Nie od dziś wiadomo, że język jest organizmem żywym, że zmienia się pod wpływem społecznych zjawisk i zmian. Zwykle jednak jest to proces długotrwały i zanim w oficjalnych słownikach znajdziemy odzwierciedlenie zachodzacych zmian, upływa kilka lat. Pandemia Covid-19 jest zjawiskiem wyjątkowym. Twórcy „Oxford English Dictionary" zauważyli, że w bardzo krótkim okresie do powszechnego użycia weszło wiele terminów związanych z koronawirusem. Bo kto jeszcze pół roku temu słyszał o czymś takim, jak samoizolacja czy dystans społeczny? I uznali, że nie mogą tego zjawiska zignorować, dokonując bezprecedensowej aktualizacji słownika.
Czytaj także: Proroctwo czy fikcja, czyli czy Dean Koontz przewidział koronawirusa ponad 40 lat temu?
W „Oxford English Dictionary" pojawił się więc termin covid-19, opisany w następujący sposób: ostra choroba układu oddechowego u ludzi spowodowana przez koronawirusa, mogąca wywoływać ciężkie objawy i śmierć, zwłaszcza u osób starszych i z chorobami towarzyszącymi.
Czytaj także: Darmowa książka o koronawirusie dla dzieci dostępna do pobrania.
Kolejne aktualizacje słownika w normalnym trybie dokonywane są co kwartał. Ta jest wyjątkowa. Twórcy „Oxford English Dictionary" wyjaśnili jednak, że trzeba było ją wprowadzić – zwłaszcza, że choć leksykografowie pracują z domu, to jednak śledzą rozwój języka pandemii i oferują zachodzące zmiany.
Badacze prześledzili ponad 8 miliardów słów w internetowych przekazach i zwrócili uwagę na to, że koronawirus i Covid-19 wyraźnie w nich dominują. W grudniu w światowym dyskursie dominowały „Brexit", „impeachment" czy terminy związane z klimatem, w styczniu wpływ koronawirusa na nasz język był już niebagatelny – obok pojęć „pożar buszu", „koala", „Irakijczycy", „szarańcza" i „zabójstwo". W marcu już każdy termin na liście 20 najważniejszych słów kluczowych w „Oxford English Dictionary" związany był z koronawirusem.
Czytaj także: Książki o epidemii, pandemii, zarazie. Co warto przeczytać?
W styczniu poszukiwano głównie terminów dotyczących samej choroby – „koronawirus", „SARS", „wirus", „układ oddechowy", „grypopodobny”. W czasem coraz częściej sprawdzano pojęcia związane ze społecznym wpływem wirusa i problemami, z jakimi mierzy się służba zdrowia: „dystans społeczny", „izolacja i kwarantanna", „blokada", „środki ochrony indywidualnej", „respirator”.
Nigdy wcześniej tak często nie używano również terminu „praca zdalna", która stała się sposobem na życie wielu z nas. Dużym zainteresowaniem cieszyło się pojęcie „home office", sprawdzano także mniej znane dotąd skróty – na przykład skrótu PPE (personal protective equipment – środki ochrony indywidualnej), pochodzącego z 1977 roku, używali wcześniej wyłącznie pracownicy służby zdrowia. Dziś znany jest w krajach anglojęzycznych niemal wszystkim.
Czytaj także: Co czytać dzieciom w czasie epidemii?
Pojęcie dystansu społecznego, stworzone w 1957 roku, mocno ewoluowało od tego czasu. Pierwotnie oznaczał postawę i sposób zachowania ludzi, nie próbę utrzymania dystansu, odległości między nami, zachowywanej w celu uniknięcia infekcji.
Oczywiście nie jest to pierwszy przypadek, w którym w wyniku epidemii zmienia się nasz język. Słowa „zaraza”, „śmiertelnej epidemii” czy „choroby śmiertelnej" pojawiają się po raz pierwszy w 1382 r., tuż po szczycie epidemii dżumy w Europie w latach 1347–1351. W 1878 r. po raz pierwszy użyto zwrotu „poddać się kwarantannie” w odniesieniu do mieszkańców wioski Eyam, który izolowali się, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się drugiej fali „czarnej śmierci” na okoliczne wioski. Nigdy jednak zmiana społeczna nie miała tak wielkiego wpływu na język, którym się wszyscy posługujemy.
źródło: guardian.co.uk