Po zakończeniu drugiej wojny światowej trzy dziewczyny z 1. Samodzielnego Batalionu Kobiecego przemierzają na ciężarówkach, furmankach, konno i piechotą miasta i wsie Dolnego Śląska. Celem wyprawy jest Zalipie Dolne koło Lubania, gdzie platerówki mają się osiedlić. Podróż obfituje w przygody i niebezpieczeństwa.
Trwa akcja przesiedleńcza. Na Ziemie Odzyskane napływają osadnicy z Kresów, szukając nowego miejsca do zamieszkania. W tych niespokojnych czasach trudno uniknąć spotkania z niemieckimi partyzantami i maruderami, bandami szabrowników i sołdatami z Armii Czerwonej. Pomimo wielu przeszkód nowo przybyli mieszkańcy próbują powrócić do normalności.
Po nowe życie to powieść przygodowo-obyczajowa rozgrywająca się na polskim Dzikim Zachodzie w 1945 roku. Realia Polski powojennej zostały opisane z dbałością o szczegóły historyczne i tło obyczajowe. Warto poznać bohaterki, które nie dają sobie w kaszę dmuchać! Do lektury nowej książki Weroniki Wierzchowskiej zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Po nowe życie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Obudziło ją dopiero szturchnięcie łokciem pod żebra, gdy Janka jak zawsze rozciągała się bez jakiegokolwiek wyczucia. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła – a w zasadzie to nic nie zobaczyła – wokół ciemność, dosłownie taką jak kiedyś, gdy spała na wsi u dziadków w stodole.
Wyczuła, że Janka wstaje i siada obok, więc sama też się podniosła.
– Ktoś tam chyba łazi w obejściu – szepnęła Kresowianka. – Obudziło mi kwiczeni świniaka. Słyszałam przed chwilą jakiś głosy i wydaje mi si, że kto wlazł do obory, Aniu. Co najmnij dwóch ich bedzi.
Podporucznik Hartman dotarła na kolanach do okna i wyjrzała na zewnątrz. Musiała chwilę zaczekać, by wzrok przyzwyczaił się do ciemności, i dzięki niewielkiej poświacie księżyca ujrzała wielki budynek stodoły, oborę i podwórko – najbardziej skąpane w blasku.
Ktoś właśnie prowadził przez nie krowę Kardaszów.
Janka przycupnęła przy przyjaciółce i syknęła, widząc, co się dzieje.
– Szabrownicy! – zauważyła.
W Warszawie użerały się z takimi przez kilka miesięcy: bandy cwaniaków, szumowin, zwykłych rozbójników i nierobów snuły się od domu do domu i ogołacały je ze wszystkiego. Szybko też bandy te zaczęły atakować obiekty strzeżone przez platerówki – a to fabrykę czekolady Wedla, a to park maszynowy z wojskowymi samochodami, a to magazyn z prowiantem lub amunicją, biuro burmistrza, zniszczoną zajezdnię tramwajową i inne włości. Wszystko w gruncie rzeczy mogło stać się celem ataku. Szabrownicy nie wahali się narażać życia i nie raz otwarcie szturmowali posterunki dziewcząt. Dochodziło często do wymiany ognia i zdarzały się regularne bitwy, w których ginęły zarówno dziewczęta, jak i bandyci. Anna i Janka miały więc doświadczenie i nie były w najmniejszym stopniu zaskoczone tą napaścią. Wiedziały, że trzeba działać szybko i stanowczo. Z bandytami nie było patyczkowania się, bo jeśli wyczują swoją przewagę, gotowi są wtargnąć do domostwa i wszystkich wymordować.
– Budzić gospodarzy? – spytała Janka, nakładając na siebie buty.
– To rozkaz! – rzuciła podporucznik Hartman. Szybko wskoczyła we własne obuwie i zapięła niechlujnie pas z kaburą, ciężką od pistoletu.
Janka złapała za pepeszę, po czym wpadła do sypialni Haluchów i kolbą broni maszynowej szturchnęła Józefa.
– Wstawajcie, gospodarzu! – syknęła. – Bandyty kradną zwierzęta!
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Po nowe życie. Powieść Weroniki Wierzchowskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: