Jacek, nie mogąc liczyć na przychylność policji w uzyskaniu licencji detektywa, zakłada działalność gospodarczą jako jasnowidz i w ten sposób oferuje swoje usługi. Tym razem musi odkryć zabójcę gwiazdy popularnej telenoweli, uwolnić podstarzałego „szołmena” od szantażystów oraz odnaleźć boskiego Mikele, znanego głównie z romansu z celebrytką Kasiyą.
Wszystko to mu się udaje, gdyż łączy w sobie przenikliwość Sherlocka Holmesa z łobuzerskim wdziękiem porucznika Borewicza i irytującym charakterem doktora House’a. Ta wybuchowa mieszanka powoduje, że może liczyć na sympatię wielu kobiet i szczerą nienawiść rosnącej rzeszy swych wrogów, którzy za jego sprawą trafili za kratki.
Znamienny stany świadomości to kolejna powieść z cyklu doskonałych komedii kryminalnych, w których nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dzieje się z Jackiem Przypadkiem! Do lektury nowej książki Jacka Getnera zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy i drugi fragment powieści, tymczasem już teraz zapraszamy Was do lektury kolejnego fragmentu książki:
— Dzień dobry, panie Janku. — Przypadek podał rękę Fredrze. — Co pan tu robi?
— Miałem spotkanie z panem Kokoszką, producentem serialu. W sprawie pracy.
— A co, bycie copywriterem już panu nie odpowiada?
— W zasadzie nie mam nic przeciwko. Ale teraz na rynku kryzys i zwalniają. A ja jestem pierwszy do odstrzału.
— Dlaczego? Przecież jest pan świetny!
— No tak. Ale pan Karasiński-Wołkowyjski zna dużo ważnych ludzi, od których zależą zlecenia dla mojej agencji. I szef mi powiedział, że on mnie wprawdzie ceni i lubi, ale musi myśleć o pozostałych pracownikach. I nie wie, jak długo da radę bronić kogoś, kto oskarżył legendarnego dramaturga o kradzież sztuki…
— Ale przecież udowodniliśmy, że tak było. — Jacek spojrzał zdziwiony na rozmówcę. — Zresztą, nie ma pan się czym martwić. Może pan żyć z tantiem z wystawień Trzynastego krzesła.
— Nie za długo. Sztuka ma zejść z afisza w Warszawie, bo podobno środowisko domaga się, żeby takiej komercyjnej rzeczy nie grali na publicznej scenie. A teatry w innych miastach wycofały się z chęci jej wystawienia, skoro to sztuka jakiegoś Fredry, a nie Karasińskiego-Wołkowyjskiego.
— Za to kasowy przebój. Przecież… — Jacek chciał jeszcze entuzjastycznie zrecenzować sztukę, ale pan Fredro machnął zniechęcony ręką.
— Nie mówmy już o tym. Miałem nadzieję, że się chociaż tu zaczepię. Mam tu kolegę, scenarzystę, Szkudlarek się nazywa. Ale pan Kokoszka po przeczytaniu moich tekstów powiedział, że się do niczego nie nadają — westchnął smętnie Fredro. — Pan pewnie tutaj w związku ze śmiercią tego Noskowskiego… znaczy doktora Stasia?
— Owszem. Na razie jeszcze nikogo nie aresztowali, ale chce mnie zatrudnić producent, bo w tej chwili jest głównym podejrzanym.
— Powiem panu, że tu podobno prawie każdy chciał go zabić.
— Przecież „kochała go cała Polska”. — Jacek przypomniał sobie jeden z nagłówków tabloidu, który straszył go kilka dni temu we wszystkich mijanych przez niego kioskach.
— Polska może tak, ale koledzy z planu niekoniecznie. Ten kolega scenarzysta mi opowiadał, że Noskowskiemu wiecznie coś się nie podobało. A na dodatek ciągle od wszystkich pożyczał pieniądze i miał problemy z ich oddawaniem.
— Myślałem, że w takiej telenoweli dobrze się zarabia.
— Zarabia się dobrze, ale kolega mówił, że Noskowski był hazardzistą i stąd te długi. Żartują nawet, że sam się zabił, żeby nie musieć oddawać pieniędzy.
— Czyli z listy podejrzanych można skreślić wierzycieli, bo nikt nie zabija dłużnika. — Jacek się uśmiechnął. — Ten kolega panu nie powiedział, kto konkretnie mógłby chcieć śmierci doktora Stasia?
— On sam miał ochotę zabić pana Noskowskiego, bo przez jego fanaberie musiał już parę razy mocno zmieniać scenariusz. Dzięki tej śmierci ma mniej pracy. — Fredro próbował się uśmiechnąć, ale była to jak zwykle próba wysoce nieudana. — Ale tak ogólnie, to tu wszyscy ponoć byli szczęśliwi, że on odchodzi. Może właśnie poza producentem. Oglądalność spada, serialowi grozi zdjęcie z anteny. A tu jeszcze odchodzi najpopularniejsza postać. A teraz, jak się zrobiło to zamieszanie ze śmiercią, to wskaźniki podskoczyły i podobno telewizja podpisała umowę na kolejny sezon.
— A ktoś jeszcze nie był szczęśliwy z powodu jego odejścia?
— Podobno pan Zawiałło, ten, co tu gra ordynatora… Do tego jeszcze Serafińska, ta, która była gosposią doktora Stasia.
— A oni dlaczego?
Pani Hanke delikatnie otarła łzę i wzięła się pod boki. Przyszłość, jaka się przed nią rysowała, była niewesoła. Straciła swojego głównego pracodawcę, u którego sprzątała i gotowała już ponad dziesięć lat. A telefon uparcie milczał i znikąd nie pojawiały się nowe propozycje. Zresztą, czemu się dziwić w jej wieku? Czterdziestka, do której się oficjalnie przyznawała, stuknęła jej już dawno. W jej fachu to przecież emerytura.
— Proszę nie płakać, pani Hanke. — Wysoki, wychudzony i siwy jak gołąbek mężczyzna przytulił korpulentną postać gosposi. — On zostanie na zawsze w naszych sercach.
— Tylko co z tego, jeśli nie ma go tu między nami — westchnęła smutno gosposia.
— Człowiek najdłużej żyje w pamięci innych ludzi. Dlatego on będzie żyć niemal wiecznie — dodał drugi z obecnych mężczyzn, grubasek o mocnych wypiekach na policzkach, patetycznie podkreślający samogłoski kończące wyrazy. — A my po prostu musimy wrócić do swoich obowiązków i dalej nieść pomoc ludziom, pani Hanke.
— Pewnie, wam to łatwo powiedzieć — wybuchła szlochem gosposia. — Macie pracę, a ja?
Jej uwaga skonsternowała obydwu mężczyzn. Tych słów się z pewnością po niej nie spodziewali. Ale nie byli pewni, czy nie powinni się spodziewać. W końcu wersje scenariusza często ulegają zmianom do ostatniej chwili.
— Ależ pani Hanke — próbował „szyć” siwy chudzielec odgrywający rolę ordynatora Steca. — Przecież doktor Staś zapisał pani dom i okrągłą sumkę…
— Tak, w telewizorze to tak ładnie wygląda. Ale sami wiecie, jaka jest prawda. Po jego śmierci moja rola staje się zupełnie nieistotna.
— Ależ pani Hanke, pani jest bardzo cenna… — Grubasek z wypiekami, znany powszechnie jako profesor Barnaba Kłyś, usiłował uspokoić wzburzoną kobietę.
— Pewnie, łatwo ci mówić. Ty po odejściu Noskowskiego będziesz więcej grał w serialu. A Zawiałło — wskazała głową na siwego chudzielca — dostanie za niego tę rolę w tej superprodukcji historycznej…
— Stop! — wrzasnął reżyser Kuliński, który już od dłuższego czasu przyglądał się ze zdziwieniem całej scenie, nie mogąc odnaleźć w scenariuszu tekstów mówionych przez panią Hanke vel Serafińską.
— Baśka, co ty robisz? — Kłyś-Danielewicz spojrzał zdegustowany na koleżankę.
— Dokładnie, co koleżanka robi? — uniósł się ordynator Stec-Zawiałło. Nie przepadał za Hanke-Serafińską i dlatego, mimo ogólnie przyjętych zwyczajów, nie mówił do niej po imieniu.
— To nieprofesjonalne! Ja tu nie mam czasu, zaraz po zdjęciach jestem umówiony na lekcję języka.
— A mnie teraz na nic nie stać! — zdenerwowała się Hanke-Serafińska. — Oprócz dzisiaj mam jeszcze tylko dwa dni zdjęciowe. I co ja ze sobą zrobię, jak mi nie wypali ta firma szkoleniowa?!
— To chyba jeszcze nie powód, żeby przerywać zdjęcia. — Kuliński próbował łagodzić sytuacj. — Zresztą, może w następnym sezonie scenarzyści wymyślą dla pani jakiś wątek.
— Akurat. Idę w odstawkę!
— To przykre — stwierdził nie bez pewnej satysfakcji Zawiałło — ale mogła koleżanka zacząć grać w totolotka. Podobno ostatnio w kolekturze obok naszego studia padła szóstka.
— Nigdy nie byłam hazardzistką i nie mam zamiaru tego zmieniać!
— Doprawdy? To po co koleżanka ryzykowała, że ją złapią po śmierci Noskowskiego? — Zawiałło spojrzał na nią znakomicie zdziwionym wzrokiem. — Było sens go zabijać, skoro wszyscy wiedzieli, że była koleżanka na niego wściekła?
— Co ty opowiadasz?! Po co miałabym to robić?! Przecież przez to nie wróciłby do serialu, a ja nie odzyskałabym roli!
Książkę Znamienne stany świadomości kupić można w popularnych księgarniach internetowych: