Oliwia i Jakub żyją jak w bajce, ciesząc się z każdego wypełnionego szczęściem i miłością dnia. Jedna sekunda decyduje o tym, że dziewczyna traci wszystko, co było dla niej ważne, a jej życie staje się pasmem niewyobrażalnego cierpienia. Po tragicznej śmierci Jakuba nie potrafi już z ufnością spoglądać w przyszłość, jak to robiła do tej pory, a rozpacz zaczyna jej przesłaniać cały świat. I wtedy ponownie spotyka swojego ukochanego, który składa jej niezwykłą obietnicę…
– „Wstrzymując oddech" to opowieść o tym, jak trudno jest się podnieść i zacząć wszystko od nowa. O tym, że w życiu może się wydarzyć dosłownie wszystko i nie zawsze jesteśmy na to gotowi
- wywiad z autorką książki, Małgorzatą Mikos.
Wstrzymując oddech to pełna emocji opowieść o kruchości ludzkiego życia i marzeń oraz o niełatwych relacjach rodzinnych i próbie poradzenia sobie ze stratą najbliższej osoby. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowy fragment książki Małgorzaty Mikos:
1
W pokoju panował półmrok. Niewielkie smugi światła wpadały do pomieszczenia spomiędzy ciemnych zasłon. Zegarek wskazywał piątą pięćdziesiąt trzy. Kolejny raz Oliwia przebudziła się przed czasem, choć tym razem były to minuty, nie godziny.
Od dłuższego czasu nie sypiała dobrze. Przebudzała się w nocy, czując niewytłumaczalny niepokój. W jej głowie pojawiały się i znikały dziwne myśli, których nie była w stanie wyjaśnić. Czasami dreszcz przeszywał jej ciało, potęgując niekontrolowaną panikę. Powtarzała sobie, że to minie, że to tylko stres. Wierzyła, że wszystko wróci do normy, kiedy tylko w ich życiu nastanie spokój.
Przetarła powieki i ponownie spojrzała na zegar – piąta pięćdziesiąt cztery. Wiedziała, że nie ma sensu dłużej tkwić w łóżku i walczyć z mijającymi sekundami. Wstała i na palcach wyszła z pokoju. Schodząc, zatrzymała się i spojrzała na zawieszone na ścianie zdjęcia. Obrazki bez ramek i ozdobników. Wspaniałe chwile zatrzymane na zawsze.
Zdarzało się, że goście dociekali, po co zaśmiecają wolną przestrzeń fotografiami, których widok prędzej czy później przestanie cieszyć, a zacznie drażnić. Według większości wystarczy jedno, dwa zdjęcia zamiast mozaiki ujęć. Nie wierzyła w zapewnienia, że jedno zdjęcie jest w stanie zachować w pamięci tysiące sekund. Nie wierzyła również w to, że wspomnienia mogą się po pewnym czasie znudzić.
Dawno temu ktoś, już nie pamiętała dokładnie kto, wypowiedział piękne słowa: „Trzeba utrwalać wspomnienia na każdy możliwy sposób. Życie jest ulotne i nieprzewidywalne, a człowiek ma tylko jedną szansę, aby doświadczyć miliona rzeczy. Rzeczy, które nie przytrafiają się dwa razy. To, co piękne, nie trwa wiecznie, a każda sekunda mija bezpowrotnie”.
Celebrowali każdy dzień i czerpali z życia możliwie jak najwięcej. Starali się żyć każdą ofiarowaną od losu minutą, jakby miała być ona tą ostatnią. Na równi przyjmowali dobre i złe rzeczy, uważając je za cenne doświadczenia. Oboje wyznawali zasadę, że trzeba żyć każdą chwilą, jakby była ona tą najpiękniejszą i najszczęśliwszą ze wszystkich. Bo to właśnie chwile tworzą człowieka, jego życie oraz to, co po nim pozostaje.
Uroczystości rodzinne, mniejsze i większe podróże, zwykła codzienność. Widoki, twarze, wspomnienia warte zapamiętania. Przeciągnęła palcem po jednej z fotografii. Opustoszała plaża, słońce wyłaniające się zza chmur, fale uderzające ze spokojem o brzeg. Byli jedynymi śmiałkami, którzy tamtego dnia zdecydowali się na spacer wzdłuż linii brzegowej. Momentalnie obudziło się w niej wspomnienie piasku dotykającego skóry, kojącego szumu, chłodu wody. Tego, jak siedząc na piasku, wpatrywali się w lustro wody.
Przemknęła pospiesznie obok lodówki, powstrzymując się przed spojrzeniem na wiszący kalendarz. Każda strona terminarza zawierała zaznaczenia, odręczne notatki, zadania do wykonania w danym tygodniu. Siódmy maja. Ten jeden dzień nie był oznaczony w żaden sposób. Nie musiał być. Każdy wiedział, co kryło się pod tą datą.
Od kilku lat miała jedno życzenie – zasnąć szóstego i obudzić się dopiero ósmego.
Jak wspaniale byłoby przeskoczyć ten dzień, wyszeptała w myślach, sięgając po dwa kubki. Wstawiła wodę na kawę, po czym wyjrzała przez okno. Okolica była wciąż pogrążona w ciszy i spokoju. Wkrótce ulice tego miasta miały pozbyć się sennej aury i wypełnić się codzienną gonitwą.
Westchnęła ciężko na samą myśl o bezskutecznych poszukiwaniach pracy. Przed miesiącem z dnia na dzień straciła posadę, której oddała kilka ostatnich lat życia. Niewielka cukiernia, słynąca z wyjątkowych wypieków, które wyglądem i smakiem przypominały te domowe, przez ponad czterdzieści lat była jedną z wizytówek tego miasta. Nadszedł dzień, gdy właściciel musiał podjąć decyzję, co dalej z miejscem, które stworzył. Jego dzieci obrały inne ścieżki kariery i nie mając innego wyboru, zdecydował, że nadszedł czas, aby zamknąć interes. Pracownicy cukierni mieli cichą nadzieję, że po głosach sprzeciwu ze strony stałych klientów właściciel zmieni zdanie lub przekaże to miejsce w ręce kogoś innego. Ich prośby nie zostały wysłuchane. Pierwszego marca na drzwiach cukierni zawisła informacja o zamknięciu lokalu. Były łzy wzruszenia, nuta złości, ale przede wszystkim smutek, że pewna część historii tego miasta dobiegła końca. A każda osoba związana z tą cukiernią udała się w inną stronę, szukając własnego szczęścia.
Promienie słońca leniwie przybierały złocisty odcień. Zapowiedź kolejnego pogodnego dnia po tygodniach zimna, szarości i obojętności w ludzkich umysłach. Oliwia uśmiechnęła się na samą myśl o lecie, które nadchodziło pospiesznie, o promieniach słońca muskających skórę i o delikatnym wietrze rozwiewającym włosy.
Uwielbiała dni skąpane w słońcu i noce z milionem gwiazd na ciemnym niebie. Teraz, po tak wielu mroźnych dniach ze zmienną aurą, dziewczyna czekała z otwartymi ramionami na nadejście tygodni z pozytywną energią.
– Wszystkiego najlepszego – wyszeptał Jakub do jej ucha, jednocześnie obejmując ją w pasie. – Miałem nadzieję, że dzisiaj zdążę wstać przed tobą. Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale jak zwykle mnie ubiegłaś.
– To nie trzeba było tak długo spać – rzuciła zadziornie. Będąc wciąż w jego objęciach, odwróciła się i zarzuciła ręce na jego szyję. Przez kilka sekund trwali w milczeniu, wpatrzeni w siebie. Zawsze pragnęła jednej rzeczy – aby wyjątkowe chwile pojawiały się znacznie częściej w ich codzienności i trwały jak najdłużej. Chwile zatracenia, kiedy to czas i wszystko wokół zatrzymywało się w ułamku sekundy. Chwile, które zmuszały człowieka do wstrzymania oddechu i napawania się doświadczaną wyjątkowością.
– Może w przyszłym roku ci się to uda – dodała z uśmiechem, który po chwili zniknął. – A ty jeszcze nieubrany? Spóźnisz się do pracy.
– Dzisiaj mam wolne.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Czy pracownik, który każdego dnia sumiennie wykonuje wyznaczone mu zadania i w dodatku prawie nie opuszcza miejsca pracy, co niemal każdego dnia wypomina mu jego narzeczona, nie może wziąć jednego wolnego dnia?
– A czy coś takiego jak dzień wolny od pracy w ogóle istnieje w twojej rzeczywistości? – zaśmiała się, nalewając kawy do kubków.
Znała go zbyt dobrze, aby wiedzieć, jak naprawdę wyglądają jego dni wolne od pracy. Zazwyczaj dwie, trzy godziny odpoczynku, a później stukanie w klawiaturę komputera, siedzenie godzinami nad jakimś projektem, tworzenie szkiców przy biurku w gabinecie, niekończące się rozmowy telefoniczne z innymi pracownikami albo klientami. Nieobecność lub tylko częściowa obecność w normalnym świecie.
– Dzisiaj będzie inaczej, obiecuję. Zaskoczę cię i ani razu nie pomyślę o pracy. Nie pomyślę nawet o projekcie, który mam jutro zaprezentować. – Objął ją czule, zamykając ją w swoich ramionach. – Ten dzień należy tylko do ciebie. Przyrzekam.
– Zobaczymy – odparła sceptycznie, wyswobadzając się z uścisku.
Zapach kawy rozniósł się po kuchni, oznajmiając, że nowy dzień zdecydowanie się rozpoczął. Sen, który jeszcze nie tak dawno trwał w ich umysłach, odszedł na dobre.
Trzymając kubek w dłoni, zapytała zadziornie:
– W takim razie gdzie to obiecane śniadanie?
Wzruszył ramionami, jakby nie dbał o to, co wydarzy się za parę chwil.
Dzień jak co dzień, pomyślała, sięgając po talerze.
– Żartowałem. Śniadanie będzie, ale nieco później. Może nie ja je przygotuję, ale z całą pewnością nie pozwolę, żebyś to ty zajmowała się tym w tak wyjątkowym dniu. W pierwszej kolejności zabieram cię do naszego ulubionego baru. Trzeba przecież w odpowiedni sposób rozpocząć taki dzień, prawda? dodał z leniwym uśmiechem.
Uniosła brew, słysząc jego słowa. Zazwyczaj spędzał większość czasu w pracy, w swoim gabinecie lub na wyjazdach służbowych. Gdy tylko miał okazję, aby zostać w domu i cieszyć się upragnionym spokojem, robił to bez słowa sprzeciwu.
Zwykle w dniu jej urodzin nie działo się nic nadzwyczajnego. Życzenia od rodziny i najbliższych przyjaciół, których wprawdzie wielu nie było, ale na których zawsze mogła polegać, były stałym punktem. Czasami wspólny wypad do jakiejś knajpy lub spotkanie na szampana w mieszkaniu. Nic więcej. Tym razem działo się coś nietypowego. Najpierw dzień wolny od pracy, śniadanie poza domem… Szykował coś, była tego pewna. Miała nadzieję, że prędzej czy później uda się jej odkryć jego tajemnicę, zanim on zaskoczy ją kolejnym szalonym pomysłem.
Czekała na dalsze wyjaśnienia, ale nie odezwał się ani słowem. Spoglądał na nią z niewinnym wyrazem twarzy, za którym skrzętnie skrywał myśli. Znała go i wiedziała, że w jego głowie powstał pomysł, który cierpliwie czekał na urzeczywistnienie. Nie była pewna jednego – czy powinna się obawiać, czy raczej oczekiwać z ekscytacją tego, co miało się wydarzyć.
W milczeniu dopili kawę. Ciszę dwukrotnie zakłócił telefon Oliwii. Za pierwszym razem pozwoliła, aby połączenie samoczynnie zostało odrzucone. Wiedziała, że rodzice tak szybko się nie poddadzą i za kilka minut ponownie zadzwonią. Rok w rok budzili ją, dzwoniąc o tej samej porze. Szósta dwadzieścia dziewięć – godzina jej narodzin. Składali jej życzenia, ze szczegółami wspominali sam moment jej narodzin i z nostalgią opowiadali historyjki z przeszłości. Znała na pamięć każde słowo powtarzane przez nich od niepamiętnych czasów. Mimo to zawsze udawała zaskoczenie, aby nie sprawić im przykrości.
Spoglądając ukradkiem na Jakuba, zastanawiała się, czy właśnie tak będzie wyglądać ich przyszłość. Co nastanie, jeśli to, co istniało obecnie między nimi, wypali się lub przejdzie w całkiem inny stan? Milczenie, tajemnice, pewnego rodzaju samotność? Czy pewnego dnia staną się dla siebie obcy, a łączyć ich będzie jedynie wspólna przeszłość? W ich związku bywało różnie, przeżywali lepsze i gorsze chwile, a jednak wciąż byli razem.
Pośród tysięcy niewiadomych starała się odnaleźć odpowiedź lub wskazówkę, jaki los ich czeka. Nie odnalazła. Miała nadzieję, że za trzydzieści lub pięćdziesiąt lat wciąż będą tacy sami. Nie miała pewności, czy uczucie z czasem nabierze głębi, przynosząc całkiem inne doświadczenia od tych, których mieli przyjemność do tej pory zaznać, czy też pojawi się oziębłość, a więzi zostaną zerwane. Nikt nie wiedział, co przyniesie jutro. Nawet oni. Ale chciała wierzyć, że cokolwiek się stanie, będą szczęśliwi.
Spędzić życie wśród najbliższych, kochać całym sercem i być szczęśliwą – tak brzmiało jej jedyne życzenie urodzinowe, powtarzane każdego roku od niepamiętnych czasów. Jedyne marzenie, jakie miało dla niej znaczenie. Wczoraj i dziś. Zawsze.
Ponownie wyszeptała je w myślach, muskając palcem brzeg kubka.
Książkę Wstrzymując oddech kupicie w popularnych księgarniach internetowych: