Zadowolona z teraźniejszości. Fragment książki „Kłamstewka"

Data: 2020-10-20 14:16:41 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Każdy skrywa jakieś sekrety. Dobrze, jeśli tajemnice innych nie wpływają na ciebie. Ale co masz zrobić, jeśli twój partner, rodzic lub przyjaciel nosi w sobie sekret, a wszystko to odbija się na tobie?

Bohaterka książki Kłamstewka, Pola, ma wszystko, o czym zawsze marzyła. Świetnie dogaduje się z mamą, ma rewelacyjną pracę, w której się realizuje, osiągnęła upragniony sukces i wreszcie się zakochała. I to w kim? W mężczyźnie idealnym!

Życie jak to życie, nie może być tylko pasmem dobrych zdarzeń. Pola orientuje się, że to co słyszy od innych, bliskich jej ludzi, dalekie jest od prawdy. A co najgorsze, sama nie wie o sobie wszystkiego. 

A opowiedziana historia podobno po części wydarzyła się naprawdę!

Obrazek w treści Zadowolona z teraźniejszości. Fragment książki „Kłamstewka" [jpg]

Do lektury zaprasza Wydawnictwo Bellona. Autorka książki, Nina Majewska-Brown, odpowie na nasze i Wasze pytania podczas premierowego live'a, który rozpocznie się w środę, 21 października 2020 w naszym profilu na Facebooku. Koniecznie dołączcie do tego spotkania.

W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Kłamstewka. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Artur śni mi się przez kolejne noce. Rzucam się niespokojnie na łóżku zlana zimnym potem. Wspomnienia „tamtych chwil” dopadają mnie niczym niszcząca wszystko na swojej drodze szarańcza. Zakochany Artur na ślubnym kobiercu trzyma mnie za szczupłą, bladą i zimną z emocji dłoń. Powoli odwracam się w jego stronę i niespodziewanie okazuje się, że to nie ja. Tylko Sandra. Przysięgają sobie miłość i śmieją mi się prosto w nos. Są radośni, szczęśliwi, ona ma duży ciążowy brzuch, którego co rusz dotyka, on ironicznie się we mnie wpatruje i wyjmuje z kieszeni papierosa. Zapala go i puszcza kółka w stronę księdza, którym okazuje się jego kolega z grupy. Jak przez mgłę widzę jego czarne kędziory i usiłuję przypomnieć sobie jego imię. Krzysiek, Krystian, nie, Karol. Tak, miał na imię Karol i choć imprezował jeszcze gorliwiej niż Artur, to jednak zaliczał semestr po semestrze i jakoś skończył dziennikarstwo, i z tego, co wiem, znalazł pracę w lokalnej gazecie.

Budzę się gwałtownie i siadam na łóżku, niespokojnie rozglądając się wokół, jakby w obawie, że po drugiej stronie materaca dostrzegę pochrapującego Artura. Po omacku przez chwilę szukam włącznika i wreszcie zapalam lampkę nocną. Żółtawe światło nieśmiało rozlewa się po pokoju i z ulgą odkrywam, że jestem u siebie. Z ciemności wyłaniają się tak dobrze znane kształty stylowego, odziedziczonego po babci sekretarzyka, niskiego krzesła i regału z książkami. Mimo wszystko serce jeszcze przez dobrą chwilę łomocze niespokojnie. Sięgam po stojącą na stoliku nocnym butelkę z wodą i prawie całą wypijam, usiłując uspokoić rozdygotane ciało. Jestem zła na siebie, że pozwoliłam Helenie na odnowienie znajomości, że wpuszczałam ją do domu, że pozwoliłam, by zerwała strup z bolesnych wspomnień.

Artur odszedł z mojego życia tak samo nagle, jak się w nim pojawił. Poznaliśmy się na kursie przygotowującym do matury i już po pierwszym spojrzeniu zawładnęła nami elektryzująca miłość. W tamtym czasie entuzjastycznie zarzekałam się przed przyjaciółkami, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, czego sama miałam być najbardziej namacalnym dowodem. Poza tym dałabym się pokroić za przekonanie, że nasza miłość będzie wyjątkowa, dozgonna i nie do pokonania.

Artur był romantycznym twardzielem, co niezwykle mi imponowało. Dla innych oschły i nieuprzejmy, dla mnie szarmancki i uwodzicielski. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że może być patentowanym chamem i egoistą, co za wszelką cenę usiłowała mi wytłumaczyć matka. Raczej dostrzegałam w nim silnego rycerza na białym, rączym koniu, który ma prawo spoglądać z góry na innych, i cieszyłam się, że jestem dla niego tak wyjątkowa. Wybranka. Księżniczka, na którą patrzył nie tylko z uwagą, ale też z czułością. Widziałam zazdrosne spojrzenia dziewczyn i bardzo mi to wszystko imponowało. Czułam się cudownie namaszczona jego troską i miłością. Czułam się bezpiecznie, zupełnie nie mając świadomości, że dla niego pochylenie się nad jedną drobną, pozornie bezradną kobietką nie jest dostatecznym dowodem męskości. Ten stan musiał utrwalać po wielekroć, zmieniając kolejne wpatrzone w niego panienki jak rękawiczki. Panny zmieniały się w partnerki, te w kochanki, aż okazało się, że jedną z nich kocha bardziej ode mnie, potem były jeszcze jedna i następna.

Gdy odkryłam, co się dzieje, najpierw rozpaczałam, potem panicznie się bałam, że czymś mnie zaraził, a w końcu załamałam się, gdy usłyszałam, że on dłużej tak nie może, że nasz związek nie rokuje i… nie zasługuję na takiego popaprańca jak on. Zawiedziona początkowo wyłam z rozpaczy, potem błagałam i przekonywałam, że powinniśmy dać sobie kolejną szansę, ale w ostateczności to nie ja zdecydowałam o swoim losie, zostałam bowiem poproszona o opuszczenie mieszkania, które nie było moje.

Nie wiem, czy mężczyzna może bardziej upokorzyć kobietę, ale ja czułam, że sięgnęłam dna. Do tego stopnia, że niemal zawaliłam semestr. Oczywiście honor nie pozwalał mi, mimo błagań rodziców, wrócić do rodzinnego domu. Zamieszkałam w niewielkim studenckim mieszkaniu z trzema innymi zahukanymi dziewczynami i z zaciekłością zajęłam się nauką. Żeby nie myśleć – zakuwałam, żeby oderwać się od rzeczywistości zakuwałam, żeby nigdzie nie wychodzić – zakuwałam, żeby nie spotykać się ze znajomymi – zakuwałam. Zapisałam się na kurs włoskiego – i zakuwałam.

W efekcie rozpacz i porzucenie przekułam w sukces naukowy, skończyłam studia z wyróżnieniem i niemal od razu dostałam się na wymarzony staż w jednym z najlepszych poznańskich szpitali. Długo zastanawiałam się nad specjalizacją, rozważając: laryngologię, ginekologię i chirurgię, a wreszcie, ku rozpaczy ojca, zdecydowałam się na psychiatrię. Może pobrzmiewały we mnie trauma i depresja, z którą musiałam zmierzyć się po rozstaniu, a może chęć niesienia pomocy ludziom wyrzuconym, tak jak ja, przez życie na margines? Cokolwiek mną powodowało, już po kilku miesiącach pracy w szpitalu okazało się, że był to bardzo dobry wybór, choć również ciężka orka na schorowanych, udręczonych umysłach moich pacjentów.

W miarę upływu lat nauczyłam się coraz lepiej oddzielać pracę zawodową od własnych emocji, otworzyłam prywatną praktykę, i małymi krokami, coraz stabilniej i pewniej stawałam na ziemi.

Jedyne, czego nie przerobiłam, to strach przed zawieraniem nowych znajomości z mężczyznami i obawa, że któryś chciałby na dłużej zagnieździć się w moim życiu. Oczywiście podczas bezsennych nocy marzyłam o kochającym mężu, dziecku, domku z ogrodem albo, jeszcze lepiej, apartamencie z wielkim tarasem obstawionym donicami kwiatów, o cudownych, radosnych wakacjach, ale żaden ze spotkanych na drodze facetów nie budził mojego zaufania na tyle, żebym pozwoliła choćby na bliższe relacje, o romansie czy związku nie wspominając. Bywałam na niezobowiązujących kolacjach, choć pełnych nadziei ze strony mężczyzn, ale na tym moje relacje damsko-męskie się zaczynały i w zasadzie kończyły.

Z pełną odpowiedzialnością mogę wyznać, że wystarcza mi towarzystwo koleżanek i Magdy, przyjaciółki jeszcze z licealnych lat, która była świadkiem moich uniesień i związku z Arturem, naszego kryzysu i wreszcie powiernicą i pocieszycielką, gdy nasze małżeństwo legło w gruzach. Wspólnie jeździmy na wakacje, spotykamy się w jej ogrodzie, a od niedawna również w moim własnym, niewiele większym od łóżka, na lampce wina i kubku dobrej herbaty. Biadolimy, marzymy i wzajemnie się pocieszamy, dając sobie wsparcie i służąc pomocą. Zawsze i wszędzie.

Magda nigdy nie wyszła za mąż i przez krótki czas nasi wspólni znajomi nawet podejrzewali, że jest lesbijką. Okazało się jednak, że zwyczajnie nie ma powodzenia u płci przeciwnej. Wyjątkowo bystra i inteligentna, znajdująca w sekundę trafną, złośliwą ripostę, pewna siebie i niezbyt atrakcyjna fizycznie raczej odstrasza mężczyzn, niż ich fascynuje. W dodatku po skończeniu ekonomii zrobiła zawrotną karierę w jednym z korporacyjnych molochów i teraz przytłacza płeć przeciwną sportowym, krwiście czerwonym, wypasionym samochodem, który co najwyżej mogą kopnąć w oponę, i wyluzowaniem, jakie dają jej nieprzeciętne zarobki.

Zapadam się na chwilę w wygodnym fotelu, żonglując wspomnieniami. A im więcej do mnie dociera z przeszłości, tym bardziej jestem zadowolona z teraźniejszości, i pojawienie się w niej na powrót Artura traktowałabym raczej jak dopust boży, a nie szansę na przyjemniejsze życie.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Kłamstewka. Nową powieść Niny Majewskiej-Brown kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Kłamstewka
Nina Majewska-Brown1
Okładka książki - Kłamstewka

Każdy skrywa jakieś sekrety. Dobrze, jeśli tajemnice innych nie wpływają na ciebie. Ale co masz zrobić, jeśli twój partner, rodzic lub przyjaciel...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy