Autor piosenki „Pałacyk Michla", Józef Szczepański „Ziutek”, był jednym z bohaterów Powstania Warszawskiego, żołnierzem batalionu „Parasol”, poetą. Uczestniczył w walkach na Woli w rejonie ul. Wolskiej, Żytniej, pl. Kercelego i cmentarzy wolskich. Nie doczekał jednak końca wojny, zginął 10 września 1944 roku w wieku 22 lat. Zdążył jednak opowiedzieć o bohaterskiej, 100-godzinnej obronie barykady w okolicy ul. Wolskiej, powstańczej codzienności i warszawiakach. Jego twórczość to kronika walk „Parasola”.
„Pałacyk Michla” dał mu sławę, „Czerwona zaraza” skazała go na dziesięciolecia niebytu. Władza Ludowa chciała, żeby pamięć o nim umarła raz na zawsze – tak jak o innych bohaterach, którzy znaleźli się po niewłaściwej stronie frontu i nie czekali z radością na „wolność” niesioną przez Armię Czerwoną, tylko stanęli do walki.
Pamięć o bohaterskim dwudziestolatku, który oddał młode życie za Polskę i Warszawę, trwa do dziś. Historię Józefa Szczepańskiego opisuje Małgorzata Czerwińska-Buczek w książce Ziutek. Chłopiec od „Parasola". O swoim bohaterze autorka opowiedziała w wywiadzie opublikowanym na łamach naszego serwisu. W ubiegłym tygodniu na łamach naszego serwisu mogliście przeczytać fragment książki Ziutek. Chłopiec od „Parasola". Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
We wrześniu 1943 roku dowódcą SS i Policji w dystrykcie warszawskim mianowano Franza Kutscherę, a w listopadzie 1943 roku wyższym dowódcą SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie został Wilhelm Koppe. Obaj mieli wprowadzać w życie rozporządzenie Generalnego Gubernatora Hansa Franka o „zwalczaniu napaści na niemieckie dzieło odbudowy”. Wraz z ich rządami rozpoczął się okres straszliwego terroru w stosunku do Polaków: uliczne egzekucje, bezwzględna walka z podziemiem, wywózki do obozów koncentracyjnych i na roboty do Niemiec.
Koppe od początku okupacji pełnił tę samą funkcję w tzw. Kraju Warty i już tam dał się poznać jako wyjątkowo bezwzględny i okrutny człowiek. Już w listopadzie Komenda Główna Armii Krajowej wydała na niego wyrok śmierci. Wykonanie zadania powierzono krakowskim strukturom AK. Pierwszy plan, według którego Koppe miał zginąć od strzału snajpera, nie został zaakceptowany przez KG AK. Obawiano się represji wobec mieszkańców kamienicy,
87 z której zostałby oddany strzał. Zdecydowano, że Koppe zostanie zabity w akcji ulicznej. Przygotowania do niej zbiegły się w czasie z aresztowaniem Józefa Spychalskiego, komendanta Okręgu Kraków AK. Odbicie dowódcy stało się dla miejscowych struktur organizacji priorytetem, dlatego wykonanie wyroku przesuwano w czasie. W zaistniałej sytuacji w kwietniu 1944 roku KG AK powierzyła przeprowadzenie akcji oddziałowi dywersji Kedywu KG AK „Pegaz”, na którego bazie w maju powstał batalion „Parasol”. Po naradach zapadła decyzja, że do Krakowa pojedzie 1 kompania pod dowództwem Stanisława Leopolda „Rafała”, której żołnierze brali udział w podobnych akcjach, m.in. w wykonaniu wyroku na Franzu Bürklu i Franzu Kutscherze.
Pod koniec maja w celach rozpoznawczych do Krakowa pojechały Elżbieta Dziębowska „Dewajtis” i Maria Stypułkowska „Kama”. Obie miały duże doświadczenie, zdobyte m.in. przy akcji Kutschera. Kierowcy wyruszyli samochodami między 24 a 29 czerwca; w tym samym czasie stopniowo dojeżdżał pociągami zespół dywersyjny. „Ziutek” i Antoni Sakowski „Mietek” dotarli 25 czerwca. 29 czerwca z Warszawy wyjechała grupa sanitarna, jej szefem był Zbigniew Dworak „Maks”. 1 lipca w Krakowie pojawił się dowódca „Parasola” – kapitan Adam Borys „Pług”.
Broń została wysłana w dwóch turach. Pierwszy rzut transportowano pociągiem jako przesyłka bagażowa z informacją: „Urządzenie elektryczne”. Tym samym składem jechało dwóch chłopców, którzy na dworcu w Krakowie
88 mieli ją przekazać i wrócić do Warszawy. „Ziutek” miał z samochodem czekać na dworcu na drugą turę i przewieźć ją od razu w wyznaczone miejsce. Niestety nie udało mu się załatwić transportu na wyznaczony dzień. Wszystko wskazywało na to, że broń trzeba będzie pozostawić w przechowalni. Jako że do przyjazdu pociągu pozostawało jeszcze trochę czasu, „Ziutek” poszedł do dworcowej restauracji, żeby coś zjeść. Jego uwagę zwrócił niemiecki żołnierz, który zaparkował przed dworcem samochód i zamierzał się posilić. „Ziutek”, który pracując w niemieckich firmach, doskonale władał językiem niemieckim, wdał się z nim w pogawędkę. Jako że miał ogromny dar zjednywania sobie ludzi, łatwo wzbudził zaufanie Niemca. Zaproponował mu niezłą stawkę za przewiezienie przesyłki. Tłumaczył się, że jego samochód się zepsuł, a urządzenia muszą zostać dostarczone na czas do niemieckiej firmy. Niemiec bez większych oporów przewiózł paczki pod wskazany adres. Koledzy eskortujący broń, widząc „Ziutka” idącego w ich stronę z niemieckim żołnierzem, przeżyli szok. Kiedy opowiedział im o przebiegu wydarzeń, byli pod wrażeniem jego fantazji i ogromnej odwagi.
Po dokładnym rozpoznaniu, wielokrotnym sprawdzeniu planu działania i pomyślnej inspekcji „Pługa” zdecydowano, że akcja zostanie przeprowadzona 5 lipca. Tak się jednak złożyło, że tego dnia Koppe pojechał jednak inną trasą. Do wykonania wyroku nie doszło również w następnym wyznaczonym dniu, 7 lipca, ponieważ wtedy w ogóle nie opuścił Wawelu.
89 Trzecie podejście zaplanowano na 11 lipca. Akcja miała się rozpocząć od ostrzelania samochodu ochrony. Tym razem jednak Koppe jechał bez eskorty, co spowodowało chwilowe zamieszanie wśród akowców. Padły strzały, ale niemiecki kierowca wykonał szybki manewr i zaczął uciekać z zastawionej pułapki. Koppe zorientował się, co się dzieje, i rzucił się na podłogę limuzyny, chroniąc się w ten sposób przed ogniem z broni maszynowej, co uratowało mu życie. Zginął jadący z nim oficer. Po stronie „Parasola” „Mietek” został niegroźnie ranny w rękę. „Rafał” dał sygnał do wycofania. Jeden z samochodów się zepsuł, ale pozostałymi bez problemów udało się wydostać z Krakowa. Jechali w kierunku Ojcowa.
Na trasie co jakiś czas stali łącznicy dający znać, że droga wolna. Problemów mogli spodziewać się, przejeżdżając przez Wolbrom, gdzie znajdowały się posterunki niemieckiej żandarmerii i stacjonował batalion azerbejdżański – oddział Wehrmachtu złożony z Azerów, w połowie 1944 roku przeniesiony z Ukrainy do Generalnego Gubernatorstwa. Przez miasteczko przejechali jednak spokojnie. Około dwóch kilometrów dalej znajdował się punkt sanitarny, w którym zdecydowali się zatrzymywać ze względu na rannego. „Mietek” nie wymagał jednak specjalnej opieki. Mogli ruszać dalej w stronę Warszawy, ale okazało się, że zepsuł się następny samochód. Postanowili wziąć go na hol. Wydłużyło to postój do ponad 30 minut. Ledwie wjechali na drogę, gdy minął ich niemiecki samochód wojskowy z kilkoma żandarmami trzymającymi broń gotową
90 do strzału, zajechał im drogę. Doszło do wymiany ognia, w której zginął niemiecki dowódca i jego dwaj żołnierze. Gdy pozostali żandarmi, zaskoczeni ripostą akowców na chwilę przestali strzelać, „Rafał” wydał rozkaz ustawienia zepsutego samochodu w poprzek drogi i natychmiastowego odjazdu. Niemcy szybko jednak ochłonęli i ponownie zaczęli strzelać. Ranny w brzuch został Eugeniusz Schielberg „Dietrich”. Koledzy ułożyli go w samochodzie, którym jechał doktor „Maks”, i ruszyli w dalszą drogę. Rannego zostawili w majątku Udórz.
Nie ujechali jednak daleko. Po raz drugi drogę zajechały im niemieckie samochody, tym razem przeciwnik miał jednak znacznie większe siły. Halina Grabowska „Zeta”, siedząca w szoferce samochodu, została ranna i dostała się w ręce Niemców. Koledzy bezskutecznie próbowali ją odbić, ale przewaga wroga była miażdżąca. Dalsza walka nie miała sensu. Żołnierze z „Parasola” próbowali ratować się ucieczką. W czasie odwrotu zginęli: zastępca dowódcy Stanisław Huskowski „Ali” i Wojciech Czerwiński „Orlik”. Ten ostatni był ciężko ranny i widząc zbliżających się Niemców, najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Ranni zostali też Stanisław Leopold „Rafał”, Jerzy Kołodziejski „Zeus”, Tadeusz Ulankiewicz „Warski” i Bogusław Niepokój „Storch”. „Warskiego”, „Storcha” i „Zetę” Niemcy pojmali i przewieźli do więzienia na Montelupich w Krakowie. Torturowani i bici, nie zdradzili nikogo, potwierdzili jedynie, że przyjechali z Warszawy, i to najpewniej uratowało Udórz przed
91 pacyfikacją. Wszyscy troje po kilku dniach zostali zabici strzałem w tył głowy.
Jedenastu uczestników akcji Koppe pociągiem, w kilku turach, wróciło do Warszawy 18 lipca, a 27 lipca dotarli także ranni „Zeus” i „Rafał”. Dopiero tam dowiedzieli się, że Koppe przeżył i nadal urzęduje w Krakowie. To stanowiło wielki cios. Włożyli tyle wysiłku, śmierć poniosło pięcioro ich przyjaciół… Ale nie było czasu na rozpamiętywanie, wszyscy włączyli się natychmiast w przygotowania do Powstania.
„Ziutek” po 11 lipca 1944 roku napisał bardzo krótki wiersz:
Po akcji na Koppego
Hej, zbudziły się po kryptach króle,
Pan Marszałek w trumnie się obrócił,
Gdy gwizdnęły nasze pierwsze kule
I gdy któryś filipinkę rzucił.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Ziutek. Chłopiec od „Parasola". Publikacja dostępna jest w księgarni swiatksiazki.pl Możecie ją kupić również w innych popularnych księgarniach internetowych: