Sen o Glajwic to opowieść o człowieku, który dla odnalezienia zaginionego ucznia gotów był poświęcić wszystko, a zarazem przewrotna biografia Gliwic – miasta o dwóch tożsamościach, które dzieli czas.
Lato, 1932 rok. Do niemieckiego Gleiwitz w pogrążonej w kryzysie Rzeszy przyjeżdża młody nauczyciel. Martin Weber szybko zdobywa zaufanie dyrektora szkoły i sympatię uczniów, wśród których są synowie gliwickich fabrykantów i miejscowej śląsko-niemieckiej elity. Jednak gdy naziści dochodzą do władzy, konflikt w szkole jest nieuchronny. Następuje zderzenie etycznych postaw i idei, a stawką w walce o dusze młodych ludzi staje się życie…
Współczesne Gliwice. Ambitny nauczyciel Marcin Burdyga dostaje pracę w prestiżowym liceum. Jest lubiany przez uczniów, ale zarazem budzi zawiść współpracowników, którzy nie chcą w swoim gronie „mąciciela”. Pewnego dnia znika bez wieści jeden z jego uczniów. Marcin, działając wbrew policji i wbrew logice, podejmuje prywatne śledztwo, aby odnaleźć podopiecznego. Jego poszukiwania stają się początkiem podróży w czasie, a zarazem tworzą przewrotną opowieść o… Gliwicach? Gleiwitz? A może Glajwic?
Do lektury powieści Wojciecha Dutki zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać fragment książki Sen o Glajwic. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Wskazała dłonią duże i rzeźbione drzwi z najlepszej dębiny. Podobne widywał Weber tylko na uniwersytecie w Leipzig, ale wiodły do gabinetu dziekana lub rektora. Widać dyrektor tej szkoły z Gleiwitz miał się za osobę co najmniej tak samo ważną. Martin nacisnął klamkę, otworzył drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było duże i załadowane mapami, a pośrodku stał globus ogromnej wielkości, oprawiony w rzeźbioną drewnianą ramę.
— Witam pana, Herr Weber — rzekł dyrektor, wstając. – Pański list otrzymałem w poniedziałek.
— Czyli dostał pan moje podanie i papiery?
— Oczywiście.
Dyrektor wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Webera.
— Proszę, niech pan usiądzie.
W gabinecie znajdowały się dwa duże skórzane fotele oraz stolik, przy którym dyrektor, Herr Günther Fernhuber, przyjmował gości.
— Jestem niezmiernie dumny z mojej kolekcji map – powiedział, gładząc się po wąsach, eleganckich i wypielęgnowanych. — Studiowałem geografię w Leipzig u profesora Friedricha Ratzela.
— To wielkie nazwisko — odparł Weber.
— W istocie, osobowość profesora też wywarła na nas wrażenie. W ogóle to były wielkie czasy i wielkie Niemcy westchnął Fernhuber. — Ten naród miał świadomość własnej wielkości i zadań, jakie przed nim stały. Studiowałem geografię w przekonaniu, że ma służyć ona narodowi niemieckiemu, określić i opisać na wszelkie sposoby potrzebną mu przestrzeń życiową.
Weber świetnie znał pojęcie lebensraumu, które stworzył mistrz jego potencjonalnego pracodawcy. Wiedział, kto teraz używa tego pojęcia, ale z uwagi na pragnienie otrzymania tej pracy nie chciał zdradzić, co w istocie sam o tym myśli. W Niemczech 1932 roku miało coraz większe znaczenie, kto ma jakie poglądy i jak ich używa. Weber wiedział też, że musi się pilnować.
— Nasz naród ma teraz inne sprawy niż przestrzeń życiowa — powiedział, mając nadzieję na zmianę kierunku rozmowy.
— Co prawda, to prawda — odparł dyrektor. — Pana dokonania, mimo tych trudnych czasów, w jakich przyszło nam żyć, robią wrażenie, szczególnie doktorat z historii starożytnej. Przeczytałem pańskie curriculum oraz wszystkie listy polecające, jakie otrzymałem z Leipzig w pańskiej sprawie.
Weber, starając się o pracę, poprosił o referencje kilka osobistości uniwersyteckich, które znał z czasów swego doktoratu. Listy te wysłano do Gleiwitz bez wglądu Webera. Takie były zasady.
— I czy pan dyrektor podjął decyzję?
— Jestem blisko jej podjęcia, ale chciałem z panem osobiście porozmawiać — rzekł Fernhuber. — Chcę zobaczyć, jakim pan jest człowiekiem. To ważne, jeśli miałby pan pracować z naszą młodzieżą.
Gimnazjum, do którego aplikował Weber, było szkołą męską. W Niemczech weimarskich, które nie były wyjątkiem w Europie, w tamtym czasie szkoły były z reguły rozdzielnopłciowe. Uważano to za zdrowy przejaw normalności ze względu na różnice w dojrzewaniu chłopców i dziewcząt.
— Proszę więc pytać. Postaram się odpowiedzieć wedle mojej najlepszej wiedzy i umiejętności.
Ta odpowiedź spodobała się dyrektorowi.
— Co to dla pana jest praca z młodzieżą? Jakby pan był uprzejmy opisać ją w trzech słowach.
Weber już teraz zupełnie się uspokoił. Bez namysłu odpowiedział:
— Pasja, wiedza i mądrość.
— Jest pan wielce oryginalny i lakoniczny.
— Pan dyrektor wymagał lakoniczności w tej odpowiedzi. Fernhuber wstał i podszedł do eleganckiego drewnianego kredensu, otworzył go i zaproponował:
— Kropelka francuskiego koniaku?
— W pracy nigdy nie piję — odpowiedział Weber. Wydawało się nauczycielowi, że przez usta Fernhubera przemknął delikatny uśmiech. Czuł, że punktuje.
— Jakich przedmiotów może pan u nas uczyć?
— Historii starożytnej, a także filozofii oraz języków klasycznych.
— Nauczyciela łaciny już mamy. Uczy jej pastor Brandt. Natomiast widzę możliwość dołożenia panu czterech godzin języka greckiego w klasie humanistycznej. Razem z historią starożytną i filozofią będzie pan mieć trzy czwarte etatu.
Weber bardzo się ucieszył. Tak bardzo pragnął znaleźć pracę w swoim zawodzie, a nie byle jaką chałturę za parę marek.
— Nie będzie pan żałować zatrudnienia mnie! — rzekł rozpromieniony.
— Bardzo nie chciałbym się zawieść, Herr Weber odparł asekuracyjnie dyrektor. — W szczególny sposób zależy mi na kursie niemieckiej filozofii do matury. Chcę, żeby nasi uczniowie dobrze rozumieli Hegla, Fichtego i Schopenhauera, bo tych szczególnie cenię w naszej filozofii.
— To zrozumiałe. Jako dyrektor oczekuje pan dobrych wyników.
— Co pan sądzi o niemieckiej filozofii, Weber?
— Jest najlepsza na świecie.
Znów uśmiech na twarzy dyrektora szkoły. Dwa razy się uśmiechnąć z rana w szkole to już coś.
— Weber, dostaje pan tę posadę. Przekonuje mnie pański dorobek i listy polecające. Proszę teraz iść do kadr na parter, pokój siedem. Tam wszystkiego się pan dowie. Papiery pańskie zaraz do kadr przekaże sekretariat. Gratuluję angażu w najlepszym męskim gimnazjum w Gleiwitz!
Uścisnęli sobie dłonie.
To był dobry dzień dla Webera. Miał nową pracę.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Sen o Glajwic. Powieść Wojciecha Dutki kupicie w popularnych księgarniach internetowych: