Gośka, Danka i Renata - sąsiadki z poznańskich Jeżyc. Uzbrojone jedynie we własną intuicję i dobre chęci podejmują się rozwiązania zagadki nagłej śmierci dalekiej znajomej.
Olga była w kwiecie wieku i w dobrej formie, więc jest mało prawdopodobne, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Gośka bierze udział w pogrzebie, gdzie poznaje byłego Olgi, któremu zamierza się bliżej przyjrzeć.
Pozostałe dziewczyny dostają inne misje, mające je nakierować na właściwy trop. Danka zatrudnia się w korporacji, w której pracowała zmarła, a Renata umawia się na randkę z Tindera z irytującym Pawełkiem.
W tle cały czas przewija się niezwykle pociągający Brodacz. Lista podejrzanych rośnie, a przyjaciółki pakują się w kolejne skomplikowane sytuacje towarzyskie i zawodowe.
Wartka akcja, zagadka, płynne dialogi, czarny humor i poznańskie zakamarki, a w tle dużo barwnych postaci. Wśród nich grabarz z Garbar i Grabaż z Pidżamy Porno. Zakończenie zaskakuje i jednocześnie sugeruje, że to jeszcze nie koniec kryminalnych przygód agentek bez licencji, czyli samozwańczych Czyścicielek z Jeżyc.
Do lektury książki Anny Kapczyńskiej Czarne piwo grabarza zaprasza Wydawnictwo Replika.
Właśnie takich książek więcej nam potrzeba na rynku. Świetnie napisanych, pełnych humoru, ale też naprawdę przemyślanych.
- recenzja książki „Czarne piwo grabarza"
– Zależy mi na różnorodności, nieoczywistości i wychylaniu się z ram. Życia nie da się wsadzić w ramy, zawsze coś nas może zaskoczyć, więc dlaczego mielibyśmy naklejać etykietkę gatunkową na powieść? Moje bohaterki prowadzą zabawne dialogi, śmiech jest dla nich świetnym sposobem na zawoalowanie rozterek życiowych. Ale przecież mają swoje traumy, problemy i obawy, jak my wszystkie – mówi w naszym wywiadzie Anna Kapczyńska.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Czarne piwo grabarza. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
15
I że cię nie opuszczę
Rok 2002
Olga była bardzo uparta. Od zawsze wiedziała, że zrobi wszystko, by się wyrwać z rodzinnej wioski. Czuła, że to nie jest jej miejsce, że powinna opływać w luksusy, a nie martwić się o każdy grosz. Obie z Sandrą lubiły sobie wyobrażać, że żyją gdzieś indziej, gdzie w łazience jest czysto i ładnie pachnie, wnętrza urządzone są ze smakiem, a one siedzą na skórzanej kanapie i popijają kolorowe drinki. Nikt na nikogo nie krzyczy, nikt się nad nikim nie znęca, wszystko jest piękne i cukierkowe jak w tych zagranicznych serialach albo reklamach świątecznych.
Sandra jedynej szansy na poprawę swojego losu upatrywała w bogatym zamążpójściu, ale na to nie było szans we wsi. Była śliczna i wszyscy koledzy się w niej podkochiwali, ale zdawała sobie sprawę, że wychodząc za miejscowego przyszłego rzeźnika czy piekarza, nigdy się stąd nie wyrwie. Szybko pogodziła się z tym, że jej marzenia o bogatym mężu nie mają szans się spełnić, bo niby gdzie miała szukać tego bogacza? Olga nie zamierzała czekać na księcia na białym koniu, wiedziała, że jeśli chce kiedyś siedzieć na białej skórzanej kanapie, może liczyć tylko na siebie. Była mniej urodziwa niż jej młodsza siostra, ale wygląd był dla niej sprawą drugorzędną. Wiedziała, że musi ciężko zapracować na swój prestiż. Przykładała się do nauki, mimo że nie przychodziło jej to łatwo.
Nie była typem bystrego dziecka, któremu wiedza sama wpada do głowy nie wiadomo jak i kiedy. Była kujonem po nocach ślęczącym nad książkami, zdawała sobie sprawę, że dobre świadectwo to jej jedyny bilet do świetlanej przyszłości. Ojciec śmiał się z niej, że nabija sobie głowę bzdurami, a i tak zostanie na gospodarce. Im częściej jej to powtarzał, tym bardziej była zdeterminowana.
Po podstawówce zdała egzaminy do liceum w miasteczku, oddalonym o kilka kilometrów od jej rodzinnego domu. Pierwszy wielki sukces dodał jej skrzydeł, chociaż oznaczało to codzienne tłuczenie się podmiejskim autobusem pół godziny w jedną stronę.
Sandra nie miała ambitnych planów edukacyjnych. Od zawsze wiedziała, że jest jej pisana kariera żony, jeśli nie bogacza, to przynajmniej jakiegoś pracowitego mężczyzny bez skłonności do nałogów. Dość nasłuchała się opowieści ciotek o wujach, którzy przed ślubem obiecywali im złote góry, a potem kończyli pod sklepem i pod płotem. Zresztą daleko nie szukać – ich ojciec też za kołnierz nie wylewał. Na palcach jednej ręki można było policzyć razy, kiedy wrócił do domu trzeźwy i nie urządzał awantur. Po pijaku, czyli prawie zawsze, był bardzo nieprzyjemny i agresywny; dziewczyny bały się go wtedy i starały unikać.
Matka nie miała dokąd uciec i musiała znosić jego humory, spełniać zachcianki i wszystko, co się z tym wiązało.
Kiedy Olga zdawała maturę, Sandra kończyła podstawówkę. Musiała zdecydować, co dalej zrobić ze swoim życiem. Stanęło na fryzjerstwie. Chociaż niezbyt lubiła grzebać w ludzkich włosach, to jakiś zawód musiała przecież mieć, a wiedziała, że fryzjerka zawsze znajdzie pracę.
– Sandrunia wie, co robi. – Ojciec chwalił młodszą córkę przed starszą. – Przynajmniej będzie miała fach w łapie. A ty po tym liceum to masz gówno, a nie zawód. Też mogłaś iść na fryzjerstwo.
Olga się denerwowała.
– A po co komu dwie fryzjerki w jednej wsi? Zresztą już są trzy inne, a Sandra tak naprawdę tego nie znosi!
– Znosi, nie znosi, coś przynajmniej pożytecznego będzie umieć, a ty? Co ci z tych książek, którymi sobie łeb tylko zapychasz?
– Oj, daj już spokój, niech się dziewczyna uczy. – Matka próbowała ją bronić. – Niech będzie jedna wykształcona w rodzinie.
– I co nam z tego? Wykształceniem chleba sobie nie posmarujemy!
– A kto wie, może pójdzie na lekarza albo na prawnika i będzie żyć jak panisko…
– Jeszcze tego brakowało! I więcej jej nie zobaczymy, bo nie będzie jej stary ojciec z matką do tego lekarskiego świata pasować! Co, może się mylę?
– No co też ojciec. – Olga zaprzeczała, bo się go bała, a w duchu nie znosiła jego i tych jego staroświeckich poglądów. I marzyła o tym, żeby go więcej nie oglądać.
– Kobieta to musi umieć ugotować, uprać, posprzątać porządnie, żeby mężczyzna lubił do domu wracać. Niestety tego wasza matka nie potrafi. Myślałem, że się nauczy z czasem, ale wyjątkowo nie ma do tego talentu. Ech, co za baba mi się trafiła, szkoda gadać. Cała nadzieja w was.
Matka nic nie mówiła w takich momentach, tylko kuliła się w sobie i bardziej przykładała się do szorowania podłogi, mieszania w garnku, prasowania czy do innych czynności z zakresu obsługi swojego męża.
A Olga nie mogła na to patrzeć. Nie cierpiała ojca i nie szanowała matki. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ona mu na to pozwala, dlaczego jest taka potulna, dlaczego mu nie odpyskuje i przede wszystkim – z jakiego powodu poświęca życie dla kogoś, kto tego nawet nie zauważa?
Nie zamierzała być ani lekarką, ani prawniczką, zależało jej na tym, żeby zdobyć wykształcenie, z którym bez problemu znajdzie pracę w dużym mieście. Była niezła z przedmiotów ścisłych, dlatego padło na ekonomię. Egzaminy na poznańską Akademię Ekonomiczną zdała śpiewająco.
– Proszę ją, studentka! Ciekawe z czego będziesz tam żyć? – kpił z niej ojciec.
– Poradzę sobie – odpowiadała przez zaciśnięte zęby.
Napędzała ją wściekłość. Inni mieli wsparcie swoich rodzin, rodzice wynajmowali im mieszkania albo płacili za akademik, a jej ojciec miałby dziką satysfakcję, gdyby jej się nie powiodło i wróciła z podkulonym ogonem. Niedoczekanie! Wiedziała, że zrobi wszystko, stanie na rzęsach i podejmie każdą pracę, byle sobie poradzić, byle przetrwać w mieście. Na złość staremu. Wszystko jest możliwe, jeśli tylko bardzo się tego pragnie.
Radziła sobie raz lepiej, raz gorzej. Nie zawsze była najedzona i nie zawsze kryształowo uczciwa i moralna, ale utrzymywała się na powierzchni i parła do przodu. Do rodzinnego domu jeździła od święta, coraz trudniej było jej tam wytrzymać, wszystko ją drażniło, nawet zapach. Najchętniej nie wracałaby tam wcale, ale bywały wydarzenia, w których musiała uczestniczyć. Jednym z nich było wesele jej młodszej siostry.
Sandra wychodziła za mąż, bo była w ciąży. W zawodówce zasmakowała wiejskich imprez, dyskotek i koncertów disco polo, na których pojawiało się wielu chłopaków z okolicznych wsi. Kiedy odkryła, że jest w odmiennym stanie, miała już skończone osiemnaście lat. Nieślubna ciąża dorosłej kobiety nie była niczym zaskakującym, wiadomo, że w takiej sytuacji nie pozostaje nic innego tylko małżeństwo. Jednak Sandra nie chciała zdradzić, kto jest ojcem jej dziecka. Od zawsze kręcił się koło niej syn sąsiadów, Wiesiek. Jej ciąża go nie zniechęciła. Powiedział, że uzna dziecko, będzie traktował jak swoje i niczego im nie zabraknie, a Sandra z wdzięczności i żeby uniknąć samotnego macierzyństwa, zgodziła się wyjść za niego. Nie czuła do niego niczego poza wdzięcznością, ale bała się, że ludzie będą gadali i nikt jej nie zechce. Już kilka lat przed ślubem Sandry siostry oddaliły się od siebie, każda miała inne zainteresowania i ambicje. Podczas gdy młodszą interesowały głównie makijaż, kosmetyki, ciuchy i wiejskie imprezy, starsza realizowała swój miejski plan. Startowały z tym samym marzeniem, tyle że jedna nigdy nie uwierzyła w możliwości jego realizacji, a druga nie wyobrażała sobie, że miałoby się nie ziścić. Były na tak różnych etapach, jakby jedna wciąż siedziała w świńskiej dwukółce, a druga wsiadała do samolotu – coraz trudniej było znaleźć jakieś wspólne punkty zaczepienia i temat do rozmowy.
Olga nie przepadała za Wieśkiem, uważała go za wiejskiego głupka, przy którym jej siostra ugrzęźnie. Rozwiązanie ze ślubem wydało jej się kuriozalne.
– Kochasz go? – zapytała, gdy Sandra poinformowała, że dali na zapowiedzi.
– Dziecko będzie miało ojca.
– I co z tego? Ja bym wolała nie mieć niż mieć takiego jak nasz.
– Wiesiek jest inny… i chcę, żeby było normalnie.
– Czyli jak? Będziesz mu podawała piwo i szorowała podłogi z wielkim brzuchem, jak nasza matka?
– Łatwo ci mówić! W Poznaniu możesz sobie robić, co chcesz, a mnie tu wszyscy znają. Nie chcę, żeby mnie wytykali palcami.
Olga wiedziała, że Sandra nie mogła postąpić inaczej, bo w jej świecie tak się po prostu robiło. Korzystało się z okazji, nawet jak oznaczało to mało rozgarniętego kolegę z podstawówki, który za kołnierz nie wylewał.
Kiedy Olga uśmiechała się sztucznie, porywana do tańca przez kolejnych kuzynów, Zośka też była na ślubie. Dwie kobiety, których losy miały się w przyszłości połączyć, a które wtedy jeszcze się nie znały, tego samego dnia bawiły się na weselach. Olga na weselu siostry, a Zośka na swoim.
***
Zaczęło się od tego, że wracali z Zahirem z wycieczki do Grecji i zostali zatrzymani na lotnisku. Gośkę szybko wypuszczono, za to Zahira zabrano na dłuższe przesłuchanie. Wściekła Zośka była przekonana, że to efekt jedenastego września i że jej chłopak wydał się podejrzany tylko z powodu egzotycznego wyglądu. Panowie w mundurach powiedzieli jej, że może jechać do domu, ale ona nie chciała. Zatroskana czekała na niego kilka godzin.
Zahir potwierdził jej przypuszczenia.
– Maglowali mnie, bo jestem Arabem. Uwzięli się na mnie.
– Ale to niesprawiedliwe! Nie możesz całe życie przepraszać ani za to gdzie się urodziłeś, ani za swoją czarną brodę!
Zahir miał minę zbitego psa.
–Tak teraz wygląda świat.
– Wkurza mnie to! Tak nie powinno być!
– Wiem, ale co zrobisz? Dobrze, że mnie nie deportowali.
– Niby z jakiego powodu? Nic nie zrobiłeś! – zawołała, choć w rzeczywistości nie była pewna, ile w tym prawdy.
– Dali mi jakieś papiery, gdzieś tam muszę się zgłosić, bo czegoś brakuje, nie wiem, nie znam się na tym.
Zośka wczytała się w dokumenty i wszystko zaczęło się klarować. Z papierów wynikało, że Zahir nie ma ważnej wizy, czyli jest w Polsce nielegalnie. Jako student miał obowiązek zająć się tym wiele miesięcy temu.
– Nic nie wiem, nikt mi o tym nie powiedział. – Zrobił minę niewiniątka.
– Ale jak to? A wasz opiekun roku? Albo jakiś opiekun studentów zagranicznych? Nie ma kogoś takiego?
– Były jakieś zebrania, spotkania informacyjne, ale miałem wtedy czas, chciałem się skupić na nauce, nie miałem weny, żeby w tym wszystkim uczestniczyć.
– Nie miałeś weny?! Serio? To ja się wściekam na celników, że kierują się uprzedzeniami, a to chodzi o ważne urzędowe zaniedbanie! I to twoje zaniedbanie! Kurwa, Zahir, jesteś w Polsce nielegalnie! Z własnej winy i nikogo więcej! Czy ty to rozumiesz?!
– Nie mów tak. Jesteś kobietą, nie powinnaś przeklinać. Nie pasuje to do ciebie.
– Wiem, przepraszam, ale zdenerwowałam się. To nie jest łatwa sytuacja, zdajesz sobie sprawę, że mogą cię deportować?
– Nie! Ja mam studia, ciebie, tu jest moje życie. Co teraz zrobimy? – zapytał, patrząc na nią z ufnością.
My.
– Nie martw się, coś wymyślimy. – Przytuliła go.
Ona coś musiała wymyślić, bo przecież on nie miał nikogo w Polsce, nie znał języka ani tutejszych zwyczajów. Musiała podzwonić po urzędach i sprawdzić opcje. Szybko dowiedziała się, że jednym z szybszych sposobów będzie ślub. Jako jej mąż Zahir będzie miał prawo zostać w kraju. W pierwszym momencie uznała to za absurdalne rozwiązanie, ale potem pomyślała, że może tak właśnie miało być? Że w innej sytuacji być może ich związek by się rozpadł, a tak będą ze sobą na serio?
No i nie mogła zostawić go teraz samego, bez niej by sobie nie poradził.
– Dobrze, to weźmiemy ślub – powiedział zrezygnowany, kiedy przedstawiła mu możliwą opcję. Nawet nie zapytał jej o zdanie. Jakby nie miał wyjścia i musiał zgodzić się zagrać byka podczas corridy.
Zośka do tego momentu nie myślała o ślubie ani z Zahirem, ani z nikim innym. Wprawdzie nie marzyła o oświadczynach, ale na pewno nie chciałaby, żeby wyglądały w ten sposób, bez cienia romantyzmu.
Z drugiej strony od razu przyszła refleksja – czy była romantyczną kobietą? Nie zastanawiała się na tym dotychczas. Nie robiła też żadnych wielkich planów na przyszłość, nie snuła marzeń, przyjmowała życie takim, jakie było. Podejście go with the flow doprowadziło ją do związku z Zahirem. Mimo różnic kulturowych dobrze im było ze sobą, coś ich do siebie ciągnęło. Poza tym on jej potrzebował. Bez niej będzie musiał zaczynać od początku, a przecież tak ciężko na wszystko zapracował.
A może całkiem by się poddał i utknął w jakiejś gównianej pracy, zamiast zgodnie z powołaniem zostać lekarzem.
–To najlepsze wyjście w tej sytuacji – oświadczyła. Doszła do tego wniosku po błyskawicznych przemyśleniach.
A kiedy ona, przekonana, że sprawa jest przesądzona, zaczęła planować wydarzenie, jego nagle dopadły wątpliwości.
– Nie wiem, czy powinniśmy brać ten ślub.
– Co?! – krzyknęła. To powinny być jej wątpliwości, nie jego. Przecież to jemu potrzebny był ten ślub! – Co masz na myśli?
– Wiesz, tyle nas różni, jesteśmy z innych światów, to nie może się udać.
– I co z tego, że jesteśmy z różnych światów?! Zderzenie światów jest potrzebne! I piękne. Nie można wciąż się kotłować w swoim grajdole! Przecież jesteśmy dopasowani.
W obliczu jego wątpliwości ona zaczynała być pewna. Tak działał marketing: kiedy coś umyka sprzed nosa, człowiek nabiera na to wielkiej ochoty. Zocha poczuła, jakby umykała jej życiowa okazja na życie z facetem z zasadami, którego chyba kochała.
– Masz rację, tak tylko się zastanawiałem, ale chyba jest nam ze sobą dobrze, co?
Upewniał się ten, który miał ją o tym zapewnić. Chyba było im dobrze. Też chciała w to wierzyć.
– No przecież! – Przekonywała go jak matka dziecko.
Ta ich relacja zmieniała się w zależności od sytuacji. Raz to on był jej surowym ojcem, a ona córeczką, która jest nieco niegrzeczna i musi się poprawić. Innym razem to on stawał się małym chłopczykiem, a ona jego matką, która tłumaczy mu, na czym polega życie.
Zaczęła załatwiać wszelkie niezbędne formalności i coraz bardziej cieszyła się na to wydarzenie – nadchodziła zmiana. Nie wiedziała, co to oznacza, ale brzmiało dorośle – będzie żoną. Nowe intrygujące doświadczenie, które nie wiadomo dokąd ją zaprowadzi.
– Nie możemy tego zrobić. – Zahir znów zmieniał zdanie. – Rodzice będą mną rozczarowani.
– A co oni mają do tego?!
– Jak to? Przecież mnie wychowali, wszystko im zawdzięczam.
– Zahir, masz prawie trzydzieści lat, twoi rodzice nie mogą decydować za ciebie, jak masz żyć.
–To nie tak. Wy na Zachodzie macie złe podejście. Zawdzięczam rodzicom życie i muszę oddać dług, dać im radość, a nie przysparzać zmartwień. Tak się nie robi.
– Ale dlaczego właściwie ten ślub miałby ich martwić? Przecież nawet mnie nie znają!
– Właśnie w tym rzecz. To oni powinni mi znaleźć odpowiednią żonę. Tak się u nas robi.
– Ale dlaczego ja nie jestem dla ciebie odpowiednia, co? – Zośka traciła cierpliwość. – Zgodziłam się na ten ślub, żeby cię nie deportowali, mogłabym spotykać się beztrosko z kimś innym, pić wino z koleżankami, zamiast latać po urzędach i załatwiać twoje formalności. A ty co chwilę wyskakujesz ze swoimi wątpliwościami, jakbyś to ty robił mi łaskę!
– Jak to spotykałabyś się z kimś innym? Z kim?
– Nie wiem przecież, tak tylko mówię.
– Ale z kim? Masz kogoś innego? Oglądasz się za innymi facetami?
Przecież należysz do mnie! Czy to z powodu braku ojca, czy też pełnej swobody, którą dała jej matka, Zośka odczuwała ciepło na sercu, kiedy słyszała, że do kogoś należy.
– Nie oglądam się, tylko mówię…
– I co za wino z koleżankami? Na co ci koleżanki, skoro masz mnie? I jakie wino, wiesz dobrze, że alkohol jest zabroniony. Zwłaszcza kobiety powinny go unikać, bo potem mają głupie pomysły.
– Ja wiem, ale skoro…
– Chodź tu. Nie potrzebujesz nikogo i niczego do szczęścia tylko mnie. Jesteś moja, rozumiesz? Moja… – wymruczał i zaczął ściągać z niej bluzkę, potem resztę ubrań, żeby szybkim seksem przypieczętować swoją własność.
Nie mógł sobie poradzić z tą sprzecznością. Ciągnęło go do Zośki, czuł się przy niej dobrze i nie potrzebował nikogo innego poza nią, ale wychowanie, religia i kultura mocno w nim siedziały, mimo że tyle lat mieszkał na Zachodzie. Zawsze gdy myślał, że jest w stanie sprzeciwić się swoim korzeniom, surowi rodzice grzmieli w jego głowie i kiwali z dezaprobatą.
Nadszedł czas, żeby zmierzyć się z nimi na żywo. Poinformował ich o swoich planach, nie wyjaśniając, że pomysł wziął się z jego nieogarnięcia i zagrożenia deportacją, a co za tym idzie – przerwania studiów. Skłamał, że Zośka jest w trakcie konwersji, bo chce zostać muzułmanką.
Rodzice nie wydawali się zachwyceni, wybrali już kogoś dla niego i musieli to odkręcać, a to stanowiło ujmę na honorze rodziny. Ojciec był nawet skłonny odciąć się od syna, ale matka namówiła go, żeby spróbowali zaakceptować jego dziwne wybory. Chcąc nie chcąc, postawieni przed faktem dokonanym, zdecydowali, że przyjadą do Polski poznać przyszłą synową.
Zośka była bardzo zestresowana przed tym spotkaniem. Wiedziała, że nie zabłyśnie inteligencją, bo rodzice Zahira słabo mówili po angielsku, a poza tym od przyszłej synowej wcale nie oczekiwali inteligencji tylko skromności i posłuszeństwa. Bardzo zależało jej na ich akceptacji, czuła, że wtedy Zahir przestałby mieć wątpliwości co do ich związku.
Zrobiła wszystko, żeby widzieli ją taką, jaką chcieli widzieć. Ubrała się w suknię do kostek zapinaną pod szyją i związała włosy w małą kitkę.
Bez makijażu nie poznała się w lustrze.
– Wyglądasz pięknie. – Narzeczony ją pochwalił.
W tamtym momencie przeraziła się po raz pierwszy. Zaczynało do niej docierać, na co się godzi. Zrozumiała, że on nie kocha jej prawdziwej, tylko wymyśloną i poprawioną wersję Zośki: skromnej, nielubiącej imprezować, bez koleżanek; Zośki w milczeniu zgadzającej się ze wszystkim, co on powie. Chciał z niej zrobić cichą żonę przy mężu.
Suknia z lumpeksu, uszyta z jakiegoś szorstkiego materiału, nagle zaczęła ją uwierać, poczuła szorstkość materiału, swędziało ją całe ciało, miała wrażenie, że chodzi po niej stado mrówek. Chciała ją z siebie zerwać, zdjąć ten paskudny, sztywny pancerz, włożyć znów swoje ukochane biodrówki i luźny T-shirt bez stanika i rozpuścić włosy.
– Pospiesz się, nie możemy się spóźnić – zakomenderował Zahir.
Wszystko w niej krzyczało: Możemy, nie chcę tam iść, nie chcę się w to pakować, nie mogę zatracić siebie, chcę się bawić, tworzyć, być młoda, wolna, chcę żyć, a ty chcesz wsadzić mnie do małżeńskiego grobowca!
– Już idę – powiedziała posłusznie, zakładając paskudne mokasyny.
Zahir też był przerażony, bo chociaż Zośka zrobiła wszystko, żeby się dopasować, to jednak nie mogła przeskoczyć swojego pochodzenia i wychowania. Była obca, spoza ich plemienia, nie rozumiała ich zwyczajów. Pochodziła z innego świata. Bał się, że rodzice jej nie zaakceptują, nie kupią tej jej muzułmańskości instant.
Mylił się. Ona była przygnębiona, załamana, nieszczęśliwa, bo oto sobie uzmysłowiła, że z własnej woli, krok po kroku, wpakowała się w obcy, nieżyczliwy jej świat. Że zgodziła się udawać kogoś, kim nie była i będzie musiała w to brnąć, być może do końca życia. Że już nigdy nie spotka kogoś, kto dostrzeże ją taką, jaką była w rzeczywistości i pokocha bezwarunkowo.
Myliła się.
Na spotkaniu zapoznawczym oprócz rodziców, pojawiła się jeszcze Malika, młodsza siostra Zahira
Książkę Czarne piwo grabarza kupicie w popularnych księgarniach internetowych: