150 ślub w karierze fotografki Emilii Brzeskiej... Nie doszedł do skutku. Panna Młoda, Cecylia Złota, na darmo czekała na narzeczonego. Zamiast niego przyszedł jedynie sms z przeprosinami. Gdy Cecylia odkrywa, że jej niedoszły mąż nie tylko wystawił ją do wiatru, ale też zaciągnął na nią kredyt, wspólnie z Emilią - szwagierką in spe - postanawia to odnaleźć. Na jaw wychodzą kolejne kłopoty, w które wpakował się jej były narzeczony, a poszukiwania doprowadzają do nieoznakowanego grobu pośród krzewów...
Do lektury najnowszej książki Magdaleny Kubasiewicz 150 wesel i grób zaprasza Wydawnictwo Czarna Dama. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zapraszamy do przeczytania kolejnego fragmentu:
Cylia Złota nawet w dniu wesela nie była pewna, czy chce wychodzić za mąż. Jej problem polegał jednak na tym, że nie chciała też wielu innych rzeczy – na przykład wracać do rodzinnego domu czy szukać nowej pracy, bo z firmy Kaczmarków zapewne zostałaby natychmiast wyrzucona. Ledwo skończyła studia i nie miała doświadczenia poza praktykami i stażem. Na ostatnim roku studiów, gdy zaczęła rozglądać się za etatem, początkowo niechętna pracy w firmie przyszłego teścia, szybko przekonała się, że owszem, wielu przedsiębiorców chętnie ją zatrudni, ale w ramach „stażu”, na umowę o dzieło, z obowiązkami etatowca i płacą rzędu pięć stów miesięcznie. Brutto. W dodatku umawiała się z Mateuszem od ośmiu lat i trudno jej było podjąć decyzję o całkowitym zerwaniu relacji. Nie wspominając o tym, że po prostu nie chciała stawiać chłopaka, na którym – mimo wszystko – jej zależało, w tak paskudnej sytuacji. Nie pomagała też babcia, tłumacząca, że poza Mateuszkiem to nikt nigdy Cylii nie zechce, bo kto by chciał takiego babochłopa – co sukienek nie nosi, włosy krótko ścina, za piękna nie jest, a w wolnych chwilach trenuje boks i czyta o profilowaniu morderców. Uznała w końcu, że na wycofanie się z całej imprezy jest po prostu za późno. Może i nie była pewna, czy ślub da jej szczęście, ale mogła stwierdzić, że jego odwołanie szczęśliwszą też jej nie uczyni. Rzeczy, o których marzyła, i tak były poza zasięgiem. Nie miała szans na ich osiągnięcie, za to mogła napytać sobie biedy. Nie. Cecylia, nawet jeśli zdarzało się jej postąpić głupio czy impulsywnie, miała ścisły umysł. Dokonała bilansu zysków i strat. Ba, po rozmowie z Emilią nawet rozpisała sobie plusy, minusy, potencjalne konsekwencje i dostępne opcje na kartce. Ostatecznie wyszło na to, że w tym momencie przeważają plusy. Gdyby wątpliwości naszły ją trzy miesiące temu, sytuacja przedstawiałaby się inaczej. Ale teraz?
O całą sytuację obwiniała głównie siebie. Konkretnie stan zaćmienia umysłu, w którym przyjęła oświadczyny, zamiast zasugerować, że mogliby jeszcze poczekać.
Z drugiej strony rzucenie takiej sugestii było trudne, gdy w krytycznym momencie obserwowali ją między innymi matka i przyszły teść, a w głowie zagościła zupełna pustka.
Choć jednak bawiła się myślą, co by było, gdyby nie pojawiła się przed urzędem albo w ostatniej chwili nie podpisała dokumentów, w najśmielszych snach nie podejrzewała, że nie przyjść może Mateusz.
Pojechał do Krakowa jeszcze rano, twierdząc, że zapomniał czegoś ważnego. Początkowo miał przyjechać najpierw do domu Złotych, a potem udać się z nimi do urzędu. Potem napisał, że nie zdąży – spotkają się już pod urzędem, pół godziny przed ślubem.
Nie pojawił się. Nie napisał. Nie odbierał telefonu. Ani od niej, ani od swoich braci czy ojca. W pierwszej chwili, oczywiście, zakładali, że Mateusz utknął w korku. Już za to Cecylia miałaby ochotę obedrzeć go ze skóry – jeśli jedziesz na ślub, zwłaszcza własny, to, do cholery, wyjeżdżasz z odpowiednim zapasem czasu. I dlaczego nie odbierał telefonu? Nie odpisywał na Messengerze? Istniała niewielka szansa, że zapomniał naładować komórkę, chociaż Cecylia nie bardzo w to wierzyła. Jej narzeczony może nie był najbardziej lotnym człowiekiem pod słońcem, ale chyba nie aż takim idiotą, żeby nie naładować telefonu w taki dzień. Ojciec Mateusza podsunął, że mogło dojść do wypadku. Tata zaczął obdzwaniać znajomych z policji, a gdy już uruchomił swoje kontakty, okazało się, że na trasie, którą miał pokonać Mateusz, nie doszło do żadnego wypadku. Ba, nawet żadnej stłuczki.
Goście niepokoili się coraz bardziej. Cylia czuła na sobie ich spojrzenia, słyszała urywki rozmów, i nie była pewna, czy jest bardziej zła, czy zawstydzona. Godzina, w której miała w oczach prawa zawrzeć związek małżeński, wybiła i... minęła, a ona dalej była panną. Tkwiła przy wejściu do urzędu. Bolały ją stopy: założyła buty na obcasach bodaj trzeci raz w życiu i każdy krok w nich był istną torturą. Marzła, bo jej sukienka może i była śliczna, ale odpowiednia raczej na ciepłe lato niż drugą połowę chłodnego września. Czekanie dalej było nie do pomyślenia i poniżej jej godności. Nieważne, co sprawiło, że Mateusz się nie pojawił – jeżeli nie wpadł pod autobus, nie było dla niego usprawiedliwienia. Ale co miała zrobić? Pójść do samochodu i kazać ojcu odwieźć się do domu? Zabrać auto brata, pojechać do mieszkania narzeczonego i osobiście skopać mu tyłek? Kazać gościom się rozejść i uciec gdzieś płakać w kącie?
W takich chwilach Cylia żałowała, że życie nie przypomina gry. Nie możesz załadować ostatniego zapisu i podjąć innych decyzji.
I wtedy jej smartfon zasygnalizował, że przyszła wiadomość.
– Cyl...? – Kacper pochylił się nad nią. – Chcesz wracać?
Cecylia nie podniosła wzroku na brata. Wpatrywała się w ekran telefonu, mocno zaciskając wargi. Gdzieś w duchu narastała zimna wściekłość, pochłaniając wszelki niepokój o narzeczonego.
Wiadomość została przysłana przez Mateusza. I składała się z jednego słowa.
– Nie, nie chcę – oświadczyła, zmuszając się, by rozluźnić szczękę. Wcisnęła telefon do niewielkiej, kremowej torebeczki i zmusiła się do uśmiechu. Miała ochotę wrzeszczeć i mordować. Ale postanowiła sobie, że za nic tego nie pokaże. O, będą o niej plotkować, tego była pewna. Ślub, którego nie było, stanie się ulubionym tematem ploteczek pośród wszystkich sąsiadów, krewnych i – o niebiosa – współpracowników w obu filiach firmy Kaczmarków.
Nikt jednak nie będzie mógł powiedzieć, że Cecylia Złota się załamała, płakała albo uciekła jak niepyszna.
– Skoro sala weselna jest opłacona, tak samo jak całe to jedzenie, proponuję przenieść się tam – oznajmiła, podnosząc głos na tyle, by usłyszeli ją też goście. – Hej! Pan młody nie dotarł, ale i tak zapraszam na wesele.
Kacper zacisnął szczękę, w podobny sposób, jak przed chwilą robiła to Cecylia.
– Zabiję drania.
– Nie, ja zabiję drania, a najpierw wykastruję i może jeszcze obedrę ze skóry – poinformowała z udawaną beztroską. Deklaracja Kacpra sprawiła jednak, że poczuła falę cieplejszych uczuć wobec starszego brata. – Nie za to, że się tu nie stawił, ale że zerwał ze mną SMS-em. Sama rozważałam, czy wszystkiego nie odwołać, ale przynajmniej chciałam mu to powiedzieć twarzą w twarz! Na co jeszcze czekacie? Chyba nie będziecie tu stać i marznąć? Bo ja nie zamierzam!
Ruszyła w stronę samochodu ojca, wyprostowana, z wysoko uniesionym podbródkiem.
Przepraszam.
Tylko tyle napisał jej Mateusz.
Jak ona go, cholera, dorwie, to dopiero będzie przepraszał!
Książkę 150 wesel i grób kupić można poniżej: