Dom, który zniknął.
Wiolonczelistka, która gra na uczuciach innych.
Sekrety, których nikt nie chce zdradzić.
Okna z widokiem na Weronę to nowa powieść z bestsellerowego cyklu o Zawrociu.
Zawrocie było ze mną niemal zawsze. Wymyśliłam to miejsce dla siebie, gdy byłam nastolatką. Dobrze mi się tam mieszkało w marzeniach. Wokół była peerelowska szarzyzna i siermiężność, a ja mieszkałam w dworku, za wysoką bramą, która oddzielała mnie od wszystkich bubli i problemów realnego świata.
- wywiad z Hanną Kowalewską
Nudny luty na prowincji? Nic z tego. Gdy tylko Paweł wyjeżdża w sprawach rodzinnych i zawodowych do Paryża, Matylda trafia na trop kolejnej tajemnicy. Należąca do Zawrocia Werona, pokryta bluszczem posesja wraz z jeziorkiem w kształcie podkowy, przyciąga ją jak magnes. Matylda szybko jednak pojmuje, że sekrety Werony nie będą tak łatwe do odkrycia, ani tak przyjemne, jakby sobie tego życzyła. Zmowa milczenia i ostrzeżenia nie są jednak w stanie powstrzymać Matyldy przed dociekaniem prawdy o wydarzeniach sprzed lat, które zmieniły życie bliskich jej osób.
Czy uda się jej odkryć prawdę, gdy nikt nie chce jej w tym pomóc?
Czy zdoła naprawić to, co zostało zniszczone?
Okna z widokiem na Weronę to przepiękna opowieść o zmaganiu się z rzeczywistością i splątaniu ludzkich losów oraz o tym, jak przeszłość nieodwracalnie wpływa na naszą teraźniejszość. W tej powieści ogień płonie nie tylko w kominku, gotowy niszczyć i spopielać. Zawrocie jednak pozostaje niezmiennie azylem, światem jak ze szklanej kuli, w której śnieg wiruje tylko przez chwilę.
„Okna z widokiem na Weronę" to opowieść o przeszłości, która wciąż żyje i jest wokół nas. To historia o tym, jak Matylda dorasta do nowych ról, jak stopniowo zakorzenia się w nowym miejscu, niejako wchodząc w rolę, którą pełniła niegdyś jej babka, jednocześnie jednak pozostaje sobą. Jak mierzy się z oporem ze strony otoczenia – także najbliższego. I jak stara się odkryć przeszłość, myśląc, że prowadzić to będzie do oczyszczenia. Nie wie tylko, że źródłem oczyszczenia bardzo często bywa ogień.
- recenzja książki „Okna z widokiem na Weronę"
Do lektury nowej powieści Hanny Kowalewskiej zaprasza Wydawnictwo Literackie. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Okna z widokiem na Weronę. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Piana nie była aż tak całkiem zwykła. Pachniała delikatnie, pomarańczowo i świeżo. Wylegiwaliśmy się w niej chyba z pół godziny. Paweł dolewał ciepłej wody, choć starał się, by temperatura kąpieli była umiarkowana, żeby nie zaszkodzić dziecku. Potem brał się do mycia kolejnej części mego ciała.
W międzyczasie udało mi się wyciągnąć trochę informacji o tym, z czym zmagał się w Paryżu.
— Kwadrans opowieści, Maty, a potem zajmiemy się sobą — zastrzegł się Paweł. — Chcę odpocząć od tego, co za mną. Zgoda?
— Zgoda. To jak się mają sprawy w Paryżu?
— Byle jak. Właściwie ulżyło mi, że Wiktoria znowu jest w szpitalu — przyznał, namydlając moje lewe kolano. —
Ma tam przynajmniej dobrą opiekę, a ja nie czuję się już z tym sam.
— A jej gosposia?
— No właśnie! Ten jej były już narzeczony z piekła rodem zmienił nawet gosposię. Otoczył Wiktorię swoimi ludźmi. Nie miała szans, by się obronić. Tylko przypadkiem jego plan nie wypalił. Rosa, poprzednia gosposia, nie chciała teraz wrócić. Musiałabyś widzieć tę jej podniesioną do góry brodę. Najbardziej ją zraniło to, że to Lukas ją zwolnił. „Nawet nie umiała spojrzeć mi w oczy!” Powtarzała to do znudzenia. I domagała się przeprosin. A Wiktoria oświadczyła, że woli umrzeć w samotności, niż przepraszać gosposię.
— I co?
— Kursowałem między nimi ze cztery razy. Błagałem, by Rosa zmieniła zdanie. Aż w końcu wymusiłem na Wiktorii napisanie kartki z wiadomością: „Wracaj, jesteś mi potrzebna”. I to, o dziwo, zadziałało. Obyło się bez przeprosin. Rosa nawet uznała, że to coś więcej. Wiktoria przyznała, że ona, Rosa, jest nie do zastąpienia! I właściwie to prawda. Tyle że gosposia może zacząć pracę dopiero od poniedziałku, bo ma inne zobowiązania. Na szczęście mniej płatne!
— A Klub Siedmiu? Jego członkinie nie zainteresowały się, dlaczego Wiktoria się nie odzywa?
— Nie ma już Klubu Siedmiu. Lukas zrobił wszystko, by Wiktoria została z nim sam na sam. Sprytny facet, to trzeba mu przyznać. W parę miesięcy z towarzyskiej, otoczonej przyjaciółmi kobiety zrobił uzależnioną od niego samotnicę.
— Ale coś przegapił, jeśli jego plan się posypał.
— Podsłuchana niechcący rozmowa. Musiałabyś znać mieszkanie Wiktorii. To część wąskiej kamienicy. Na dole jest kameralna kawiarenka, a wszystko, co wyżej, należy do Wiktorii. To stary budynek. Ma swoje tajemnice, o których Lukas nie wiedział, choćby taką, że w łazience przy sypialni słychać głosy z innego piętra. Siedziała w wannie, jak my teraz, i słyszała, jak on rozmawia przez telefon ze swoim synem. Głupia wpadka. Pocałował ją, gdy już siedziała w pianie, a potem poszedł ustalać ostatnie szczegóły przejęcia wszystkiego tuż po ślubie, by spłacić jakieś długi. Myślał, że w nieużywanym gościnnym pokoiku jest dostatecznie daleko od niej, bezpieczny. Potem zamawiał przez telefon kwiaty, piękne storczyki, by dalej mydlić jej oczy. Miała na tyle rozumu w głowie, że skończyła kąpiel, wysuszyła włosy, ułożyła je nawet, ubrała się wygodniej niż zwykle, założyła solidne buty, wzięła z kuchni tłuczek i dopiero potem postanowiła go zabić.
— Ciągle nie rozumiem, jak przyjaciółki z Klubu Siedmiu mogły ją tak opuścić.
— Wątpliwe, bym się dowiedział, jak to było. Pamiętaj, że Wiktoria nie chce o tym mówić. O Lukasie musiała mi powiedzieć, bo w grę wchodziła policja i defraudacja. On oskarża ją o napaść, a ona jego. Pozew kontra pozew. I drugi pozew przeciwko jego synowi. Byłem przy rozmowie z adwokatem. Coś dopowiedziała Rosa. A gdy pytałem o przyjaciółki, to Wiktoria tylko machała ręką, a czasami dwiema, żebym dał jej spokój.
— Żadna nie dzwoniła?
— Nie.
— Dziwne. Na jesieni przyśpieszyła podróż, bo jedna z kobiet z Klubu Siedmiu miała jakieś rodzinne problemy. Chyba matka jej umarła. Wiktoria pośpieszyła na wezwanie. A teraz nie może na żadną liczyć?
— Nie wiem, czy nie może. Na razie pewne jest tylko to, że Klub Siedmiu nie działa.
— Dobrze, że przynajmniej Rosa wróci.
— Tak. To wiele ułatwi. Wiktorii nie można spuszczać z oczu. Chodzenie z nią do toalety czy pod prysznic to nie jest to, o czym bym marzył.
— Jest aż tak słaba?
Paweł od razu poczuł, że zabrnął w opowieściach za daleko.
— Trochę. Choć to raczej psychiczne. Krajobraz po traumie. Chyba pierwszy raz w życiu ktoś ją tak zawiódł. W dodatku zmasakrował jej twarz. Ktoś, komu bezgranicznie zaufała.
— Zmasakrował?
— Tak mi się powiedziało. Kończymy, Maty. Wiktoria ciężko znosi sytuację, w której jest zdana na moją łaskę i obnażona w swych słabościach. Prosiła, bym powiedział ci tak mało, jak tylko mi się uda. — Kolejny raz używał tego argumentu. — Inna sprawa, że nie chcę o tym wszystkim myśleć przez te trzy dni, które udało mi się ukraść teraz losowi. Tylko my i nic więcej, co powiesz na taki plan?
— To, co mnie się ostatnio przydarzyło, też zostawiamy?
— A, to co innego. Nie musimy… — Wziął się do namydlania mego prawego kolana. Zapewniam cię, babko, że twój wnuk znał się na namydlaniu. Przesuwał swoimi długimi palcami pianę na udo, rozprowadzał ją delikatnie.
— Opowiadaj — szepnął i zaczął całować moje ucho w miejscu, gdzie był wpięty kolczyk przywieziony dla mnie z Paryża.
— Rozpraszasz mnie.
— Raczej ty mnie. W całym swoim życiu nie widziałem ładniejszych kolan. Uszko też śliczne. Jak tu się skupić? No nie wiem…
Paweł uwodził mnie, choć już dawno byłam uwiedziona.
Kolejny fragment książki Okna z widokiem na Weronę opublikujemy w przyszłym tygodniu. Powieść Hanny Kowalewskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: