali pomiędzy Nowym Jorkiem a Europą. Danielle rzadko widywała wówczas matkę.
Bardzo wcześnie zaczęła pisać. Już jako dziecko tworzyła opowiadania, by jako nastolatka skupić się na poezji. Nie studiowała jednak literatury, wybrała projektowanie. Bardzo wcześnie - w wieku 18 lat - wyszła za mąż za bankiera Claude'a-Erica Lazarda. Rok później urodziła córkę - Beatrix i ukończyła swą pierwszą powieść. Opublikowała ją siedem lat później.
Bardzo nieśmiała osoba
Po urodzeniu dziecka Steel rozpoczęła pracę w agencji public relations w Nowym Jorku. Później została copywriterką. To jeden z klientów, na którym wielkie wrażenie wywarły jej pierwsze teksty, zachęcił Steel do tego, by skupiła się na pisaniu.
Nie lubi mówić zbyt wiele o swoich małżeństwach, nie przepada też za opowiadaniem o swojej rodzinie. Nie bez przyczyny. Obwinia media o spowodowanie rozpadu jej czwartego małżeństwa - z Johnem Trainą. Dziennikarze zdobyli akta, udowadniające, że John adoptował syna Steel z poprzedniego małżeństwa - Nicka. Pisarka zażądała, by utrzymano to w tajemnicy, Nick bowiem nie chciał, by inne dzieci wiedziały, że nie jest synem Johna. Przegrała w sądzie.
- Sąd widać uznał, że ponieważ jestem sławna, mój syn nie ma takich praw jak inne dzieci - komentuje całą sprawę Steel. Zdarzenia te bardzo mocno odbiły się na jej rodzinie. Pisarka postanowiła nawet przestać wydawać swoje książki, wyrażając zgodę, by ukazały się dopiero po jej śmierci. Dzieci wymogły na niej rezygnację z tego postanowienia. Wówczas jednak Steel podjęła inne, równie poważne.
- Postanowiłam, że nigdy więcej nie udzielę wywiadu. Byłam na radarze tabloidów przez 15 lat. Nie chcę, by moje dzieci były upokarzane. I tak są ścigane przez media na każdym kroku.
Nieszczęście dotyka nas wszystkich
Milczenie jednak nie zagwarantowało jej i jej dzieciom szczęścia. W 1997 roku jej syn, Nicholas Traina, popełnił samobójstwo poprzez przedawkowanie heroiny. Nick był wokalistą punkowych zespołów Link 80 i Knowledge. By go uczcić, Steel napisała jedną z niewielu książek w swoim dorobku, która nie jest fikcją: Światło moich oczu: historia życia Nicka Trainy. Przychody ze sprzedaży Steel przeznaczyła na ufundowanie Fundacji Nicka Trainy, zajmującej się zagrożeniami płynącymi z chorób psychicznych.
- Nie chciałam, by mój syn odszedł w ciszy - wyznała Steel w jednym z wywiadów. - Chciałam, by ludzie wiedzieli, jak niesamowitym był dzieckiem i by jego śmierć nie poszła na marne. Kiedy czytelnicy myślą o mnie, mówią często: "Jakie ona ma szczęście! Jest taka bogata!". Ważne jednak, by pamiętali o tym, że tragedie nikogo nie omijają.
Steel daje temu wyraz również w swoich książkach. Jej powieści często opowiadają o bogatych (czasem zbyt bogatych, na czym - zdaniem krytyki - traci ich wiarygodność) ludziach sukcesu, którzy muszą zmierzyć się z tragedią - chorobą, śmiercią, stratą, kryzysem rodzinnym. Bohaterki wielu jej późnych powieści to silne, bogate kobiety, kobiety sukcesu, które nie są traktowane wystarczająco poważnie przez swych mężów, starają się więc rozpocząć zupełnie nowe życie.
- Staram się pisać o sprawach, które dotyczą nas wszystkich. Myślę, że jestem bardzo szczera w życiu i sądzę, że widać to w moich powieściach. Chcę dać ludziom nadzieję. Nawet jeśli życie boleśnie nas doświadcza, zawsze los może się odmienić.
Nie piszę romansów!
Choć bywa, że media okrzykują Steel "królową romansu", ona sama wzbrania się przed takim określeniem.
- Nie nazywajcie moich powieści romansami! - mówi Danielle Steel. - One tak naprawdę nie opowiadają o miłości czy romansowaniu. Piszę raczej o kondycji ludzkiej. Romans to pewien element naszego życia, natomiast powieści obyczajowe - także te, które tworzę - opowiadają raczej o problemach, z którymi wszyscy musimy się zmagać - o stracie, wojnie, chorobie, pracy i karierze, dobrych i złych stronach życia.
Jak napisać bestseller?
Interesujący jest sposób pracy nad książką Danielle Steel.
- Ukończenie książki zajmuje mi około dwóch - dwóch i pół roku. Tajemnica tkwi w tym, że zwykle pracuję jednocześnie nad czterema czy pięcioma powieściami. Na początku siadam do pisania na 20-22 godziny dziennie. To bardzo długie doby, gdy sypiam około trzech godzin każdego dnia, a później wracam do pisania na kolejne 22 godziny. Tak funkcjonuję mniej-więcej przez miesiąc, przygotowując pierwszy szkic. Potem pozostawiam go na dłuższy czas, by wrócić do pisania nawet po miesiącach czy latach.
Bardzo długo Danielle Steel pisała swoje książki na maszynie do pisania z 1946 roku.
- Kocham ją. Dopiero dzieci wprowadziły mnie w XXI wiek - dzięki nim zaczęłam prowadzić korespondencję emailową - wyznaje Steel.
Skąd czerpie pomysły?
- Po prostu spadają z nieba! - powiedziała kiedyś. - Czasami jednak inspiruję się jakimś zdarzeniem z życia, spotkaniem, jednak kluczowe są moje uczucia, przeżycia po jakimś wydarzeniu z życia. Nie opisuję bezpośrednio takich wydarzeń - skupiam się na własnych emocjach. Dzięki temu wiele osób mówi, że są one tak prawdziwe.
Prawda pisarki, prawda krytyki
I choć wielu krytyków kompletnie się z powyższym stwierdzeniem nie zgadza, Danielle Steel najwidoczniej się tym nie przejmuje.
- Pierwsze recenzje moich książek były tak złe, że zdecydowałam, że nigdy więcej nie będę ich czytać - wyznaje. - Nie obchodzi mnie, czy świat krytyki moje książki kocha, czy ich nienawidzi. Ważne, że jest dość ludzi, którzy chcą je czytać.
A z argumentem w postaci kilkuset milionów egzemplarzy sprzedanych książek naprawdę trudno polemizować.
Dodany: 2015-08-28 01:47:17
Dodany: 2014-02-25 14:23:45
Dodany: 2014-02-01 00:44:46
Dodany: 2014-01-27 17:59:10
Dodany: 2014-01-27 15:08:24