Słynny na cały świat cytat mówi, że życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co ci się trafi. Powieść Mai Jaszewskiej kusi dalszym ciągiem – tylko od ciebie zależy, jak się w nim rozsmakujesz.
Słoiczki to książka pełna niespodzianek. Wciągająca, zabawna, klimatyczna, z miłosną historią, wyrazistymi bohaterami i szczęśliwym zakończeniem.
Pikanterii fabule dodają spacery po współczesnej i dawnej Warszawie. Tą sprzed lat przywołują smakowite literackie anegdoty. Iwaszkiewicz, Dołęga-Mostowicz, Wieniawa- Długoszowski. No właśnie… Która z nas nie chciałaby dostać o poranku bukietu kwiatów z liścikiem:
Szanowna Pani! Zeszłej nocy śniła mi się Pani w taki sposób, że poczułem się zobowiązany.
Drogi Czytelniku, jako rodowita warszawianka napiszę bez ceremonii, spodziewaj się w Słoiczkach git wersalu i cwanej nawijki – powiedziała o tej książce Katarzyna Pakosińska.
Józia to młoda, przywiązana do tradycji i rodzinnego domu dziewczyna z Podlasia.
Julka – buntowniczka, która ucieka z Krakowa przed przeszłością i apodyktycznym ojcem.
Obie przyjeżdżają do Warszawy w nadziei na lepsze jutro, znajdują pracę w nowoczesnym, lifestylowym czasopiśmie dla kobiet i rozpoczynają nowe życie.
Obie są słoiczkami.
Obcymi w Warszawie.
Przyjezdnymi.
Czy stolica będzie dla nich łaskawa?
W Słoiczkach Mai Jaszewskiej każdy może przejrzeć się jak w lustrze. Ta książka to połączenie powieści obyczajowej z satyrą na współczesną „warszawkę”. Czasem jest więc śmiesznie (zwłaszcza wtedy, gdy przekraczamy próg redakcji kobiecego czasopisma), czasem nostalgicznie (intensywnie oddany klimat Podlasia, a także wątki związane z dawną, przedwojenną Warszawą), a czasem romantycznie (czy coach to dobry materiał na partnera?).
Czy odnajdziecie siebie samych w bohaterkach tej powieści?
A może każdy z nas jest słoikiem bądź słoiczką?
„Słoiczki" to pełna ciepłej ironii i poczucia humoru książka, opowiadająca o młodych kobietach z prowincji, które szukają szczęścia na „zarobkowej emigracji" w Warszawie.
- recenzja książki „Słoiczki"
Do lektury książki Słoiczki Mai Jaszewskiej zaprasza Wydawnictwo Szelest. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Słoiczki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Nadszedł lipiec i przyniósł ze sobą jeszcze większe upały niż czerwiec. Dni były nie do wytrzymania. Rozpalone do białości słońce zalewało ulice, parki i skwery potokami lepkiego żaru. Gorące powietrze stało nieruchomo, nawet cień nie dawał żadnej ochłody. Porażona skwarem przyroda zamarła w bezruchu. Wszyscy wypatrywali na niebie najmniejszych zapowiedzi deszczu, ale ich tęskne spojrzenia pozostawały bez odpowiedzi. Mieszkańcy Warszawy wykazywali daleko idącą determinację, aby chociaż trochę ochłodzić sobie życie. Kobiety wyciągały z domowych zakamarków słomkowe kapelusze o szerokich rondach, różne wachlarzyki i wiatraczki na baterie.
Józia codziennie widywała w metrze liczne ofiary bezskutecznej walki z aurą – panie w przezroczystych sukienkach, spod których prześwitywały wałki i wałeczki tłuszczu upchnięte w zalotną bieliznę, opalone na mahoń dziewczyny w sportowych koszulkach-stanikach i w mikroskopijnych szortach, mężczyzn w rozpiętych koszulach, z których nieśmiało wychylały się wątłe torsy albo przeciwnie – dumnie prężyły owłosione klaty. Zdarzyło jej się nawet spotkać kilku desperatów ubranych jedynie w dżinsy.
Ulice stały się prawdziwą wystawą osobliwości, dowodząc nieposkromionej fantazji Polaków.
Na szczęście po upalnych dniach przychodziły upalne wprawdzie, ale nie tak już męczące noce. Cudnie było włóczyć się wtedy po mieście bez celu, dla samej przyjemności. W takie noce rozgwieżdżone niebo z jaskrawym, wyrazistym księżycem zdawało się być na wyciągnięcie ręki, a świat pachniał tak, jakby trzymał w zanadrzu jakieś niezwykłe niespodzianki. Wiele z tych wieczorów Józia spędzała z Sobiepańskim, który zabierał ją na spacery, do kina i do uroczych knajpek; siedzieli w nich, rozmawiali bez końca i obserwowali leniwie snujące się grupy ludzi. Kto by tam kładł się wcześnie spać, kiedy noc tyle obiecuje?
Piękno letnich nocy, godziny rozmów, wpatrzone w Józię oczy Sobiepańskiego działały na nią oszałamiająco. Czuła, że powoli zakochuje się w tym wzorcowym przedstawicielu płci męskiej. Co prawda z każdą wyprawą stopy Józi były w coraz gorszym stanie, bo jej adorator powtarzał, że tylko w szpilkach kobieta wygląda seksownie, ale kto by tam zważał na takie niedogodności. Józia stukała po chodnikach wysokimi obcasami, a po powrocie do domu trzymała stopy w chłodnej kąpieli i reanimowała je różnymi smarowidłami.
Rano biegła do pracy w wygodnych klapkach, ale w torbie już czekały zmysłowe szpileczki i komplet plastrów na wypadek, gdyby przystojny coach znowu zaproponował spotkanie.
„Siostry Kopciuszka stać było na to, żeby obciąć sobie pięty dla królewicza” – pocieszała się Józia, patrząc z rozczuleniem na swojego księcia, który właśnie czekał na nią przy stoliku w uroczej kawiarni.
Zerwał się na jej widok i z galanterią odsunął krzesełko.
Był zawsze taki szarmancki, wiedział, jak okazać kobiecie zainteresowanie. Gdziekolwiek poszli, kelnerki obsługiwały ich z taką werwą, jakby miały skrzydła u ramion i właśnie wygrały milion dolarów. Dla każdej z nich miał miłe słowo, a uśmiechy rozdawał tak samo hojnie jak gwiazda filmowa autografy. Oczywiście najbardziej hojny był dla Józi.
– Jesteś, Dżozi, z każdym dniem piękniejsza – zamruczał jej do ucha na powitanie. – Jeszcze trochę, a zupełnie stracę dla ciebie głowę – wyznał, po czym obrzucił ją gorącym spojrzeniem, od którego Józia pokraśniała jak truskawka.
„Słodka dziewuszka, ale musi zacząć panować nad emocjami” – pomyślał z pobłażaniem Sobiepański. „Jak na razie każda myśl, każde uczucie malują się na jej twarzy nazbyt wyraziście. To niedobrze, bo kobieta powinna być tajemnicą. Ale i tego ją nauczę”.
Wyciągnął najnowszy model laptopa i z dumą zaczął prezentować Józi ostatnią ofertę swojej firmy coachingowej Express Yourself.
– Zobacz, Dżozi, opracowałem ten kurs z myślą o tobie. To fantastycznie przygotowany, trzydniowy Trening Świadomej Osobowości, w czasie którego każdy może się wreszcie dowiedzieć, kim tak naprawdę chce być i jak pragnie być postrzegany przez innych, może nauczyć się określać swój ideał osobowościowy i razem z trenerami opracować metodę na osiągnięcie tego celu. Kurs odbędzie się w eleganckim pensjonacie na Mazurach. W ramach treningu przewidziane są zajęcia medytacji własnej jaźni i cztery posiłki dziennie według diety astralnej. Pierwsza edycja kursu w superpromocyjnej cenie tysiąca ośmiuset złotych!
Józia starała się nie pokazać po sobie, że cena wprawiła ją w osłupienie. Sobiepański jednak od razu dostrzegł jej spłoszone spojrzenie i gorąco zapewnił:
– Nic się nie martw, ty masz pięćdziesiąt procent zniżki. Uważam, że koniecznie powinnaś wziąć w tym udział. Ja będę prowadził większość zajęć. – Popatrzył jej głęboko w oczy i uśmiechnął się jeszcze bardziej czarująco.
Józia odwzajemniła uśmiech, ale wypadł dość blado.
„Skąd ja wezmę dziewięćset złotych?” – myślała gorączkowo.
Do jesieni zostało wprawdzie jeszcze trochę czasu, ale nic nie zapowiadało, że jej zarobki spektakularnie wzrosną. Gdyby nie wsparcie rodziców i ciotki Basi, która nie dość, że pomogła Józi znaleźć pracę, to jeszcze wyszukała jej na wynajem małą, ale ładną kawalerkę za wyjątkowo niską cenę, młodej redaktorki nie byłoby stać na nic więcej niż bułka z masłem na śniadanie, obiad i kolację.
Warszawa bezsprzecznie nie otwierała gościnnych ramion dla ciągnących do niej przybyszy.
Sobiepański, widząc zachmurzone oczy Józi, uśmiechnął się krzepiąco.
– Dżozi, najchętniej nie brałbym od ciebie za ten kurs żadnych pieniędzy, ale ty wtedy nic z niego nie wyniesiesz. Jest dowiedzione naukowo, że cenimy tylko to, co osiągnęliśmy dużym kosztem. Uczymy się tylko wtedy, gdy okupimy to wielkim wysiłkiem. Bardzo mi zależy, żebyś akurat ty skorzystała z dobrodziejstw tego treningu. Zobaczysz, jakie fantastyczne zmiany zapoczątkuje on w twoim życiu – zamruczał Sobiepański z tajemniczym uśmiechem. – Czasem warto się troszkę wysilić, żeby potem cieszyć się czymś przyjemnym i niezwykłym – dodał. Był tak przekonujący w swoich wywodach, że zły nastrój minął Józi jak ręką odjął.
„Ma rację, nawet nie wypada, żeby fundował mi takie drogie prezenty, a pięćdziesiąt procent zniżki to i tak bardzo dużo i miło z jego strony, że mi ją daje” – pomyślała Józia i zawstydziła się swoich wątpliwości.
„Muszę wziąć udział w tym kursie”. Postanowiła zaoszczędzić tyle, ile się da, a brakującą kwotę pożyczyć od rodziców.
– A co to jest dieta astralna? Pierwszy raz o niej słyszę. – Szybko zmieniła temat, nie chcąc dalej roztrząsać krępującej kwestii kosztów.
– Spod jakiego znaku jesteś? – zapytał Sobiepański, zadowolony, że udało mu się zaintrygować Józię.
– Spod Byka. A co? Nie widać? – odparła Józia z uśmiechem.
– Widać, i to bardzo. Jesteś taka wrażliwa na piękno i tyle w tobie łagodnej kobiecości…
Słysząc to, Józia po raz kolejny tego dnia pokraśniała aż po grzywkę. „Jaki on słodki, jak najsłodszy puchar lodowy z bitą śmietaną i karmelem” – jej skojarzenie było może mało romantyczne, ale dla kogoś, kto od tygodni był na restrykcyjnej diecie, tego rodzaju deser był najbardziej mrocznym przedmiotem pożądania.
Tymczasem Sobiepański kontynuował:
– To dieta o bardzo prostych zasadach, ale fantastycznie regulująca wszystkie procesy w organizmie, a tym samym rozjaśniająca umysł. – Oczy coacha zalśniły blaskiem pełnym pasji. – Ustalił te zasady mój bliski przyjaciel Jarko, dietetyk holistyczny, który leczy dietą nie tylko ciało, ale też trudne emocje i zaburzenia na poziomie duchowym. Założył Centrum Zdrowej Jaźni „Eat And Meet Yourself”. Dieta astralna jest jego ostatnim wynalazkiem. Ja sam, odkąd ją stosuję, czuję się fantastycznie, bo otworzyła mi wszystkie punkty energetyczne. Tobie też ją polecam, Dżozi. Kiedy zaczniesz jeść w zgodzie ze swoim znakiem zodiaku, poczujesz rozwój samoświadomości.
– Czyli co mam jeść? – zapytała Józia z pełną gotowością wysłuchania i zapamiętania wszelkich wskazówek, żeby jak najszybciej zrobić odpowiednie zakupy.
– Twoim żywiołem jest ziemia, tak, słonko? Więc powinnaś jeść jak najwięcej bulw, korzeni i wszystkiego, co pochodzi z matki ziemi. Czyli karotki, szparagów, no i przede wszystkim trufli. Ponieważ Byki są pod opieką planety Wenus, czyli bogini miłości, powinnaś też jeść różnego rodzaju afrodyzjaki: ostrygi, krewetki, granaty, a z przypraw lubczyk i szafran.
– Na Podlasiu je się mnóstwo kartofli, czyli jest to zgodne z dietą Byka. – Józia się zaśmiała, ale natychmiast zdała sobie sprawę, że żart nie znalazł uznania w oczach jej wytwornego towarzysza.
Sobiepański w popłochu rozejrzał się wokół, jakby chciał sprawdzić, czy wyznania Józi nie słyszał ktoś jeszcze. Na szczęście pary przy sąsiednich stolikach były bardzo zajęte sobą.
– Dżozi, ziemniaków ta dieta nie dotyczy. Chyba że chodzi o pieczone bataty z dodatkiem czarnej albo wędzonej soli. Dietę Byka znam dobrze – dodał już spokojniejszym tonem, obłaskawiony zaciekawionym spojrzeniem Józi – bo moja mamusia jest spod tego znaku i zrewolucjonizowała ostatnio domową kuchnię.
Książkę Słoiczki kupicie w popularnych księgarniach internetowych: