To był dobry dzień. Fragment książki „Sen o Glajwic"

Data: 2022-05-05 12:26:07 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Sen o Glajwic to opowieść o człowieku, który dla odnalezienia zaginionego ucznia gotów był poświęcić wszystko, a zarazem przewrotna biografia Gliwic – miasta o dwóch tożsamościach, które dzieli czas.

Lato, 1932 rok. Do niemieckiego Gleiwitz w pogrążonej w kryzysie Rzeszy przyjeżdża młody nauczyciel. Martin Weber szybko zdobywa zaufanie dyrektora szkoły i sympatię uczniów, wśród których są synowie gliwickich fabrykantów i miejscowej śląsko-niemieckiej elity. Jednak gdy naziści dochodzą do władzy, konflikt w szkole jest nieuchronny. Następuje zderzenie etycznych postaw i idei, a stawką w walce o dusze młodych ludzi staje się życie…

Współczesne Gliwice. Ambitny nauczyciel Marcin Burdyga dostaje pracę w prestiżowym liceum. Jest lubiany przez uczniów, ale zarazem budzi zawiść współpracowników, którzy nie chcą w swoim gronie „mąciciela”. Pewnego dnia znika bez wieści jeden z jego uczniów. Marcin, działając wbrew policji i wbrew logice, podejmuje prywatne śledztwo, aby odnaleźć podopiecznego. Jego poszukiwania stają się początkiem podróży w czasie, a zarazem tworzą przewrotną opowieść o… Gliwicach? Gleiwitz? A może Glajwic?

Do lektury powieści Wojciecha Dutki zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać fragment książki Sen o Glajwic. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Wskazała dłonią duże i rzeźbione drzwi z najlepszej dębiny. Podobne widywał Weber tylko na uniwersytecie w Leipzig, ale wiodły do gabinetu dziekana lub rektora. Widać dyrektor tej szkoły z Gleiwitz miał się za osobę co najmniej tak samo ważną. Martin nacisnął klamkę, otworzył drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było duże i załadowane mapami, a pośrodku stał globus ogromnej wielkości, oprawiony w rzeźbioną drewnianą ramę.

— Witam pana, Herr Weber — rzekł dyrektor, wstając. – Pański list otrzymałem w poniedziałek.

— Czyli dostał pan moje podanie i papiery?

— Oczywiście.

Dyrektor wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Webera.

— Proszę, niech pan usiądzie.

W gabinecie znajdowały się dwa duże skórzane fotele oraz stolik, przy którym dyrektor, Herr Günther Fernhuber, przyjmował gości.

— Jestem niezmiernie dumny z mojej kolekcji map – powiedział, gładząc się po wąsach, eleganckich i wypielęgnowanych. — Studiowałem geografię w Leipzig u profesora Friedricha Ratzela.

— To wielkie nazwisko — odparł Weber.

— W istocie, osobowość profesora też wywarła na nas wrażenie. W ogóle to były wielkie czasy i wielkie Niemcy westchnął Fernhuber. — Ten naród miał świadomość własnej wielkości i zadań, jakie przed nim stały. Studiowałem geografię w przekonaniu, że ma służyć ona narodowi niemieckiemu, określić i opisać na wszelkie sposoby potrzebną mu przestrzeń życiową.

Weber świetnie znał pojęcie lebensraumu, które stworzył mistrz jego potencjonalnego pracodawcy. Wiedział, kto teraz używa tego pojęcia, ale z uwagi na pragnienie otrzymania tej pracy nie chciał zdradzić, co w istocie sam o tym myśli. W Niemczech 1932 roku miało coraz większe znaczenie, kto ma jakie poglądy i jak ich używa. Weber wiedział też, że musi się pilnować.

— Nasz naród ma teraz inne sprawy niż przestrzeń życiowa — powiedział, mając nadzieję na zmianę kierunku rozmowy.

— Co prawda, to prawda — odparł dyrektor. — Pana dokonania, mimo tych trudnych czasów, w jakich przyszło nam żyć, robią wrażenie, szczególnie doktorat z historii starożytnej. Przeczytałem pańskie curriculum oraz wszystkie listy polecające, jakie otrzymałem z Leipzig w pańskiej sprawie.

Weber, starając się o pracę, poprosił o referencje kilka osobistości uniwersyteckich, które znał z czasów swego doktoratu. Listy te wysłano do Gleiwitz bez wglądu Webera. Takie były zasady.

— I czy pan dyrektor podjął decyzję?

— Jestem blisko jej podjęcia, ale chciałem z panem osobiście porozmawiać — rzekł Fernhuber. — Chcę zobaczyć, jakim pan jest człowiekiem. To ważne, jeśli miałby pan pracować z naszą młodzieżą.

Gimnazjum, do którego aplikował Weber, było szkołą męską. W Niemczech weimarskich, które nie były wyjątkiem w Europie, w tamtym czasie szkoły były z reguły rozdzielnopłciowe. Uważano to za zdrowy przejaw normalności ze względu na różnice w dojrzewaniu chłopców i dziewcząt.

— Proszę więc pytać. Postaram się odpowiedzieć wedle mojej najlepszej wiedzy i umiejętności.

Ta odpowiedź spodobała się dyrektorowi.

— Co to dla pana jest praca z młodzieżą? Jakby pan był uprzejmy opisać ją w trzech słowach.

Weber już teraz zupełnie się uspokoił. Bez namysłu odpowiedział:

— Pasja, wiedza i mądrość.

— Jest pan wielce oryginalny i lakoniczny.

— Pan dyrektor wymagał lakoniczności w tej odpowiedzi. Fernhuber wstał i podszedł do eleganckiego drewnianego kredensu, otworzył go i zaproponował:

— Kropelka francuskiego koniaku?

— W pracy nigdy nie piję — odpowiedział Weber. Wydawało się nauczycielowi, że przez usta Fernhubera przemknął delikatny uśmiech. Czuł, że punktuje.

— Jakich przedmiotów może pan u nas uczyć?

— Historii starożytnej, a także filozofii oraz języków klasycznych.

— Nauczyciela łaciny już mamy. Uczy jej pastor Brandt. Natomiast widzę możliwość dołożenia panu czterech godzin języka greckiego w klasie humanistycznej. Razem z historią starożytną i filozofią będzie pan mieć trzy czwarte etatu.

Weber bardzo się ucieszył. Tak bardzo pragnął znaleźć pracę w swoim zawodzie, a nie byle jaką chałturę za parę marek.

— Nie będzie pan żałować zatrudnienia mnie! — rzekł rozpromieniony.

— Bardzo nie chciałbym się zawieść, Herr Weber odparł asekuracyjnie dyrektor. — W szczególny sposób zależy mi na kursie niemieckiej filozofii do matury. Chcę, żeby nasi uczniowie dobrze rozumieli Hegla, Fichtego i Schopenhauera, bo tych szczególnie cenię w naszej filozofii.

— To zrozumiałe. Jako dyrektor oczekuje pan dobrych wyników.

— Co pan sądzi o niemieckiej filozofii, Weber?

— Jest najlepsza na świecie.

Znów uśmiech na twarzy dyrektora szkoły. Dwa razy się uśmiechnąć z rana w szkole to już coś.

— Weber, dostaje pan tę posadę. Przekonuje mnie pański dorobek i listy polecające. Proszę teraz iść do kadr na parter, pokój siedem. Tam wszystkiego się pan dowie. Papiery pańskie zaraz do kadr przekaże sekretariat. Gratuluję angażu w najlepszym męskim gimnazjum w Gleiwitz!

Uścisnęli sobie dłonie.

To był dobry dzień dla Webera. Miał nową pracę.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Sen o Glajwic. Powieść Wojciecha Dutki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sen o Glajwic
Wojciech Dutka 2
Okładka książki - Sen o Glajwic

Opowieść o człowieku, który dla odnalezienia zaginionego ucznia gotów był poświęcić wszystko, a zarazem przewrotna biografia Gliwic – miasta o dwóch...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje