Jest rok 1869. Antonia Gillard traci posadę nauczycielki na pensji dla dziewcząt. Opuszcza Warszawę i zostaje guwernantką w domu rosyjskiego urzędnika w Białej na Podlasiu. Tu zawiązuje przyjaźnie, poznaje lokalne tradycje i śledzi poczynania Oswobodziciela – tajemniczego jeźdźca, który pomaga mieszkańcom regionu mierzyć się z carskimi represjami. W wyniku intrygi guwernantka musi pożegnać się z nauczaniem i podjąć się zupełnie nowego zajęcia.
Antonia, jako dama do towarzystwa hrabiny Stefanii, wyjeżdża do Franopola. Bierze udział w życiu towarzyskim, podróżach i wizytacjach majątków, ale równocześnie angażuje się w pomoc ubogim i chorym. Los sprzyja kobiecie, która zakochuje się z wzajemnością. Jednak dla zakochanych nadchodzi czas próby. Czy zdołają zmylić tropy i odwrócić od siebie uwagę carskiej policji? Jak potoczą się dalsze losy Antonii?
Antonia, Cecylia i Aleksandra – trzy kobiety. Trzy odmienne losy. Trzy tomy cyklu powieści Agnieszki Panasiuk rozgrywającego się na Południowym Podlasiu w drugiej połowie XIX stulecia. Do lektury pierwszej z nich – książki Na Podlasiu. Antonia – zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Na Podlasiu. Antonia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Tosia nie przypuszczała, że praca damy do towarzystwa hrabiny Stefanii będzie tak ciekawa i zajmująca i tak odmienna od prac wykonywanych na rzecz okazyjnie konwojowanych dam. Duży wpływ miała na to atmosfera franopolskiego domostwa i charakter pani hrabiny – stanowczy, konkretny, acz niekonfliktowy. Nazajutrz po przyjeździe, tak jak było obiecane, Katarzyna zabrała Antonię na obchód gospodarstwa. Generałowa została w swoim buduarze, by lepiej wypocząć po trudach podróży, i pozwalała doglądać się pokojówkom, uznając, że im prędzej Antonia zaznajomi się z okolicą, tym dla niej będzie przydatniejsza.
Tak więc Tosia zeszła wpierw do oficyny, do pomieszczeń kuchennych o ceglanej podłodze, gdzie centrum stanowił długi stół i nowoczesna fajerkowa kuchnia. Na szafach i półkach stały rzędy garnków, rondelków, miedzianych naczyń, a pod małymi oknami szafliki do mycia, maselnice, serownice, dzieże i inne przydatne w gotowaniu sprzęty. Królestwem tym zajmowała się tłuściutka jak pączek kucharka Teofila i dwie panny służebne ze wsi – osierocone i przygarnięte przez właścicielkę do dworu. Obok kuchni była też piwniczka ze spiżarnią, pełna półek, skrzyń i pak wypełnionych przetworami, a także apteczka z medykamentami i alkoholem, starannie przez Katarzynę zamykana. Przy kuchni swoje alkierze miała też służba. Dalsza inspekcja wyprowadziła Antonię i Katarzynę na dwór. Ścieżką prowadzącą przez park kobiety doszły do pralni wybudowanej obok strumyka, w której pod kotłami buzował na palenisku ogień, a na stołach garbowano i maglowano ubrania. Robotą tą zajęto kobiety z okolicznych zagród. Niedaleko pralni bieliły się zabudowania gospodarskie: stajnie, powozownia, obory i chlewy, kurnik i szeroka stodoła. Obok wybudowano czworaki dla rodzin stajennych, stangretów i służebnych. Pośrodku górował pięknie rzeźbiony gołębnik.
Po powrocie z gospodarskiej wędrówki i rozgrzaniu się herbatą z samowara Tosia zapoznała się we dworze ze strychem, gdzie prócz wielu gratów, starych mebli, kotar i odzień składowano sypkie produkty: mąkę, kaszę i cukier, a ponadto jędrne, choć nieliczne już jabłka. Popołudnie należało do równie pracowitych. Hrabina Bolinowska wypoczęła i towarzyszyła Antonii i Katarzynie w dalszej inspekcji. Kobiety zeszły razem na dół do kredensu, gdzie przejrzały zastawę i srebra. Później przeszły do głównego salonu urządzonego z wyrafinowanym smakiem. Jasne okna przybrano w jedwabie i tiule, kanapy i fotele obito pluszem. W jednym rogu stał fortepian, w przeciwnym, blisko kominka, serwantka z bibelotami z kryształu i porcelany.
– Te łabędzie przywiozła moja matka jeszcze z podróży poślubnej do Drezna, a ten kryształowy kosz Andrzej z Peterburka. Ta malowana filiżaneczka to prezent z dziecięcego wyjazdu Aleksandra do Galicji – wspominała hrabina, dotykając delikatnie każdego przedmiotu. – Mam ogromną prośbę, by nigdy zakurzone nie stały. Tosiu, dbaj też bardzo o kwiatki w żardinierkach, szczególnie o fiołki – wydała polecenie swojej nowej damie do towarzystwa hrabina.
Biblioteka była pokojem przeznaczonym dla mężczyzn, bo oprócz półek z książkami stał tam bilard, stolik karciany i fajczarnia. Książki, jak oględnie zauważyła Antonia, stanowiły ogólny zbiór różnorodnych powieści, pozycji historycznych i technicznych oraz poezji. Wybór lektur na wolne wieczory był duży. Na dole panie weszły jeszcze do gabinetu.
– Dawno pan Skotnicki tu zaglądał? – spytała generałowa swoją ochmistrzynię.
– Oj, nie. Rezydował w zeszłym tygodniu, rejestry uzupełniał, ale zapowiadał, że jedzie teraz za Terespol i może długo tam zabawić – przekazała Katarzyna.
Hrabina skinęła głową ze zrozumieniem i zajrzała w rozłożone na szafce rejestry.
– Jakub Skotnicki to nasz ekonom. Nadzoruje wszystkie nasze włości. Jeżeli będzie jakaś znaczna potrzeba, problem czy konieczność, którym sama nie dasz rady podołać, wpiszesz mu w ten zielony kajet – wytłumaczyła Antonii hrabina. – A teraz może napijmy się kawy, bo jeszcze w te pędy uciekniesz ode mnie, Antosiu – zaproponowała generałowa Bolinowska.
Katarzyna, słysząc jej słowa, zaśmiała się tylko i wybiegła do kuchni wydać polecenia, a hrabina wróciła ze swoją damą do salonu.
– Jak widzisz, prozaiczna ta praca u mnie. Doglądanie kuchni, zapasów, porządków, a potem planowanie prac, przyjęć gości i rodziny, zakupów i wyjazdów. A poza tym czytanie starej kobiecie i spełnianie jej zachcianek – zaśmiała się Bolinowska. – I na dodatek ciągła dyspozycyjność bez możliwości wychodnego…
– Ale to są dla mnie same przyjemności – przerwała jej Antonia. – Nauczanie wymagało o wiele więcej sił. Jeżeli będę mogła grać na fortepianie i jak pogoda pozwoli, powędrować po okolicy… – poprosiła pracodawczynię.
– Oj, jeszcze cię te wędrówki zamęczą, bo do wsi to często posyłać cię będę, a jeszcze naszego tartaku i młyna nie widziałaś. Potrafisz jeździć konno albo powozić? – Tosia pokręciła przecząco głową. – No to koniecznie się nauczysz – nakazała Bolinowska.
Ochmistrzyni przyniosła na tacy kawę z ciastem drożdżowym, pieczone jabłka polane miodem i konfitury z malin.
– Jutro będziem piec pączki i smażyć faworki. Toż to już tłusty czwartek i Kusaki przed nami – wyjaśniła Katarzyna.
– Czy ksiądz dobrodziej wrócił? – spytała Stefania
– Ledwo przed nami, ale już Sawczukowa zawezwała go do matki na ostatnie namaszczenie. Kobita krwią już kaszla – wyjaśniła Katarzyna.
– Ksiądz Józef to mój stały rezydent. Stary już jest, siedemdziesięciu lat dobiega. Usunęła go carska władza z parafii spod Łukowa, bo na przesłuchaniu nie chciał na księdza Brzózkę i jego oddział donosić. Od tamtej pory tułał się po sąsiednich parafiach i dworach, ale nigdzie długo nie nabył. Jak miał z Białej dalej iść, wzięłam go na prywatnego kapelana. Mszę i posługę mamy codzienną i ksiądz potrzebny się czuje – wyjaśniła Antonii hrabina. – Na tylnym ganku od parku mamy kaplicę. Na pewno wspólny język, jako ludzie kształceni, znajdziecie. I kolejny obowiązek ci przypadnie: prowadzenie konwersacji. – Obie kobiety roześmiały się, próbując pysznej kawy.
Książkę Na Podlasiu. Antonia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: