Czy jedno, dawno minione wydarzenie, może wpłynąć na całe życie? Karolina Klimkiewicz w swojej powieści Wybacz mi, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Szara Godzina, dowodzi, że tak. Poznajcie historię Emiliii, która – gdy miała dwa latka – została porzucona przez matkę.
W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam pierwszy fragment powieści, mogliście się też zapoznać z drugim odcinkiem tej historii. Dziś czas na część trzecią – ostatnią. Jeśli opowieść Karoliny Klimkiewicz Was zaintrygowała – zapraszamy do księgarń! :)
Gdy jakiś czas po powrocie z ostatniej misji dotarło do nas, że jestem w ciąży, obiecałam mu, że nigdzie więcej już nie polecę. Przysięgłam na swoje życie, że gdy tylko urodzi się dziecko, weźmiemy ślub i założymy normalną rodzinę, o której marzyliśmy.
Starałam się dotrzymać danego mu słowa, naprawdę bardzo chciałam. W ciąży słuchałam wszelkich wytycznych, dbałam o siebie, jadłam zdrowo, nie paliłam papierosów i nie piłam alkoholu. Chodziłam na spacery i oszczędzałam siły. Byłam idealną kobietą w ciąży. Idealną partnerką. Idealną panią domu. Problem polegał na tym, że bardzo daleko mi do faktycznego ideału. Nienawidziłam taka być i on o tym wiedział. Mimo że nie złamałam danego słowa, że zaczęłam nawet szukać sukni ślubnej i pragnęłam stać się osobą, z której byłby dumny, czułam się jak w klatce. Patrząc w lustro, powtarzałam sobie: „Bądź miła, elegancka, taktownam, piękna, mądra, perfekcyjna, ułożona, kulturalna! Przecież obiecałaś, że będziesz”.
Nawet przyglądając się małej twarzyczce Emilki, która smacznie spała, wiedząc, że jest wszystkim, co mam, nie potrafiłam wyrzucić z głowy myśli, że jeśli będę właśnie taka, jak chcę, zmienię się w potwora. Unieszczęśliwię ją. Chciałam dać się lubić i kochać, móc być z siebie dumna, czuć się silna i niezależna, jak to było kiedyś. Jego również kochałam. Nasz kwiat ciągle kwitł. Czułam to. Wiedziałam,że i on mnie kocha. Problem tkwił we mnie, nie w nich. Byłam jak tamten gołąb, wdzięczna za ratunek i opiekę, ale w chwilach, w których wiatr wiał mocniej, czułam, jak mnie wzywa, i musiałam za nim podążyć. Tkwiąc tu, gniłam od środka, niszcząc przy okazji wszystko inne.