Dorasta pokolenie wnuków Zofii, a rodzina po pierwszej wojnie światowej rozproszyła się po świecie. Bronek po wojnie nie wrócił do domu, zmienił nazwisko i świetnie odnalazł się w roli austriackiego ziemianina. Franciszka pozostała w Anglii, gdzie wychowała syna Wiktorii,a ten spisując wspomnienia przybranej matki, nawiązuje kontakt z jej krewnymi, przekonanymi, że zginęła w katastrofie Titanica.
Na gospodarstwie Muchów pozostał Staszek, który wraz z żoną wychowuje liczne potomstwo i osieroconego syna Janki - Józka, rówieśnika swojego syna, Władka. Obaj chłopcy od dziecka są blisko związani, ale ich przyjaźń zostanie poddana próbie, gdy obaj zakochają się w tej samej dziewczynie.
Córka Janki, Wandzia, została przygarnięta przez osiadłych w Krakowie Klimę i Olka, a odkrycie prawdy o swoim pochodzeniu jest dla niej wstrząsem. Żyjąca pod kloszem dziewczyna uświadamia sobie, że świat nie jest taki, na jaki wygląda, a ludzie wokół niej kłamią. Ona też zaczyna to robić. W szkole zaprzyjaźnia się ze zbuntowaną Bellą, a ta wciąga ją w świat modnych klubów jazzowych, w których występują światowe gwiazdy. Tam obdarzona pięknym głosem Wanda może rozwijać swój talent i myśli o wielkiej karierze. Tymczasem jej brat, Alek, spełnia swoje marzenia o lataniu.
Jednak nadciąga kolejna wojna, która pokrzyżuje plany kolejnego pokolenia...
Do lektury książki Innym razem – trzeciego tomu cyklu Kuchennymi drzwiami Katarzyny Majgier – zaprasza Wydawnictwo Słowne. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
Dwudziestego pierwszego maja 1933 roku świat trzynastoletniej Wandzi Dąbrowskiej stanął na głowie. Do tego dnia Wandzia była szczęśliwą dziewczynką, której nie brakowało niczego poza przygodami, tajemnicami i czymkolwiek, co przerwałoby męczącą ją nudę.
Mieszkała z rodzicami, dziadkiem i bratem, a wszyscy oni byli spokojni, zajęci swoimi sprawami i w ogóle nieciekawi. W szkole też nie działo się nic interesującego, więc Wandzia zaczytywała się w książkach o ludziach, którzy mieli życie pełne przygód i dramatów, gorzko żałując, że sama do nich nie należy. Nie mogła się doczekać, aż dorośnie i opuści rodzinny dom.
Wandzia była utalentowana muzycznie i postanowiła, że za kilka lat zostanie gwiazdą. Mówiła, że chciałaby śpiewać w operze albo grać w filharmonii, bo wiedziała, że tego się od niej oczekuje, ale tak naprawdę miała inne plany. Wolała muzykę nadawaną w rozrywkowych audycjach radiowych. Lekkie przeboje wpadające w ucho, które wszyscy znali i nucili. Marzyła, by zostać gwiazdą takiej właśnie muzyki, podróżować po całym świecie i prowadzić fascynujące, pełne przygód i dramatów życie.
Musiała tylko doczekać, aż dorośnie, i przez ten czas nie zanudzić się na śmierć.
No i wciąż rozwijać swój talent, co też ochoczo robiła. Wandzia żyła ze śpiewem na ustach, nucąc od rana do wieczora. Gdy była całkiem mała, były to dziecięce piosenki, później, kiedy zaczęła pobierać lekcje muzyki – klasyczne utwory wielkich kompozytorów.
Teraz najchętniej śpiewała nowości z rozrywkowych audycji radiowych. Nigdy nie trzeba było zachęcać jej do śpiewu czy gry na fortepianie. Lubiła to i to miała być jej przyszłość.
Dwudziestego pierwszego maja 1933 roku dziadek Wandzi był na jakimś spotkaniu z innymi emerytowanymi lekarzami, a gosposia, pani Weronika, poszła do kościoła. Rodzice Wandzi zaprosili ją i jej brata Alka na rozmowę. Ton głosu taty był tak poważny, że dziewczynka struchlała.
Mama też wyglądała poważnie i wydawała się zdenerwowana, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Wandzię. Może stało się coś złego? Ktoś umarł? Ale kto?
Alek myślał podobnie i od razu spytał:
– Ktoś umarł?
Mama spojrzała na niego zaskoczona, a tato odparł, że nikt nie umarł, ale jest coś, o czym Alek i Wandzia powinni wiedzieć.
– Słyszeliście, że kilkanaście lat temu była wojna, prawda? – zaczął, a dzieci szybko przytaknęły, nie bardzo rozumiejąc, o co może chodzić.
– Na wojnie zginęło wielu ludzi – ciągnął Olek. – A później przyszła epidemia…
– Wiemy! – zniecierpliwiła się Wandzia.
– Przez nią też umarło wielu ludzi – kontynuował niezrażony Olek, nie bacząc na to, że jego córka przewraca oczami. – Wielu miało dzieci, które zostały sierotami. Niektóre spośród nich trafiły pod opiekę krewnych i przyjaciół, a inne zostały adoptowane i mają nowych rodziców.
– Jeśli chodzi o Józka z Korczyc, to my już wiemy… – przerwał mu Alek.
Józek był ich kuzynem. Mieszkał z wujkiem Staszkiem i ciocią Tusią i nazywał ich tatą i mamą, choć nie byli oni jego rodzicami. Józek był sierotą. Jego mama była siostrą wujka Staszka oraz mamy Wandzi i Alka. Zginęła w czasie wojny, podobnie jak jej mąż, ojciec Józka.
Wandzia poczuła się nieco rozczarowana, ale tato odrzekł, że nie chodzi o Józka.
– A o kogo? – zainteresowała się Wandzia. Wujek Staszek i ciocia Tusia mieli jeszcze pięcioro innych dzieci.
Rodzice wymienili spojrzenia, a tato powiedział:
– O was.
Wandzia nie od razu zrozumiała. Za to Alek spokojnie spytał:
– Nie jestem waszym dzieckiem?
– Jesteś – powiedział tato. – Oboje jesteście, ale… Wy też zostaliście adoptowani. Jak Józek.
Wandzia nadal nie rozumiała. Za to Alek podszedł do sprawy rzeczowo.
– Czy wiadomo, skąd się wziąłem? – zwrócił się do Olka.
Siostra popatrzyła na niego ze zdumieniem. Alek był adoptowany, właśnie się o tym dowiedział i tak spokojnie o to pyta! Zawsze uważała, że jej brat jest dziwny, ale teraz przeszedł samego siebie.
– Rodzice Alka umarli? – próbowała pojąć, o co chodzi, i najwyraźniej nie dotarło do niej jeszcze, że sama też jest adoptowana.
– Nie – odezwała się w końcu mama, a tato wyjaśnił, że zanim ożenił się z mamą, był zakochany w innej kobiecie. I to ona urodziła Alka.
– Tato miał wcześniej inną żonę?! – Wandzia się pogubiła.
– Właściwie to… nie. Nie pobraliśmy się – wyznał tato.
Alek słuchał tego w milczeniu, a Wandzia zaczęła zasypywać ojca pytaniami.
– Co to była za kobieta? Co się z nią stało? Czy umarła? Jak miała na imię?
Zignorował ją i spojrzał na Alka, który też spytał, co się stało z tą panią.
– Od wielu lat nie mam od niej wiadomości – powiedział tato.
– Ale dlaczego się z nią nie ożeniłeś? – Wandzia tego nie pojmowała.
– Bo wolała innego – uciął Olek.
– Dlaczego?
Mama wstała i poprosiła tatę, żeby na chwilę z nią wyszedł, ale on przyglądał się Alkowi. Właśnie powiedział synowi, że nie urodziła go jego matka, a ten tylko pokiwał głową… Jakby kompletnie go to nie poruszyło.
– Jaka ona była? – chciał wiedzieć Alek.
Tato zastanowił się przez chwilę.
– Młoda, wesoła… – zaczął. – Lubiła teatr, Schuberta, ładne rzeczy, bale i słodycze…
Alek dopiero teraz wydał się zaskoczony.
– Nie interesowała się nauką?
– Nie bardzo… – odparł tato, zdumiony reakcją syna. – Interesowała się zjawiskami paranormalnymi – przypomniał sobie.
– Paranormalnymi? – powtórzył Alek, wyraźnie rozczarowany.
Wiedział, że jest bystry. Wcześnie zauważył, że jest inteligentniejszy od swoich kolegów, i czasem zastanawiał się, skąd się to wzięło. To mogły być geny, jego rodzice też byli bystrzy: ojciec został lekarzem, a mama fotografką. Ojcowie niektórych jego znajomych też byli lekarzami, inżynierami, profesorami UJ, ale koledzy ci nie dorównywali Alkowi intelektem, więc chłopiec stworzył sobie teorię, że miała na niego wpływ także inteligencja matki.
Mamy jego kolegów zajmowały się tylko domem i dziećmi, ale jego mama była inna. Miała własne atelier, robiła zdjęcia i wywoływała je. Znała się na sztuce, na chemii i aparatach fotograficznych. Kiedy Alek był młodszy, uwielbiał jej pomagać.
Często jednak zastanawiał się, co sprawia, że myśli szybciej niż inne dzieci, wszystkiego łatwiej się uczy, a to, nad czym inni się zastanawiają, on po prostu wie. Gdy przeczytał książkę o synu geniuszy, który został adoptowany przez chłopów ze wsi, zaczął sobie wyobrażać, że może i jego adoptowano? Albo podmieniono w szpitalu? Słyszał o takich rzeczach.
Kiedy teraz ojciec powiedział mu, że został adoptowany, Alek od razu przypomniał sobie tę książkę. Ale okazało się, że nie dość, że nie był dzieckiem geniuszy, to jeszcze jego prawdziwa matka raczej nie była intelektualistką… Zjawiska paranormalne… Czyli te wszystkie zabobony i gusła, którymi pasjonowała się pani Weronika, ich gospodyni. Bywały naprawdę żenujące, ale Alkowi i Wandzi nie wolno było się z nich śmiać. Rodzice powiedzieli im kiedyś, że pani Weronika nie miała tyle szczęścia co oni i nie mogła się uczyć, dlatego była niewykształcona i wierzyła w takie rzeczy. A teraz Alek dowiedział się, że jego urodziła kobieta, która miała tak wąskie horyzonty…
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Innym razem. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: