Tu wszystko może się zdarzyć. Fragment książki „Owoce zatrutego drzewa"

Data: 2022-05-12 10:39:00 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Warszawa, druga połowa XIX wieku. Kinga, choć mieszka z ciotką i wujem oraz dwojgiem kuzynów, nie czuje się u nich dobrze - dusi się w atmosferze mieszczańskiej kamienicy i czegoś jeszcze... Młoda dziewczyna nie potrafi zrozumieć, dlaczego ciotka Maria Burgiewiczowa tak bardzo jej nienawidzi. Jedynym wyjściem jest wyprowadzka z domu wujostwa. Kinga decyduje się na ten odważny krok i wyjeżdża do Krakowa, gdzie zamierza odnaleźć jedyną żyjącą krewną swojego ojca, o której istnieniu jeszcze niedawno nie miała pojęcia. Wkrótce przekona się, że droga do niezależności bywa dłuższa i bardziej skomplikowana niż podejrzewała. 

Obrazek w treści Tu wszystko może się zdarzyć. Fragment książki „Owoce zatrutego drzewa" [jpg]

Do lektury powieści Agnieszki Janiszewskiej z cyklu Owoce zatrutego drzewa zaprasza Wydawnictwo Zaczytani. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Owoce zatrutego drzewa. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Paryż od razu ją zachwycił; do tej pory niewiele w życiu widziała, nic więc dziwnego, że długa podróż, obcy kraj i wielka metropolia przyciągająca ludzi z różnych zakątków świata oszołomiły ją i onieśmieliły. I to do tego stopnia, że przez pierwsze kilka tygodni pobytu nie odważyła się na samotną przechadzkę – była pewna, że z pewnością by zabłądziła i nie odnalazła pensjonatu, w którym na razie oboje ze Zbyszkiem się zatrzymali.

Z tego też powodu czuła się tak nieporadna jak nigdy dotąd, prowincjonalna, co do reszty odbierało jej pewność siebie. Zresztą, co w tym dziwnego, sarkała w myślach.

Przecież ostatnie dziesięć lat życia mieszkała w urokliwym, ale niewielkim mieście. A z tego większość czasu spędziła na zapleczu niedużego sklepu galanteryjnego. I choć po zawiązaniu przez właściciela spółki z panem Sagurskim spokojną, a nawet senną atmosferę tego miejsca ożywił nowy, zdecydowanie prężniejszy duch, co skutkowało napływem większej liczby bardziej eleganckich niż do tej pory klientów, to jednak w dalszym ciągu zmianom tym było daleko do realiów wielkiego świata. Na pewno nie takiego, który otaczał ją teraz. I przytłaczał ogromem, hałasem, siłą.

Patrząc na te wszystkie imponujące gmachy, pałace i muzea, tętniące życiem szerokie bulwary, pełne ludzi kawiarnie, teatry i sale koncertowe, czuła się tak mała i nic niewarta jak owad, który w każdej chwili może zostać rozdeptany na drodze. W tym ostatnim spostrzeżeniu nie było żadnej przesady, bowiem tak wielu pojazdów i konnych tramwajów nie widziała dotąd nie tylko w Krakowie, ale także w Warszawie.

Potrzebowała czasu, by pokonać strach przed przechodzeniem na drugą stronę ulicy, co niesłychanie bawiło Zbyszka, lecz jego francuski przyjaciel, Adrien Biret, odnosił się dojej obaw z pełnym zrozumieniem, zarówno w kwestii jej niepewności i zagubienia w wielkiej metropolii, jak i błędów językowych, które początkowo notorycznie popełniała. Błędów tych zresztą Adrien zdawał się w ogóle nie dostrzegać, traktował ją z galanterią i zawsze gotów był do pomocy, tak że z biegiem czasu zaczęła wreszcie oswajać się z nową rzeczywistością i nabierać pewności siebie.

Wszystko to sprawiało, że coraz chętniej spędzała czas w towarzystwie tego miłego i przystojnego Francuza. Zbyszek zinterpretował to po swojemu.

– Ten facet cię adoruje – zauważył pewnego razu, gdy spacerowali wzdłuż Sekwany. Powiedział to lekkim, niezobowiązującym tonem, czyli takim, jakiego zazwyczaj używał, i tak też przyjęła jego słowa – jak zwykłą żartobliwą uwagę. Aczkolwiek bez wątpienia dość zaskakującą, zważywszy na fakt, że dopiero co rozmawiali na temat wyłaniającego się przed ich oczami mostu Aleksandra.

– Jest bardzo miły. Ubawiłby się, gdyby usłyszał, o co go podejrzewasz – odparła pogodnie.

– Nie przypuszczam. Zupełnie zawróciłaś mu w głowie. – Tym razem w głosie Zbyszka pojawiło się coś nowego, w każdym razie nie zabrzmiało to już jak nic nieznaczący żart.

Skrzywiła się; nie miała pojęcia, dokąd zmierza ta rozmowa, z pewnością jednak nie chciała kontynuować jej w tym duchu.

Spostrzegłszy to, Zbyszek uśmiechnął się z pozorną skruchą.

– Nie chciałem cię zdenerwować, ale ostatnio chodzisz taka zachmurzona i tak nieobecna duchem, że postanowiłem trochę cię rozweselić.

– Niepotrzebnie – odburknęła. – I nie byłam, jak raczyłeś zauważyć, zachmurzona, dopóki nie zacząłeś wygadywać tych nonsensów.

– Co nazywasz nonsensem? Paryż jest miastem zakochanych, tu wszystko może się zdarzyć.

– Wszędzie wszystko może się zdarzyć – ucięła, po czym zaraz uznała, że nadszedł odpowiedni moment, by zagadnąć go w kwestii, która przynajmniej od kilku dni nie dawała jej spokoju. – Chciałabym zacząć wreszcie robić coś konkretnego. Potrzebuję zajęcia.

– Zajęcia? – Wyglądało na to, że naprawdę się zdziwił. – Przecież cały czas coś robisz. Zwiedzasz i chłoniesz atmosferę jednego z najpiękniejszych miast świata. Chcesz powiedzieć,że to cię w ogóle nie zajmuje?

– Ależ bardzo mnie zajmuje – odparła zapalczywie. – Wszystko jest wspaniałe i cudownie spędzam czas, ale przecież nie o to chodzi. W każdym razie nie tylko o to.

– Wiem – skinął głową, wyraźnie zmarkotniał. – Tęsknisz za krajem… – przerwał i ponownie zapatrzył się na rzekę. Wyglądało na to, że w porę powstrzymał się, by nie wypomnieć jej, za kim jeszcze przypuszczalnie tęskniła. – Ja także się na tym łapię. Sądzę, że to przypadłość wszystkich emigrantów. Ale to w końcu minie i w pewnym momencie przestanie o sobie tak intensywnie przypominać – dodał.

Odgadywała, co lub kogo konkretnie miał na myśli, dlatego postanowiła szybko zareagować.

– Nie w tym rzecz – odparła. – Brakuje mi pracy. Chciałabym wreszcie zacząć zarabiać na swoje utrzymanie.

– Nie ma takiej potrzeby – zauważył spokojnie, wciąż nie odwzajemniając jej spojrzenia. – Dość się napracowałaś. Najpiękniejsze lata młodości zmarnowałaś w jakimś składziku, pochylona nad papierzyskami. Przynajmniej teraz korzystaj z życia i baw się dobrze.

– W składziku? – obruszyła się. Jednak to, co przed chwilą usłyszała, bardziej ją zaniepokoiło, niż dotknęło. – Nie mogę dłużej korzystać z życia i bawić się za twoje pieniądze – zaprotestowała. – W ogóle nie mogę pozwolić, abyś mnie dłużej utrzymywał.

Spostrzegła, że spochmurniał jeszcze bardziej, choć przecież nie było jej intencją sprawić mu przykrość.

– Nie gniewaj się – rzekła. – Ale naprawdę nie wypada…

– Co nie wypada? – żachnął się. – Jesteś mi bardzo bliska i wobec tego nie rozumiem twoich skrupułów.

Uderzyło ją sformułowanie: „jesteś mi bardzo bliska”. Do niedawna nazywał ją po prostu swoją kuzynką czy nawet wręcz – choć rzadziej – cioteczną siostrą. Zarazem jednak nie miała cienia wątpliwości, że bezbłędnie rozumiał, z czego wynikały jej skrupuły.

– Przed wyjazdem obiecałeś, że razem z Adrienem znajdziecie mi tu jakieś zajęcie – przypomniała niepewnie. – Zajęcie, czyli pracę, dzięki której będę mogła samodzielnie się utrzymać. Tak przynajmniej to zrozumiałam.

– Pamiętam. – Zbyszek zmarszczył brwi. – Ale po co ten pośpiech? Najpierw powinnaś trochę odpocząć, a poza tym…

– …bawić się i cieszyć życiem – dokończyła. – Już to wcześniej powiedziałeś. I bardzo ci jestem wdzięczna za twoją troskę, naprawdę ją doceniam. Jednak już wypoczęłam i dawno odzwyczaiłam się od życia na cudzy koszt.

– Cudzy? – Nie ulegało wątpliwości, że tym razem to on poczuł się dotknięty.

Kinga jednak nie ustąpiła.

– Nie chwytaj mnie za słówka. Wiesz, co mam na myśli.

– Wiem, że potraktowałaś mnie jak obcego.

– Nie udawaj, proszę, że nie rozumiesz. Nie mam tu nikogo, kto byłby mi bliższy niż ty. Ale nie mogę i nie chcę pasożytować nawet na moim ciotecznym bracie. – Z naciskiem podkreśliła ostatnie słowa, a spostrzegłszy, że chciał ripostować, dodała: – Wystarczająco długo byłam utrzymywana przez twoich rodziców i nie chciałabym… – Przerwała, bo w tym momencie zdała sobie sprawę, że powiedziała o jedno zdanie za dużo.

Nie wątpiła, że jej słowa zrobiły na Zbyszku bardzo przykre wrażenie. Zatrzymał się, oparł łokcie o balustradę i zapatrzył na rzekę.

Nieopodal uliczni kramarze zachęcali przechodniów do zatrzymania się przy stoiskach, Kinga ich jednak zignorowała. Po chwili wahania podeszła do kuzyna.

– Paryż jest piękny – rzekła cicho. – Ale trochę inaczej wyobrażałam sobie moje życie tutaj.

Pokiwał głową i nie patrząc na nią, zapalił papierosa.

– Jeśli cię trapi, co pomyślą na nasz temat właściciele pensjonatu, to zapewniam, że zupełnie niepotrzebnie. Obchodzi ich tylko, czy nie zalegamy z opłatą. Inne kwestie nie mają dla nich znaczenia, to przecież Paryż, a nie jakaś zapyziała mieścina na prowincji. A poza tym zajmujemy przecież osobne pokoje. – Wargi mu drgnęły w ledwo dostrzegalnym uśmiechu,

Kinga jednak zdążyła ten uśmiech uchwycić.

– Zapyziała prowincja? – skrzywiła się. – Wiesz, że nie lubię takich określeń, ale cóż, nic na to nie poradzę, że nigdy nie byłam, nie jestem i zapewne nie będę tak światowa jak ty.

– Znowu mnie źle zrozumiałaś…

– Mniejsza z tym. To prawda, że mamy osobne pokoje, ale nie mów, że to my je opłacamy. Bo jedynie ty za wszystko płacisz, a ja nie czuję się z tym dobrze. Jak długo mam ci to tłumaczyć?!

– Czasami, w przeszłości, podejrzewałem, że sprzyjasz sufrażystkom – parsknął nieszczerym śmiechem. – Ale dopiero teraz odkryłem, że jesteś wręcz zagorzałą ich zwolenniczką, a niewykluczone, że jedną z najaktywniejszych działaczek.

– Naprawdę nie potrafisz choć przez chwilę być poważny?

– Nie, bo twoje skrupuły po prostu mnie śmieszą. 

Z daleka dobiegł ich głos dzwonu z katedry. Gwar przechodzących nieopodal ludzi nie ucichł ani na chwilę, wręcz przeciwnie. Kinga nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tylko ona i Zbyszek zasłuchali się w dostojne, miarowe uderzenia; oboje też jak na komendę skierowali wzrok na wieże Notre Dame.

Wielu ludzi byłoby zachwyconych, gdyby mogło teraz znaleźć się na moim miejscu, westchnęła w duchu Kinga. Wróciła myślami do Amelii, do subiektów w sklepie Gajewskiego, do sąsiadów w kamienicy. Wiele kobiet na jej miejscu nie miałoby, jak powiedział przed chwilą Zbyszek, żadnych skrupułów, a jedynie cieszyłoby się beztroską, odpoczynkiem i pięknem tego miasta. Czemu ona tak nie potrafiła?

Ponownie westchnęła, znała przecież odpowiedź na to pytanie.

– Gdybym wcześniej wiedziała, że tak właśnie będzie wyglądał mój pobyt nad Sekwaną, nigdy nie zgodziłabym się na tę eskapadę – rzekła z wyraźną wymówką w głosie. – Wiem, dlaczego mi ją zaproponowałeś, ale tam, w Krakowie, przynajmniej mogłam sama stanowić o sobie. Byłam u siebie. Podczas gdy tutaj…

– Byłaś u siebie? Mogłaś stanowić o sobie? – Nawet nie starał się ukryć ironii w głosie. – Co konkretnie masz na myśli?

Zaczerwieniła się, aluzja była oczywista.

– Sama porozmawiam z Adrienem – odparła chłodno, odwracając się na pięcie. – To przecież moja sprawa, ty faktycznie nie musisz się zajmować szukaniem mi pracy.

– Dajże spokój! – Chwycił ją za rękę, ale mu ją wyrwała, zwracając przy okazji uwagę kilku przechodniów. Zbyszek najwyraźniej nie dbał o reakcje postronnych, bo podniósł głos. – Wiesz, co on ci zaproponuje? Najpewniej pomoc w prowadzeniu jego domu. Nie zapominaj, że jesteś we Francji. Tu pod pewnymi względami kobiety mają znacznie bardziej zawężone pole działania niż u nas, w kraju. 

Przyśpieszyła kroku. W przeciwnym wypadku chybaby mu krzyknęła w twarz, że jest gotowa przyjąć nawet posadę służącej w domu Bireta niż dalej mieszkać w pensjonacie w osobnym pokoju, za który płacił on. Szczęśliwie zapanowała nad sobą, ale wciąż szła szybko, niemal biegła, przekonana, że Zbyszek zaraz ją dogoni, nie dopuści, by odeszła i zrealizowała to, co zapowiedziała. Gdy jednak w końcu zwolniła i się obejrzała, nigdzie go nie dostrzegła. Do końca dnia już się nie widzieli. Rano słyszała, że wychodził; w przeciwieństwie do niej miał pracę, bo Adrien postarał się, aby został zatrudniony w kancelarii obsługującej dużą firmę handlową, w której Biret miał udziały i spory pakiet akcji. Posada ta zapewniała Zbyszkowi całkiem przyzwoite dochody, tak że niedawno zaczął napomykać o wynajęciu niewielkiego mieszkania. Kinga nie podjęła wówczas tematu, teraz zaś była pewna, że na pewno tego nie zrobi.

Nie zamieszka ze Zbyszkiem, nie są przecież rodzeństwem, a łączące ich więzy pokrewieństwa nie uchronią ich przed ewentualnymi plotkami i domysłami. Zbyszek mógł próbować jej wmawiać, że w takim mieście jak Paryż nikt nie będzie tego komentował, ale ona wiedziała swoje. Zwracali na siebie uwagę, także w pensjonacie, a osobne pokoje nie miały tu większego znaczenia. Tym bardziej że mieszkały tam także dwie inne pary, które wynajmowały osobne sypialnie, a nikt z personelu ani z pozostałych gości nie miał wątpliwości co do charakteru tych związków. Nie chciała, by także oni oboje byli tak postrzegani, lecz Zbyszek najwyraźniej w ogóle się tym nie przejmował, jakby w ogóle nie dostrzegał problemu. A fakt, że z taką dezynwolturą i beztroską podszedł do jej chęci  usamodzielnienia się, zdumiewał ją i niepokoił. Zwłaszcza że w przeszłości z aprobatą potraktował jej wyjazd do Krakowa; zmartwił się wprawdzie, że tak daleko się wyprowadziła, ale wyglądało na to, że rozumiał jej ówczesną decyzję i potrzebę niezależności. Dlaczego wobec tego teraz zachowywał się zupełnie inaczej? A potem znowu przypomniała sobie ostatnią rozmowę z ciotką i poczuła się dokładnie tak jak wtedy. Jakby ktoś wylał na nią wrzątek. Nie, nie będzie zatruwała sobie tym głowy. Nie zmieni przeszłości, ale ma przecież wpływ na teraźniejszość.

I musi wreszcie pomyśleć o swojej przyszłości zamiast stale kręcić się w kółko. Musi znaleźć sobie pracę, a ponieważ – jak podejrzewała – samej prawdopodobnie nie uda się jej tego dokonać, poprosi o pomoc Adriena. 

Powieść Owoce zatrutego drzewa kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Owoce zatrutego drzewa. Tom 3
Agnieszka Janiszewska6
Okładka książki - Owoce zatrutego drzewa. Tom 3

Czy inspirująca atmosfera rodzącej się właśnie światowej stolicy mody może okazać się lekarstwem na złamane serce? Za namową kuzyna Zbyszka, Kinga decyduje...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje