Wyobraźmy sobie, że przypadkowo wpada nam w ręce życiorys kogoś anonimowego, kto urodził się w prowincjonalnym polskim miasteczku w rodzinie oficera. Jako chłopiec jest celującym uczniem o zamiłowaniach humanistycznych, wysportowanym, lubianym. Pasjonuje się teatrem… chętnie uczestniczy w różnych praktykach religijnych, a pod wpływem katechety zostaje ministrantem. Nie myśli jednak o kapłaństwie… jego marzeniem są studia polonistyczne, zaś koledzy i koleżanki widzą w nim przyszłego aktora.
Tak rozpoczyna się barwna i żywa opowieść o przyszłym papieżu z Polski, który – jak sam powie – był „bardzo w rękach Bożych”. I choć o Janie Pawle II napisano wiele, często wielkich, opasłych tomów, książka Święty Jan Paweł II Miry Majdan, opublikowana nakładem Wydawnictwa Promic i pisana sercem, które pamięta i tęskni, poruszy każdego. Warto się o tym przekonać. Warto sięgnąć po publikację Wydawnictwa Promic. Warto także przejrzeć jej premierowe fragmenty:
Biskup, ojciec soborowy, kardynał
W sierpniu 1958 roku podczas spływu kajakowego na rzece Łynie „Wujek” otrzymuje list od prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, w którym ten pilnie wzywa go do Warszawy. Podróż do stolicy wcale nie jest łatwa. Najpierw Wojtyła odbywa ją kajakiem, następnie autostopem, wciśnięty pomiędzy bańki z mlekiem na przypadkowej ciężarówce, i wreszcie pociągiem. W Warszawie, ku swojemu zaskoczeniu, dowiaduje się, że został mianowany przez papieża biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej. Na jego nieśmiałe: „Eminencjo, ja jestem za młody, mam dopiero 38 lat”, prymas miał odpowiedzieć: „To jest taka słabość, z której się szybko leczymy. Proszę się nie sprzeciwiać woli Ojca Świętego”. Oszołomiony ks. Wojtyła wypowiada więc ledwie jedno słowo: „Przyjmuję".
Po wyjściu z audiencji biskup nominat zdaje sobie sprawę, że nie może tak po prostu powrócić do swoich przyjaciół. Najpierw musi pojechać do Krakowa i zgłosić się do swego ordynariusza, arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, z listem od prymasa informującym o nominacji. Przed odjazdem pociągu modli się wiele godzin, leżąc krzyżem przed Najświętszym Sakramentem, w kaplicy sióstr urszulanek przy ulicy Wiślanej. Kiedy zaniepokojone siostry próbują zaprosić go na kolację, odpowiada: „Mój pociąg do Krakowa odjeżdża dopiero po północy. Proszę pozwolić mi tu zostać. Mam dużo do porozmawiania z moim Panem...".
Pojawiając się nazajutrz w rezydencji arcybiskupów krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3, ks. Karol Wojtyła zostaje wyprowadzony przez arcybiskupa do pełnej księży poczekalni i przedstawiony „proroczym” – Habemus papam. Jednak prośbę o pozwolenie na powrót na Mazury do opuszczonych przyjaciół, arcybiskup kwituje krótkim: „To już chyba nie wypada”. Zmartwiony biskup nominat udaje się do kościoła franciszkanów, gdzie odprawia drogę krzyżową, a następnie powraca na Franciszkańską, gdzie ponawia swoją prośbę, tym razem słysząc od szczerze ubawionego ordynariusza pobłażliwe: „Bardzo proszę, bardzo proszę. Ale proszę wrócić na konsekrację".