Uważaj, bo się doigrasz! Fragment książki „Sprawiedliwy oprawca"

Data: 2019-04-29 11:37:23 | Ten artykuł przeczytasz w 14 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Uważaj, bo się doigrasz! Fragment książki „Sprawiedliwy oprawca

Zmienne tempo, urozmaicona treść, ciekawe wątki, niebanalne i barwne postacie to najbardziej wyraziste cechy książki Aleksandry Marininy Sprawiedliwy oprawca – świetnie napisanej powieści kryminalnej z wątkami sensacyjnymi – pisze w redakcyjnej recenzji tej książki Damian KopećJedna z najbardziej znanych rosyjskich autorek kryminałów prowadzi równolegle dwa wątki – mężczyzny, mogącego odegrać sporą rolę w walce o fotel prezydencki i tajemniczych zabójstw, dokonywanych na sprawcach brutalnych morderstw. W ubiegłych tygodniach zaprezentowaliśmy Wam premierowe fragmenty powieści. Dziś czas na ostatni spośród nich:

Zachowywał spokój i uzbroił się w cierpliwość. Do końca kary pozostało zaledwie sześć dni, ale się tym nie przejmował, bo wciąż nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Odkąd znalazł się w kolonii, codziennie czytał gazety, żeby się zorientować, czy niebezpieczeństwo minęło, ale nic mu to nie dało. Raz miał wrażenie, że może wyjść, bo nic złego już mu się nie przytrafi, innym razem znowu zaczynały się zawirowania w polityce wewnętrznej, więc dochodził do wniosku, że lepiej zaczekać. Ponieważ nie miał na swoim koncie żadnego naruszenia regulaminu i stale przekraczał normy wydajności w warsztacie, w każdej chwili mógł pójść do naczelnika oddziału i powiedzieć, że chce rozpocząć starania o warunkowe albo przedterminowe zwolnienie. Nie było powodu, żeby odrzucić wniosek, więc sąd z pewnością przychyliłby się do jego prośby. Paweł Saulak nie skorzystał jednak z tego rozwiązania. Nie miał pewności, że tam, na zewnątrz, na wolności, będzie bezpieczny. Co go czeka za sześć dni? Może powinien wykręcić jakiś numer, póki nie jest za późno, i załatwić sobie dodatkowy wyrok? Czy lepiej wyjść?

W pracy Saulak kierował się własnymi zasadami, jedną z nich był zakaz powtarzania tego samego chwytu, jeśli to mogło spowodować dekonspirację. Pierwszy raz, dwa lata temu, umyślnie popełnił przestępstwo i trafi ł za kratki, czuł się tu pewnie i bezpiecznie. Ale jeśli jacyś ludzie go obserwują i czekają, aż wyjdzie na wolność, od razu się domyślą, że się ich boi, skoro parę dni przed uwolnieniem zrobi wszystko, żeby zostać w kolonii. To tania i stara sztuczka. Na razie może udawać, że nic właściwie nie wie, że dwa lata temu naprawdę się upił i dopuścił chuligańskiego czynu, w końcu to nic nadzwyczajnego, więc nawet mu nie przyjdzie do głowy, że ktoś może na niego polować, bo stanowi łakomy kąsek. Dlaczego nie przyjdzie do głowy? Ano dlatego, że nie ma w niej nic ciekawego, wyłącznie same głupstwa. Jeśli jednak okaże strach, to jakby się przyznał: tak, mili państwo, wiem sporo, i to na takie tematy, od których włosy stają dęba i krew ścina się w żyłach. Wtedy już po nim. Dopadną go w każdej kolonii, zadbają o wszystko, nie pożałują pieniędzy na łapówki, byle tylko dorwać.

Paweł przewrócił się na pryczy i poczuł ból w boku (odezwała się wątroba), więc usiadł, spuścił nogi na podłogę. Barak spał albo udawał, że śpi. Saulak wiedział, że w tej złudnej ciszy ciągle coś się dzieje…

Wciągnął buty i pomaszerował ku wyjściu, bez hałasu, mimo że wcale się o to nie starał. Krok miał sprężysty i lekki, więc bez najmniejszego trudu poruszał się niemal bezszelestnie.

– Ty dokąd, Trzonek? – rozległ się głos z tyłu. – Uważaj, bo się doigrasz.

Paweł nawet nie odwrócił głowy. Wiedział, że jedynym człowiekiem, który nie chce, żeby opuścił kolonię, był świeżak Kola, skazany za głupią kradzież, gdy był jeszcze niepełnoletni, i przeniesiony do kolonii dla dorosłych po ukończeniu osiemnastego roku życia. Kola trafi ł za kratki całkiem niedawno, ze dwa miesiące temu, i jego niewysokie, ładnie zbudowane ciało od razu znalazło wielu amatorów. Na początku, ze względu na własne bezpieczeństwo, Saulak przyrzekł sobie, że z nikim nie będzie zadzierał, ale teraz musiał złamać obietnicę, bo zrobiło mu się żal chłopaka. Kątem ucha łowił urywki rozmów, „jakby Kolkę zgrabnie wyruchać”, i cierpliwie czekał, aż opryszki przystąpią do realizacji swojego planu. Nie trwało to zbyt długo, prowodyrzy w końcu ustalili kolejność. Saulak nie spuszczał oczu z chłopaka i gdy się domyślił, że „już się zaczęło”, cicho podszedł do drzwi, za którymi skryli się gwałciciele. Na straży stali dwaj mięśniacy, którym obiecano, że będą mogli wygrzmocić Kolę po elicie, oni jednak nie stanowili przeszkody dla Pawła. Już dawno, miesiąc po tym, jak znalazł się w kolonii, wszyscy się przekonali, że nie należy wchodzić mu w drogę. Nie warto. Toteż na widok poruszającej się bez wydawania dźwięku, niemal bezcielesnej postaci Trzonka myśleli tylko o tym, żeby nie napotkać jego wzroku.

Okazało się, że drzwi są zamknięte. Saulak bez słowa wyciągnął rękę i z satysfakcją poczuł, że w dłoni spoczął ciepły metalowy klucz, posłusznie wsunięty przez jednego z mięśniaków. Stanowczym ruchem obrócił go w zamku i szarpnął drzwi. Nic się jeszcze nie stało, zdążył. Kola stał pochylony do przodu, czterech drabów trzymało go za ręce i nogi, a ten, który był pierwszy w kolejce (wyłoniony w losowaniu albo na podstawie umowy), stał już z opuszczonymi spodniami i dowcipkując, demonstrował zebranym swój interes w pełnej gotowości bojowej. Widok był przerażający, bo pod skórą imponującego członka miał wszyte kuleczki – przedmiot wyjątkowej dumy głupkowatego bandziora. Saulak przez chwilę wyobrażał sobie potworny ból, jaki poczułby biedny chłopak, gdyby ten straszliwy narząd rozerwał mu odbyt, ale owa chwila wystarczyła, by wszystko się skończyło. Hardo uniesiony gruby, długi członek nagle się skurczył i sflaczał, jak balonik, z którego spuszczono powietrze. Wszyscy stali w milczeniu, chociaż tak naprawdę nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Zjawił się przed nimi nie umrzyk, który powstał z trumny, ale Trzonek, taki sam zek jak oni. Wszyscy wiedzieli, że Trzonek nie wyda, nie zakapuje. W ciągu dwóch lat napatrzył się na niejedno, nawet go prowokowano, żeby zakablował, licząc, że pęknie i będzie mu można z czystym sumieniem dać potem nauczkę, ale się nie doczekano. Mimo to wszyscy znieruchomieli, gapiąc się w podłogę. Saulak wziął Kolę za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Chłopak głośno szlochał, nawet nie próbując ukryć łez, przestraszony nie na żarty.

– Nie becz – rzucił Paweł oschle. – Już po wszystkim. To się więcej nie powtórzy.

– Skąd wiesz? – chlipnął Kola. – Jesteś ich prowodyrem?

– Nie. Ale wiem.

– Przyjmiesz mnie do swojej rodziny? – nieśmiało poprosił chłopak.

– Nie mam rodziny. Jestem sam.

– Mogę być z tobą? Będziemy razem. Chłopaki mówią, że nie dostajesz paczek i nikt cię nie odwiedza, a mnie mama przysyła i przywozi paczki, to będę się z tobą dzielił.

– Nie trzeba, wystarcza mi to, co dostaję.

– Jak może wystarczać, skoro wyglądasz jak szkielet! – oburzył się Kola. – Nie bez powodu mówią na ciebie Trzonek, możesz się schować za trzonkiem od łopaty.

– Powiedziałem: nie trzeba.

Paweł przerwał rozmowę. Nie pozwolił Koli zbliżyć się do siebie, ale bez przerwy czuł jego spojrzenie pełne wdzięczności i nieśmiałego zachwytu. A teraz, butnie maszerując ku wyjściu z baraku i słysząc dobiegający z tyłu szept, doskonale wiedział: każdemu z jego brygady może

zależeć na tym, żeby się nie „doigrał”, bo każdy chce, żeby nienawistny, nieodgadniony i przedstawiający mgliste, ale realne niebezpieczeństwo Trzonek wreszcie się wyniósł. Nikt nie chce, żeby zaledwie parę dni przed opuszczeniem kolonii wpakował się w kłopoty, naruszając regulamin. Chyba tylko mały Kola wolałby, żeby jeszcze został, bo się boi, że straci wsparcie. Cała reszta nawet we śnie szuka sposobu, jakby się go skutecznie pozbyć. Za naruszenie regulaminu nikt go tu oczywiście nie zatrzyma, nie ma takiego prawa, żeby samowolnie przedłużyć karę nałożoną przez sąd, ale gdyby parę dni przed uwolnieniem Trzonek wpadł we wściekłość, życie mieszkańców baraku zamieniłoby się w piekło. W to akurat nikt nie wątpił.

Saulak otworzył drzwi na korytarz i cicho ruszył w stronę umywalni. Zapalił światło, niczego się nie obawiając, odkręcił kran, opłukał twarz lodowatą wodą, podniósł głowę i przyjrzał się swojemu odbiciu w popękanym, zamglonym lustrze. Prawie się nie zmienił przez dwa lata. Nawet nie schudł, bo nie miał kilogramów do zrzucenia, zawsze był chudy jak patyk. Wąskie kości obciągnięte gładką, delikatną skórą. Mocno zapadnięte policzki, wysokie czoło, małe oczy w obramowaniu krótkich, niewidocznych rzęs, prawie zupełny brak brwi, nos cienki i garbaty, ale zbyt długi dla tego kształtu twarzy. Na głowie parę kosmyków, już zresztą siwych. W tym roku Paweł skończy czterdzieści pięć lat. Wiek zdradza tylko uczesanie, bo wcześnie zaczął łysieć – włosy wyraźnie się przerzedziły, gdy miał trzydziestkę. Gdyby nie to – wysoki, zgrabny chłopak, ani grama tłuszczu pod skórą, a mięśnie wyglądają tak, jakby nie były napakowane. Bo rzeczywiście nie były. Saulak miał silne, szczupłe, wytrzymałe nogi biegacza, ale ręce i ramiona chude i wątłe.

Na korytarzu rozległy się kroki, do umywalni zajrzał Kostiec, który starał się o przedterminowe zwolnienie i dlatego zapisał się do sekcji porządkowej. No proszę, zerwał się w środku nocy. Trzonek dał się wszystkim we znaki, nikt go nie może ścierpieć.

– Chory jesteś? – z troską zapytał Kostiec. – Może zawołać Facjatę, żeby przyprowadził lekarza?

Facjatą nazywano jednego z dyżurnych zastępców naczelnika kolonii, w skrócie DPNK, który akurat dzisiaj miał zmianę. Wychodzenie z baraku w niedozwolonym czasie było zakazane, a nawet jeśli ktoś wyszedł, daleko nie zaszedł, bo każdy barak ogrodzono siatką, furtkę zaś zamykano na klucz. Nie można było wyjść bez naczelnika oddziału albo DPNK. Gdy więc ktoś potrzebował lekarza, musiał prosić o pomoc DPNK.

Saulak nawet się nie odwrócił, tylko patrzył w milczeniu na chłopaka, który odbijał się w lustrze. Lustro było nie tylko zamglone, ale też krzywe, więc krzepki i masywny Kostiec wyglądał w nim, jakby był wychudzony i mizerny.

– Nie trzeba – wycedził w końcu przez zęby.

– Położyłbyś się, Trzonek – nieśmiało rzekł Kostiec. – Zaraz będzie obchód baraków.

– Zamknij się – powiedział Saulak spokojnie i niemal serdecznie.

Kostiec się wycofał. Paweł wsłuchał się w siebie – bok ćmił, ale ból był do zniesienia. Byleby tylko nie skoczyła temperatura. Na wolności zrobiłby oczywiście wszystko, co trzeba. Wypiłby trochę oleju roślinnego z cytryną albo butelkę podgrzanej wody mineralnej Jessentuki 17 z ksylitolem i położyłby się do łóżka z gorącym termoforem pod bokiem. Najlepszy sposób profilaktyki i jeśli go w porę zastosować, można uniknąć ataku.

Wrócił i położył się na pryczy. Zostało tylko sześć dni. Co potem?

*

– Zostało tylko sześć dni – powiedział okazały mężczyzna w szarym garniturze, a w jego głosie zabrzmiały stalowe nuty. – A co potem? Przecież on wie o wszystkim i w każdej chwili może puścić farbę.

– Nie jest typem gaduły. Przez te dwa lata, które spędził w kolonii, informacje nigdzie nie wyciekły. To znaczy, że trzyma język za zębami i nie zamierza wykorzystywać zdobytej wiedzy. Dlaczego pan myśli, że po wyjściu na wolność zacznie mówić? Skąd ta pewność?

– Stąd, że zbyt dobrze wiem, co to jest wolność i czym się różni od więzienia. Gdy był pod kluczem, na co mógł liczyć, rozgłaszając tajemnice, które posiadł? Tylko na popularność. Ujawniona tajemnica nie ma wartości. Przebywając w kolonii, nie można szantażować kogokolwiek na zewnątrz. Stąd nie da się zadzwonić, poczta jest kontrolowana. Za to na wolności można sprzedać swoją wiedzę, i to bardzo drogo. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Saulak musi umrzeć, zanim otworzy gębę. Zrozumiałeś? Nikt nie powinien dopatrzyć się w jego śmierci czegoś dwuznacznego. Najlepsze rozwiązanie to pijacka bójka na jakiejś budowie albo na pustkowiu. Menele zalały się w sztok. Dobrze wiem, że Saulak znajduje się pod obserwacją, że ktoś na niego czeka i nie odpuści, póki się nie dowie, co facet ma w głowie. I pod żadnym pozorem nie próbuj się go pozbyć w sposób, który dałby powód do krzyku, że się go pozbyto.

– Dobrze, Grigoriju Walentinowiczu, wszystko zrozumiałem.

*

– Trzydzieści sześć samodzielnych ugrupowań wysunęło do tej pory trzydziestu kandydatów, ale dopiero później się okaże, który z nich zgodzi się ubiegać o prezydencki fotel – mówiła urocza czarnowłosa prezenterka telewizyjna.

Na ekranie zaczęły się pojawiać fotografie znanych polityków. Wiaczesław Jegorowicz Sołomatin uśmiechnął się krzywo, widząc znajome twarze. Oto gdzie ich wszystkich ma, pomyślał, bezwiednie zerkając na zaciśniętą pięść. Wszystkich. Co do jednego. Wszyscy są unurzani, nie ma wśród nich ani jednego naprawdę niezależnego człowieka. Za każdym stoi kapitał kryminalny, bo ten uczciwie zarobiony, pozbawiony znamion kryminalnych, nie ma skąd się wziąć. Prawo ekonomii. Duże i uczciwe pieniądze w jednych rękach to kwestia odległej przyszłości, tak odległej, że jej nie doczekamy.

Wołodka Bułatnikow mógłby dużo opowiedzieć o politykach prezentowanych teraz w telewizji, szkoda, że go nie ma, ktoś się go przestraszył i zamknął mu usta. Nie szkodzi, jest jeszcze jego pomocnik, Paweł Saulak. Wie oczywiście mniej, ale to też wystarczy, żeby skręcić kark tym pożal się Boże prezydentom. Jest tylko jeden prezydent w tym kraju, naród już raz go wybrał i na razie nie potrzebuje drugiego. Żeby wyeliminować z walki wszystkich rywali, Sołomatin musi znaleźć Paszę Saulaka.

Wiaczesław Jegorowicz ani przez chwilę nie wątpił, że się dogada z pomocnikiem nieżyjącego generała Bułatnikowa. Przecież każda umowa to w gruncie rzeczy kwestia pieniędzy i gwarancji. Jeśli chodzi o pieniądze, Sołomatin ma ich w bród, no a gwarancje może dać każde.

Jeśli chcecie przeczytać Sprawiedliwego oprawcę, książkę kupicie już w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sprawiedliwy oprawca
Aleksandra Marinina1
Okładka książki - Sprawiedliwy oprawca

Caryca rosyjskiego kryminału powraca w nowej odsłonie. Po odsiedzeniu wyroku kolonię karną opuszcza Paweł Saulak, mężczyzna, którego wiele wpływowych...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje