Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
UWAGA SPOJLERY
Do Penelope Ward przekonałam się, czytając Mieszkając z wrogiem, choć już wcześniej słyszałam dużo dobrego o tej autorce. Tworzy ona historie, które są z pozoru błahe i proste, ale zawierają w sobie jednak drugie dno, mimo że niczego więcej się po nich nie spodziewamy. W związku z tym po Napij się i zadzwoń do mnie spodziewałam się czegoś więcej. Myślałam, że autorka znów ukryła w treści coś ekstra, ale zdecydowanie się rozczarowałam. I choć nie zamierzam rezygnować z Ward, to już wiem, żeby wybierać bardziej dopracowane powieści.
Rana wypija butelkę wina, a następnie dzwoni do swojego przyjaciela z dzieciństwa. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że stracili ze sobą kontakt na wiele lat. Wtedy Rana i Landon byli nierozłączni, ale jeden dzień sprawił, że wszystko się zmieniło. Rana przeprowadziła się z rodzicami i nawet nie pożegnała się z przyjacielem. Jedna chwila słabości sprawia, że Rana po pijaku wytyka Landonowi błędy z przeszłości i ma nadzieję, że będzie to dla mniej oczyszczające. Zaskoczony niespodziewanym telefonem Landon, nie zamierza znów stracić kontaktu z odzyskaną przyjaciółką.
Trudno mi będzie opisać to, co najbardziej mnie irytowało, nie zdradzając przy tym szczegółów z powieści. Dlatego dzisiaj po raz pierwszy zdecydowałam się na recenzję ze spojlerami i czytacie ją na własną odpowiedzialność. Naprawdę miałam nadzieję, że Napij się i zadzwoń do mnie będzie powieścią, która znów mnie zaskoczy czymś zupełnie niespodziewanym. Nawet mimo tego, że objętościowo przypomina rozszerzone opowiadanie. Początek rzeczywiście okazał się intrygujący – szczególnie że rozmowy po pijaku przez telefon wydawały mi się czymś nowym i miałam nadzieję na trochę ognia. Niestety przeliczyłam się, a autorka chyba napisała tę książkę trochę na wyścigi – żeby tylko była kolejną jej pozycją na liście czytelniczej.
Niestety największą porażką tej książki okazała się… Rana. Ta dziewczyna mnie tak niesamowicie irytowała swoim zachowaniem – tu niby się czymś przejmowała, ale zaraz to zlewała, bo czekała na wielkie boom. Zupełnie jakby autorka zapowiadała w ten sposób, że coś zaraz się wydarzy i musimy być czujni, bo będzie to naprawdę spektakularnie, ale zaraz zdawała sobie sprawę, że w sumie ten problem można rozwiązać na wiele innych i prostszych sposobów i wcale nie musi być to aż tak niesamowite. Więc co? Więc nie ma to, jak zrobić z głównej bohaterki rozlazłą mamlę, która będzie robić tak, by najmniejszy problem zamienić w tragedię.
Ponadto ta bohaterka zupełnie mnie do siebie nie przekonała. Nie widziałam, żeby miała przed sobą jakieś perspektywy, oprócz tego, że nie chce mieszkać z ojcem, więc mieszkanie musi dzielić z jakimś zboczonym współlokatorem, całe życie chce tańczyć taniec brzucha w jakiejś greckiej spelunie i wciąż skrywa straszną tajemnicę, przez co nie chce się spotkać z Landonem. A potem? Wystarczy jeden telefon, że Landon uderzył się w głowę w skateparku, żeby wzięła wolne w pracy, i bez żadnego bagażu – w tylko w stroju do tańca brzucha – i w sumie też bez pieniędzy wsiadła w samolot i przeleciała pół Ameryki. I nawet znalazł się dobry Samarytanin, który wyłożył grube dolary na jej przelot, bo przecież jej karta nie mogła działać. A ta tajemnica, zapytacie? Tak naprawdę nie była niczym, z czym nie mogliby sobie poradzić przy użyciu długiej i wyczerpującej rozmowy. Ponadto Rana już nie była taka wyrozumiała, gdy Landon wyjawił jej swoją przeszłość – wolała milczeć i zastanawiać się, kiedy chłopak znów do niej zadzwoni, bo przecież ona pierwsza nie mogła tego zrobić.
Jeśli chodzi o samego Landona, to muszę przyznać, że jako jedyny wzbudził moją sympatię. Jego historia rzeczywiście była zaskakująca, choć uważam, że wyczerpująca i szczera rozmowa mogłaby i w tej sprawie rozwiać wątpliwości Rany. Z pewnością przeszłość Landona była dla mnie ciekawsza niż Rany, bo wzbudzała więcej kontrowersyjnych pytań. Ponadto bardzo spodobał mi się jego sposób bycia – taki luzacki, chłopak naprawdę robił to, co lubił, a dodatkowo miał pomysł na świetny biznes, który może nie uczyniłby z niego milionera, ale sprawiał mu dużo radości. Jako jedyny trzeźwo podchodził do sprawy z telefonem i stawiał warunki, które zmuszały Ranę do podjęcia decyzji – w innym wypadku chyba bylibyśmy skazani na jej ciągłe wątpliwości.
Na szczęście Napij się i zadzwoń do mnie ratuje zakończenie. Muszę przyznać, że jest naprawdę życiowe i można się na nim uśmiechnąć z nostalgią. Nie jest cukierkowe, przesłodzone ani przesadzone, a narracja z perspektywy Landona sprawia, że nabiera jeszcze dodatkowego charakteru Ot, mogłoby spotkać każdego z nas i bylibyśmy z tego zadowoleni. Na końcu akcja nawet przyśpiesza, a dodatkowe komplikacje sprawiają, że udało mi się książkę skończyć bardzo szybko.
Napij się i zadzwoń do mnie mnie trochę rozczarowało, ale mam nadzieję, że Penelope Ward pokaże jeszcze, na co ją stać.
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2019-02-19
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału: Drunk Dial
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Wojciech Białas
Dodał/a opinię:
Katarzyna Łochowska
Jeśli z pudełka czekoladek wybierasz tylko te z dużą dawką chili, mamy dla ciebie zestaw, którym będziesz mogła rozkoszować się w całości - dziesięć...
Powszechnie uważa się, że studia są czasem beztroski. Jednak w przypadku Teagan początek drugiego roku zupełnie nie pasował do tego opisu. Wszystko szło...