Umierałam mimo wszystko Fragment książki „Wszystkie winy mojej matki"

Data: 2023-09-13 09:26:45 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 19 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zu, wielka krakowska artystka, trafia w ciężkim stanie do szpitala. Nikt nie wie, co robiła wcześniej i dlaczego ma rany na dłoniach. Do szpitala przyjeżdża jej córka, z którą Zu nie widziała się przez dziesięć lat.

Gdy Gabriela była małą dziewczynką, nagle z jej życia zniknął ojciec. Musiała wtedy szybko dorosnąć i w przeciwieństwie do matki - stąpać twardo po ziemi. Kiedy jako dorosła kobieta wraca do Krakowa, zastaje swój rodzinny dom w rozpaczliwym stanie. Dawno niewidziane wnętrza i przedmioty sprawiają, że bolesne wspomnienia zasypują jej myśli i serce. Próbując uprzątnąć dom, kobieta odkrywa makabryczną tajemnicę skrywaną przez stare mury. 

Czy Gabriela i Zu będą chciały odbudować relacje zerwane wiele lat wcześniej? Czy dramatyczna historia z przeszłości, która położyła się cieniem na życiu obu kobiet, może stać się nicią łączącą na nowo matkę i córkę? 

Wszystkie winy mojej matki M.M. Perr zdjęcie książki

Do przeczytania powieści M.M. Perr (autorki serii kryminalnej z podkomisarzem Robertem Lwem) Wszystkie winy mojej matki zaprasza Wydawnictwo Prozami.

„Wszystkie winy mojej matki" M.M. Perr to opowieść o tym, jak skomplikowane relacje potrafią łączyć nas z innymi ludźmi. To także historia o przeszłości, która powraca w najmniej spodziewanym momencie, niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy się od niej odciąć.

- recenzja książki „Wszystkie winy mojej matki"

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Wszystkie winy mojej matki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

25

Sposób urządzenia mieszkania, jego zapach, a nawet to, jak ludzie rozrzucali w nim swoje rzeczy, było dla niej jak charakter pisma dla grafologa. Potrafiła wiele z niego wyczytać prawdy o ludziach i stosunkach, jakie panują w danej rodzinie. Przez lata zauważyła również, że potrafi z dosyć dużą dokładnością przewidzieć rozwód wśród swoich znajomych po sposobie, w jaki dana para zostawia buty pod szafką czy swoje kosmetyki w łazience. Ludzie nieświadomie przenoszą zarówno miłość, jak i złość z osób na rzeczy do nich należące. Gabriela odkryła to, obserwując jeszcze jako nastolatka swoją najstarszą kuzynkę, do której pojechała kiedyś na wakacje w góry. Olga miała już swoją rodzinę. Wydawała się szczęśliwa, gdy jednak Gabriela zobaczyła, jak jej kuzynka najpierw z uśmiechem podniosła rozrzucone różowe pantofelki z uszkami swojej córki i odniosła na półkę, a zaraz potem głośno westchnęła, robiąc to samo z rzuconymi niechlujnie za drzwiami butami jej męża, wiedziała już, że ich radość jest tylko pozorna. Od tamtej pory wnętrza domów zaczęły ją coraz bardziej fascynować. Ten, przed którym stała teraz, na pierwszy rzut oka nie wyglądał dobrze. Wręcz przeciwnie. Samo patrzenie na niego z drugiej strony ulicy było męczące. Pierwotna, dobrze zrównoważona bryła budynku została zakłócona przez niesymetryczne dobudówki, zmieniając całość w krzywy klocek. Wyschnięte kwiaty w doniczkach na parapecie okien dodawały całości brzydoty. Gabriela widziała wcześniej już takie domy. W środku zazwyczaj znajdowały się zagracone pomieszczenia pełne nieużywanych przez nikogo przedmiotów, które tylko blokowały przepływ energii w domu. W takich miejscach trudno było dłużej wysiedzieć, a goście, nie wiedząc czemu, wychodzili wcześniej, niż zamierzali, przychodząc. 

Gabriela nie przyszła do domu na końcu ulicy zawodowo. Nie zamierzała też długo zostawać. Chciała tylko odpowiedzi na parę prostych pytań. Cała rozmowa mogła się również skończyć po pierwszym pytaniu. Jej tata zaginął trzydzieści lat wcześ­niej. Szansa, że ktoś będzie pamiętał szczegóły, raczej była niewielka. Gabriela podeszła do drzwi i podniosła rękę, by zadzwonić. Zanim zdążyła nacisnąć przycisk, drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich starsza, bardzo wychudzona kobieta o srebrnych włosach opadających na ramiona.

– Czego pani ode mnie chce – zapytała, mrużąc oczy. – Widziałam panią przez okno. Stała pani i gapiła się na mój dom. Jeżeli sądzi pani, że nabiorę się na sztuczkę z ankietą, to się pani myli. Nie dam się okraść.

– Dzień dobry, mieszkam parę domów dalej – powiedziała Gabriela niepewnie. – Jestem córką Zuzanny Winnickiej.

Kobieta przyglądała się jej badawczo, jakby nie rozumiała sensu słów Gabrieli. 

– Ja przyszłam… zresztą, może to nieważne. Nie chcę pani przeszkadzać. 

Gabriela wycofała się o parę kroków. Nagle twarz staruszki się rozpromieniła.

– Mała G – wyszeptała. – Jak ty urosłaś. Dawno cię u nas nie widziałam.

– Już od przynajmniej dwudziestu lat nikt mnie tak nie nazywa. Ale to ja – odpowiedziała. 

– Co mogę dla ciebie zrobić, dziecinko?

Gabriela się zawahała. Kobieta wydawała się zawieszona pamięcią całkowicie w czasie przeszłym. Cokolwiek jej powie, może nie mieć żadnej wartości i nie być nawet zbliżone do prawdy. Z drugiej strony jej pytanie dotyczyło przeszłości, i to nawet zamierzchłej. Postanowiła zaryzykować. 

– Czy mogę wejść do pani na herbatę?

W środku domu, tak jak się spodziewała, panował przykry chaos. W przeciwieństwie do domu rodzinnego Gabrieli, gdy po raz pierwszy od wielu lat przeszła przez próg, tu zamiast stęchlizny w powietrzu utrzymywał się drażniący zapach środka czyszczącego. W zestawieniu z leżącymi na podłodze porozrzucanymi rzeczami i kurzem na półkach zapach – kojarzący się jednoznacznie z ekstremalną wręcz czystością – był zaskakujący i niepasujący. Gabriela odruchowo zasłoniła nos ręką. W jej oczach pojawiły się łzy.

– Masz uczulenie na chlor? – zapytała, widząc to, staruszka.

– Tak. Niestety.

– Przed chwilą skończyłam myć ściany i przez to ten zapach. Chodźmy do ogrodu. Dzisiaj jest ciepło. Mam tam dwa krzesełka.

Pani Dorota poprowadziła Gabrielę przez salon do drzwi wychodzących do ogrodu. Przechodząc przez obszerny pokój, Gabriela zauważyła pod ścianą stojące wiadro z wodą i butelkę z wybielaczem. Ściana była miejscami starta do cegły. 

– Popatrz, jak ślicznie kwitnie moja łąka – powiedziała, przysuwając Gabrieli drewniane rozkładane krzesło, które wyglądało, jakby miało się rozlecieć pod wpływem gwałtowniejszego ruchu. 

Gabriela usiadła na nim powoli, badając ostrożnie jego wytrzymałość. Krzesło ostrzegawczo skrzypnęło, ale wytrzymało. Pani Dorota przysunęła sobie koło niej drugie takie samo i usiadła na nim pewnie. Ściągnęła pantofle i położyła gołe stopy bezpośrednio na nieskoszonej trawie. 

– Nie lubię kosić trawy, ona jest taka piękna, jak sobie rośnie. Dosiałam trochę kwiatów łąkowych i teraz bez żadnego wysiłku mam tu jak w raju – powiedziała, pokazując ręką zarośnięty ogród. Gabriela ogarnęła go wzrokiem. Ze względu na panującą w ostatnich tygodniach suszę trawa była dosyć przerzedzona i miejscami pożółkła. Jej długie źdźbła polegiwały na sobie, jakby przesypiając. Tylko rosnąca w kącie kępa pokrzyw wydawała się mieć naprawdę dobrze mimo niesprzyjającej pogody.

– Podobno takie naturalne łąki dobrze robią pszczołom – powiedziała Gabriela. – Na pewno są pani bardzo wdzięczne.

– O nie, pszczoły i inne paskudztwa to ja tępię. Mówią, że są dobre, ale jak któraś użądli, to wytrzymać się nie da. Ja zamiast owadów to wolę inne zwierzęta.

Gabriela czuła cały czas smak wybielacza w ustach, jakby nie tylko go wcześniej wąchała, lecz także wypiła. Oddałaby wiele za szklankę herbaty, ale wątpiła, że kobieta będzie miała jakąś, która nie będzie przesycona zapachem chloru.

– Często pani myje ściany? Coś się stało?

– Ściany, jak wszystko, lepiej myć, bo się do nich paskudztwa mogą przykleić. 

– Aha.

– Dlaczego do mnie przyszłaś? Doskwiera ci samotność, kochanie?

– Mnie? Nie, tylko moja mama jest w szpitalu od jakiegoś czasu, więc zajmuję się porządkami… i tak zaczęłam myśleć o pewnych sprawach z przeszłości…

– Przeszłość to niebezpieczne miejsce – wtrąciła kobieta. – Lepiej tam się za często nie zapuszczać.

– Może ma pani rację – odrzekła Gabriela. Stan kobiety jednoznacznie wskazywał, że jednak się pomyliła. Ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu. Lepiej było się wycofać. Wstała z krzesła. – Pewnych pytań lepiej nie zadawać.

– No chyba że nikt ich wcześniej nie zadał, wtedy lepiej pytać – zaskoczyła ją kobieta. Chwyciła ją za rękę i pociągnęła w dół, tak że Gabriela była zmuszona powtórnie usiąść. – Twój tata się do ciebie odezwał?

– Do mnie?

– Zawsze myślałam, że jak wróci, to już do ciebie, jak będziesz dorosła. On cię tak kochał. Widziałam, jak codziennie za rękę prowadził cię do szkoły. Był taki w ciebie wpatrzony. 

– Co pani wie o jego zniknięciu? Była pani wtedy policjantką, prawda?

– Tak – odpowiedziała kobieta, wzdrygając się na słowo „policjantka”, które przywodziło jej na myśl niemiłe wspomnienia. – Byłam.

– Czy moja mama przyszła do pani, gdy on zniknął?

– Przyszła – przyznała. Jej oczy się powiększyły. Pochyliła się w jej kierunku, czekając na dalsze pytania.

– Zgłosiła zaginięcie?

– Zastanawiała się nad zgłoszeniem zaginięcia.

– Zastanawiała się?

– Tak. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Coś ją gryzło.

– Co? Dlaczego nie poszła na komendę?

– Powiedziała, że były problemy rodzinne. Jakaś awantura, zdaje się, i ona nie wiedziała, co zrobić. Twojego taty już długo nie było. 

– Awantura? Przecież my byłyśmy na wakacjach.

– Może awantura była wcześniej i dlatego pojechałyście bez twojego ojca?

– Nie pamiętam żadnej awantury.

– Dzieci czasami nie pamiętają.

– A co z poszukiwaniami taty? Trafiliście na jakiś ślad w końcu?

– Nie było poszukiwań.

– Dlaczego?

– Twoja mam nie zgłosiła zaginięcia, chociaż ją do tego namawiałam.

– Dlaczego?

– Przyszła do mnie po paru dniach i powiedziała, że twój tata się z nią skontaktował i że on już nie wróci.

– Tak jej powiedział? Mój tata?

– Była bardzo roztrzęsiona.

– Mama nigdy mi nie mówiła, że tata się z nią kontaktował. Jest pani tego pewna?

– Poradziłam jej, żeby i tak zgłosiła zaginięcie. Jak się jest ojcem, to nie można tak bez konsekwencji opuścić rodziny. Należały się wam alimenty przecież. Ale ona nie chciała. Pytała tylko o procedury. Czy musi zgłosić jego zaginięcie, czy nie. Powiedziałam, że jak go nie szuka, to oczywiście nie musi, tym bardziej jeśli wie, gdzie on jest. Odrzekła, że wie i go nie szuka.

– Tak powiedziała?

– Tak.

Gabriela czuła, jak jej serce zaczęło przyspieszać, a skóra pod pachami robi się nieprzyjemnie wilgotna.

– Czy mama jeszcze kiedyś z panią rozmawiała o ojcu?

– Nie. Kiedyś zagadnęłam ją w sklepie, czy nie lepiej dla ciebie, żebyś jednak miała jakiś kontakt z ojcem, nawet jak ona z nim już nie chce mieć do czynienia, ale ona powiedziała, że wie, co jest dla ciebie najlepsze, i wyszła.

– Dziękuję – odparła Gabriela, wstając. – Dziękuję, że mi pani to opowiedziała. 

– Ktoś w końcu powinien. Jestem przeciwna okłamywaniu dzieci.

– Pójdę już sobie. Proszę nie wstawać. Wiem, gdzie są drzwi. Wyjdę sama i zatrzasnę za sobą. 

Staruszka się uśmiechnęła i wyciągnęła przed siebie nogi, które zniknęły w długiej trawie. Gabriela wycofała się do salonu. W korytarzu stała kobieta o krótkich szpakowatych włosach, machając ręką przed nosem.

– Dzień dobry. Pani jest nową fizjoterapeutką? – zapytała Gabrielę.

– Nie, sąsiadką.

– Aha. Przepraszam, dzisiaj miał przyjść ktoś nowy. Ja jestem z pomocy społecznej. Widzę, że pani starsza znowu szorowała ściany. Skaranie boskie z nią. Przecież tego zapachu chloru nie da się wytrzymać.

– Często tak robi?

– Jak jej nie przypilnuję, to codziennie by je szorowała.

– Dlaczego? – zapytała Gabriela. Zapach wdzierał się do jej oczu, które zaczynały piec. Ciekawość była jednak silniejsza.

– To przez tę pracę w policji – powiedziała kobieta ściszonym głosem. 

– Myślałam, że ona była tylko takim pracownikiem biurowym.

– Może i była, ale widocznie też czasami musiała pojechać, jak trzeba było. Podobno kiedyś pojechała do domu, w którym ktoś strzelił sobie w głowę i jego mózg był na ścianie. Wtedy jej odbiło i wysłali ją na wcześniejszą emeryturę. Od tamtej pory myje wszystkie ściany.

Gabriela pokiwała głową. Żałowała, że nie wyszła od razu. Teraz tej informacji i obrazu za nią idącego nie będzie mogła długo wymazać z głowy. Pożegnała się i poszła do domu. Tam starała się uprzątnąć myśli, żadne z nich jednak nie pasowały do istniejących szufladek w jej głowie. Złość w sercu narastała. Wiedziała, że bez słów wyjaśnienia, dlaczego jej mama ukrywała przed nią informację, co stało się z ojcem, nie będzie w stanie się uspokoić. Zu leżała w szpitalu i rozmowa z nią była niemożliwa. Gabriela sprawdziła godzinę na zegarku. Było dopiero wczesne popołudnie. Wszyscy o tej porze są jeszcze w pracy. Musiała poczekać przynajmniej do siedemnastej. Wyszła z domu, gdy tylko wybiła piąta, by po paru minutach z impetem zastukać w drzwi Pii.

– Co tak walisz? Pali się? – zapytał Ruben, otwierając.

– Mam sprawę do cioci. Wróciła już z pracy?

– Jest chora i leży w łóżku.

– Muszę z nią porozmawiać – powiedziała Gabriela, wchodząc i nie czekając na zaproszenie.

– Jest na górze, w sypialni.

– Dzięki.

Piętro domu Pii było wyłożone śnieżnobiałą wykładziną. Jeżeli ktokolwiek na świecie był w stanie utrzymać jej świeżą biel, to była to właśnie ona. Wykładzina miała już dwadzieścia pięć lat, a mimo to nie było na niej nawet jednej plamki. W sypialni panował dosyć ascetyczny wystrój w porównaniu z resztą domu. Było to pokój, do którego oprócz Pii nikt nigdy nie wchodził, więc jego urządzanie wydawało jej się bezsensowne.

– Ciociu?

Gabriela weszła do środka. Na wąskim jednoosobowym łóżku leżała Pia. Miała mocno podkrążone oczy i rozpuszczone włosy.

– Podobno jesteś chora – powiedziała Gabriela, starając się ukryć w swoim głosie złość, którą cały czas czuła.

– Jestem słaba, to wszystko – odrzekła Pia, siadając na łóżku. Jej oczy przeszywały Gabrielę na wylot. – Co się stało?

– Ty wiesz, co się stało z moim tatą, prawda? 

Pia zesztywniała.

– I moja mama też wiedziała.

W pokoju zapanowała absolutna cisza. Gabriela z emocji wstrzymała oddech. Czekała na słowa cioci, które mogły wstrząsnąć jej światem, ale żadnego nie usłyszała. Pia, coraz bardziej blada, siedziała nieruchomo na łóżku.

– Musisz mi powiedzieć. Mam prawo wiedzieć. To mój tata! – krzyknęła.

Pia spojrzała na nią i otworzyła usta. Po chwili je jednak zamknęła.

– Ciociu! Co on mamie powiedział, gdy zadzwonił?

– Gdy zadzwonił? – powtórzyła po niej Pia.

– Wiem, że dzwonił do mamy. Rozmawiałam z tą policjantką, naszą sąsiadką.

– Aha – odparła Pia, po czym wzięła głęboki oddech i położyła się z powrotem do łóżka.

– Powiedz mi.

– Nie mogę ci za wiele powiedzieć, bo nic nie wiem.

– Ale wiesz o telefonie!

– Nie. W każdym razie mnie Zu nic takiego nie mówiła.

– Ale wiesz coś o zaginięciu taty. Czy mama wiedziała, gdzie on jest?

– Nie wiem, dziecko.

– Ale mama go nie szukała. Nie zawiadomiła policji. 

– Policja nie zawsze jest w stanie pomóc. Zwłaszcza w tamtych czasach… To był inny świat. 

– Dlaczego? Przecież jak ktoś nagle znika, to się go szuka. 

– Gabrysiu, nie mogę ci pomóc. Nic nie wiem. Sama miałam wtedy swoje kłopoty.

– Jakie kłopoty? Przecież wujek Alfred jeszcze wtedy żył. Miałaś szczęśliwą rodzinę. Nie wierzę, że nie pamiętasz.

Pia spojrzała na nią. Jej oczy wyglądały na udręczone.

– Nie mogę ci pomóc. Chciałabym, ale nie mogę.

– A awantura?

– Jaka awantura?

– Podobno była awantura w domu, zanim tata zniknął. O co chodziło?

Pia wzruszyła ramionami, jakby nie rozumiała pytania.

– Pokłócili się o coś konkretnego? Mama nie chciała, żeby tata wracał?

– Twoja mama niczego bardziej nie pragnęła niż tego, by twój tata wrócił. On był całym jej życiem.

– To dlaczego go nie szukała? Dlaczego on nie wrócił?

– Widocznie nie mógł – powiedziała Pia cicho. Jej głos zmienił się w szept.

– Jak nie mógł? Czego ty mi nie mówisz?

Pia zamknęła oczy. Jej głowa opadła na poduszkę. Oddychała ciężko.

– Chciałabym ci pomóc, ale nie mogę – odrzekła ochrypłym głosem. 

– Niech was obie cholera weźmie! – krzyknęła Gabriela, po czym wyszła. 

Wróciła do domu. Zaparzyła sobie herbatę, ale węch cały czas miała wypalony przez chlor, przez co herbata zupełnie nie miała smaku. Pijąc ją, patrzyła na trzy wiedźmy. Głowa zaczynała ją niemiłosiernie boleć. Złość przybierała postać organiczną. Wyciągnęła z torebki czarny marker i domalowała wiedźmom brodę i wąsy. Po czym, nie zdejmując ubrania, poszła spać. 

26 

Obiecałam sobie, że nie tknę alkoholu, i dotrzymałam danego sobie słowa. Widziałam, jak inni ludzie toną w jego oparach, zostawiając wszystkich i wszystko za sobą. Ich zmysły i serca obumierały, a oni stawali się chodzącymi zombie. Nie chciałam stać się taka. Miałam córkę. 

Niestety abstynencja nie uchroniła mnie przed byciem żywym trupem. Przykrywałam moją rozkładającą się duszę i chore organy grubymi warstwami wyuczonych zachowań, napisanych wcześniej wypowiedzi i wyuczonym uśmiechem. Po tym, co zrobiłam, nie potrafiłam już dłużej żyć jak dawniej. Wszystko straciło dawny kolor i smak. Patrzyłam w wielkie brązowe oczy Małej G i mówiłam sobie: musisz żyć. Ale nawet jej śmiech i dotyk małych rąk przestały pobudzać moje serce do bicia. Z dnia na dzień życie ze mnie ulatywało. Czułam, jakby porwała mnie fala tsunami. Moje stopy nie dotykały żadnego stałego podłoża, a moje ciało było bezwolnie rzucane na skały. Straciłam kontrolę, a miłość nie wystarczyła. Poczucie winy i żal rozdzierający moje ciało na kawałki odebrały mi nawet moje piękne sny. Mrok wdarł się we wszystkie zakamarki i gdy w nocy traciłam czujność, ogarniał moje myśli. Budziłam się wyczerpana. W ustach miałam metaliczny smak, a mój język był drętwy. G przychodziła do mnie rano. Jej pełne życia ciałko wtulało się w moje próchno. Łzy same zaczynały płynąć. Ścierałam je tak, by nie zauważyła. Pytała, co mi się śniło, a ja odpowiadałam, że najpiękniejsza rzecz na świecie i nie uwierzy mi, kiedy jej opowiem. Nawet jednak w moich wymyślonych opowieściach coraz bardziej zaczynało brakować magii. Szczęśliwe zakończenie było coraz mniej szczęśliwe, a bohaterowie coraz bardziej przyziemni, aż Mała G przestała mnie już pytać, co mi się śniło. Moja miłość do niej nie wystarczyła. Umierałam mimo wszystko. 

Książkę Wszystkie winy mojej matki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wszystkie winy mojej matki
M.M. Perr 4
Okładka książki - Wszystkie winy mojej matki

Zu, wielka krakowska artystka, trafia w ciężkim stanie do szpitala. Nikt nie wie, co robiła wcześniej i dlaczego ma rany na dłoniach. Do szpitala przyjeżdża...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje