Martynka Hemerska obchodzi swoje dwunaste urodziny. W prezencie dostaje króliczka, o którym od lat marzyła. Zachwycona wychodzi narwać mu trawy. Z tego spaceru nigdy już nie wraca. Jej okaleczone i zbezczeszczone ciało zostaje znalezione niedaleko cmentarza na Naramowicach w Poznaniu.
Porucznik Dagmara Madej, zwana Zbójem, oraz jej koledzy z komendy Freddy i Harry rozpoczynają śledztwo, które odsłania wstrząsającą prawdę.
Nowa seria inspirowanych realnymi wydarzeniami thrillerów Michała Larka to zaproszenie w najbardziej mroczne zakamarki umysłu mordercy! Do lektury powieści Chirurg zaprasza Wydawnictwo Oficynka. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać jej premierowe fragmenty. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Jesteś moim najpiękniejszym urodzinowym prezentem – szepnęła Martynka, zbliżając swoją roześmianą twarz do króliczego pyszczka. – Nazwę cię… nazwę cię…
Zamyśliła się.
– Nazwę cię… Kruszynkiem… Bo ty chyba chłopiec jesteś, prawda? – spojrzała na niego wnikliwie. – Tak przynamniej twierdzi tata.
Odstawiła swojego nowego pupilka do kartonu wypełnionego słomą i pogłaskała go czule. Była w wyśmienitym humorze. O króliku marzyła od przeszło dwóch lat. Rodzice ciągle wynajdywali jakieś problemy – mówili, że jest za mała, że szybko jej przejdzie ochota na opiekowanie się zwierzęciem, że to zbyt odpowiedzialne, i tak dalej, i tak dalej. W końcu gdy zwątpiła, że zostanie szczęśliwą posiadaczką stworzenia o dumnej łacińskiej nazwie Oryctolagus cuniculus, którą poznała na lekcji przyrody, nastąpił zwrot akcji. Oto w dniu urodzin, gdy otworzyła po przebudzeniu oczy, zobaczyła, że po kołdrze kica sobie jak gdyby nigdy nic królik. A gdy wydała z siebie dziki okrzyk radości, w progu stanęli uśmiechnięci rodzicie. „Wszystkiego najlepszego, Kwiatuszku” – powiedzieli. A ona wtedy zerwała się z piskiem z łóżka i wyściskała ich za wszystkie czasy.
– Pewnie jesteś głodny, prezenciku – stwierdziła i spojrzała na zegar zawieszony nad jej biurkiem.
Paręnaście minut temu minęła szesnasta. Podeszła do tornistra, wyjęła z niego frotkę i zawiązała swoje długie jasne włosy w końską kitkę.
– Pójdę na łąkę i narwę ci trawy, Kruszynusiu – rzuciła wesoło i wybiegła z pokoju.
Gdy zakładała w korytarzu czerwoną kurtkę, usłyszała głos mamy dobiegający z głębi mieszkania. Założyła kozaki i poszła do kuchni.
– Wołałaś mnie?
Mama uśmiechnęła się promiennie i wskazała głową stół, na którym stał piękny, kolorowy tort ze świeczkami.
– Ciocia przed chwilą przyniosła – oznajmiła.
Martynka podbiegła do stołu i przez chwilę przyglądała się zachwycona cukierniczemu arcydziełu.
– Piękny, prawda?
– Przepiękny! – wykrzyknęła dziewczynka. – Ciocia jest genialna!
Mama przytaknęła głową.
– Liczba świeczek się zgadza? – zagadnęła.
Martynka zmrużyła oczy i bezgłośnie policzyła świeczki.
– Zgadza się – odparła. – Dwanaście.
– W takim razie zabieram się za naleśniki – powiedziała mama, po czym schowała tort do lodówki.
– Wychodzisz z domu? – zapytała jeszcze, wyciągając z szafy dużą patelnię.
– Idę narwać trawy dla Kruszynka!
– Dla Kruszynka?
– Tak nazwałam królika!
Mama zaśmiała się.
– No tak. Pasuje do niego doskonale. Ten zwierzak jest tak milutki.
– Prawda?
– Martynuś, tylko wróć szybko. Za godzinę zaczynamy twoje urodziny. Goście zaczną się niebawem schodzić.
Martynka chwyciła jabłko z drewnianej miski, ugryzła i z pełną buzią zapytała, czy naleśniki będą z dżemem truskawkowym.
– Będą, jeśli w drodze powrotnej wstąpisz do babci i weźmiesz od niej słoik – to powiedziawszy, mama pogłośniła radio, z którego głośników zaczęły wydobywać się pierwsze takty Kawiarenek.
– Idziesz na łąkę przy cmentarzu?
– Tak.
– W takim razie zerknij na grób dziadka i sprawdź, czy nie trzeba wymienić kwiatów.
– Dobrze, mamusiu!
– Tylko nie zapomnij o tym dżemie!
– Nie zapomnę, za bardzo go lubię! – Martynka zamlaskała głośno, zachichotała i wybiegła na korytarz. Po chwili trzasnęły drzwi wyjściowe.
Mama, nucąc ulubioną piosenkę Ireny Jarockiej, podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Po chwili dostrzegła córkę, która rozmawiała z Maksem, jej siedemnastoletnim kuzynem, mieszkającym na równoległej ulicy.
Ale ona wyrosła – przeszło jej przez myśl. – Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że to czternastoletnia albo piętnastoletnia pannica. Dzieci teraz szybciej dojrzewają. Ja w jej wieku wyglądałam jak niewinny szczypiorek. Uśmiechnęła się bezwiednie, odprowadzając dzieci wzrokiem. Gdy zniknęli jej z oczu, zerknęła na zegarek. Czasu do imprezy urodzinowej było coraz mniej. Zestresowała się tym trochę.
– Coś mnie ominęło? – usłyszała nagle. Kiedy się odwróciła, zobaczyła męża i obdarzyła go zagadkowym spojrzeniem.
– O tak – odparła. – Przegapiłeś ważny moment w życiu Kruszynka.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
– A kim jest Kruszynek?
– Królikiem, którym zapewne przebiłeś wszystkie prezenty, jakie dzisiaj zostaną wręczone twojej córce.
Podszedł do niej i objął w pasie.
– Jesteś zazdrosna? – szepnął i wyszczerzył zęby.
Kobieta prychnęła.
– Chciałbyś!
– Mogę kupić ci dwa, jeśli chcesz.
– Nie chcę.
– A czego chcesz od swojego męża? – zapytał, całując ją po szyi.
– Żebyś dał mi teraz spokój, chłopie – odepchnęła go delikatnie. – Muszę zabrać się za naleśniki.
– A będą z dżemem truskawkowym?
Roześmiała się w głos i sięgnęła po ścierkę zawieszoną na uchwycie kuchenki.
– To bardzo prawdopodobne.
– Zapowiada się cudowny piątek!
– Zamiast się cieszyć jak głupi do sera, przygotowałbyś stół w salonie – rzuciła, przybierając surową minę. – Zacznijże zanosić talerze, sztućce, co?
Zasalutował.
– Tak jest, pani generał – ominął wyłożone na podłodze blachy oraz formy do ciast i podszedł do sterty talerzy, które stały na krześle.
– A gdzie jest nasza cudowna dwunastolatka? – zapytał.
– Poszła narwać trawy dla Kruszynka.
Podniósł talerze, zrobił parę kroków i zatrzymał się w progu kuchni.
– Też miałem kiedyś królika – rzucił nagle.
Zaśmiała się.
– Jak się nazywał?
– Uszatek.
– Uszatek?
– No bo miał długie uszy.
– Myślałam, że uszatek to miś.
– No cóż, mój uszatek był królikiem, kochanie.
Zmierzyła go wzrokiem.
– Czy jest jeszcze coś, czego nie wiem o twojej szalonej przeszłości? – zapytała rozbawiona.
Nie doczekała się jednak odpowiedzi. Zabrzęczał dzwonek u drzwi i jej mąż, uśmiechnąwszy się, wyszedł na korytarz.
– No to wracam do naleśników – skwitowała i wydobyła jajka z lodówki. Ubijając jajka, nuciła piosenkę opowiadającą o „miłości jak wino” Eleni, którą właśnie usłyszała z głośników.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Chirurg. Powieść Michała Larka kupicie w popularnych księgarniach internetowych: