„Myślę, że o miłości można mówić dopiero, gdy komuś pokażemy się bez tej maski. Bez maski, bez pudru, bez zbędnej charakteryzacji. Kiedy staniemy przed kimś, obnażając wszystkie słabości i wady, pokażemy prawdę”.
Miłość – temat rzeka, napisano już o niej wiele książek, poematów, piosenek, ale nadal nam mało. Czytamy o niej, przeżywamy ją i pragniemy jej więcej i więcej, bojąc się, że pewnego dnia odejdzie lub straci swoje pierwotne barwy. Mało kto potrafi tak pięknie pisać o miłości i życiowych perypetiach jak Magdalena Witkiewicz. Słynie z tego, że w sposób lekki potrafi pisać o emocjach i trudach życia codziennego. Jednak czy i tym razem stworzyła opowieść równie wciągającą jak Pierwsza na liście lub Czereśnie zawsze musza być dwie?
Listy pisane szeptem to opowieść o miłości nieco już zapomnianej i wyblakłej. Wspólnie spędzone lata sprawiły, że to początkowe uczucie nie jest już tak barwne i intensywne – zupełnie jakby pokrył je kurz, który przybiera formę niedomówień, sprzeczek, milczenia i rutyny. Magdalena Witkiewicz rozprawia się z upływem czasu i jego wpływem na związek dwojga ludzi. Bierze pod lupę miłość z długoletnim stażem i rozkłada ją na czynniki pierwsze, cofając się do początkowego zauroczenia i ekstazy. Przeprowadza wnikliwą analizę długoletniej miłości, zadaje niewygodne pytania i szuka odpowiedzi. Gdzie się podział romantyzm? Zrozumienie? Wspólne rozmowy? Czy to jeszcze miłość czy przywiązanie? Na zadane we wstępie pytanie: czy i tym razem Magdalena Witkiewicz stworzyła powieść równie wciągającą jak Pierwsza na liście lub Czereśnie zawsze musza być dwie? Odpowiedź brzmi – nie. Mam z tą książką lekki problem, bo o ile tematyka i jej przesłanie do mnie trafiają, o tyle forma już nie do końca. Zabrakło mi tutaj konkretnej historii, takiej która wgniecie mnie w fotel i będę kibicowała bohaterom z zapartym tchem do samego końca. W przypadku wspomnianych już powieści, pamiętam, że żyłam tamtymi historiami, nie mogłam się oderwać od fabuły i z chęcią zarywałam noce. Tym razem nie było tej chemii. Listy pisane szeptem przypominają mi raczej referat na temat miłości w długoletnim związku, niż powieść do jakich przyzwyczaiła nas autorka. Nie zmienia to faktu, że cała reszta jest jak najbardziej na plus i niektóre fragmenty dają do myślenia. Nadal jest lekko, ale bez lukru. Można spokojnie powiedzieć, że słodko-gorzko, ale życiowo ze szczyptą optymizmu i ciepła. Podsumowując: Listy pisane szeptem nie są najlepszą powieścią w dorobku autorki jaką miałam okazje czytać – bywają zdecydowanie lepsze i zapisujące się w pamięci niż ta. Ten tytuł mogę jednak polecić osobom, które są w długoletnim związku i szukają innego spojrzenia na miłość.
„Gdy jesteście już tyle lat ze sobą, jesteście zgrani. I dzięki temu wiecie, jak płynąć ku marzeniom, nawet gdy wiatr wieje w przeciwną stronę. Macie z pewnością narzędzia, dzięki którym dajecie radę. Pochowane gdzieś wiosła, które pomagają Wam osiągnąć cel. Czasem nie jest to łatwe, czasem jesteście wyczerpani, ale gdy dopłyniecie do brzegu czujecie ogromną satysfakcję. Na tym właśnie polega małżeństwo”.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2022-07-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 424
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
RedCherry
Spacery w świetle zachodzącego słońca. Pierwsze nieśmiałe zauroczenia, niewinne flirty i niespodziewane wybuchy uczuć. Wakacje, słońce i wspomnienia. Mistrzynie...
Mała Przytulna - urokliwe miasteczko wśród ukwieconych wzgórz. To miejsce, gdzie każdy chciałby zamieszkać. Miejsce, w którym wędrowny grajek od lat opowiada...
Ale chyba każdy związek ma w sobie na początku coś z teatru czy może raczej teatralnego przedstawienia. Patrzymy na siebie w blasku jupiterów, więc chcemy się zaprezentować w jak najlepszym świetle, dlatego cenzurujemy się, nieco krygujemy, gryziemy w język, dostosowujemy do roli. A z biegiem lat kurtyna wielkich wzlotów i upadków nieco opada, czujemy się w małżeństwie jak za kulisami dziejowych zawirowań i dlatego możemy odetchnąć, czuć się swobodnie, wyjść z roli i być po prostu sobą. Z jednej strony czasami może wtedy brakować aplauzu publiczności czy poczucia wyjątkowości, które może przysłaniać rutyna, z drugiej – ulatnia się gdzieś trema, w której miejsce stopniowo wkracza swojski spokój.
Więcej