Prawdziwa historia ze świata wielkiej mody!

Data: 2013-07-10 11:37:02 | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Prawdziwa historia ze świata wielkiej mody!

Torebka birkin została zaprojektowana dla aktorki Jane Birkin. Produkowana przez francuski dom mody Hermès, stała się jednym z najbardziej luksusowych i pożądanych dodatków na świecie. Noszą ją takie gwiazdy jak: Victoria Beckham, Katie Holmes, Julianne Moore, Catherine Zeta-Jones

 

Czas oczekiwania od zamówienia do zakupu to: 2 - 5 lat !!!

Koszt: od kilku do kilkuset tysięcy dolarów!!!

 

Michael Tonello – fryzjer i stylista - kupował torebki Birkin i sprzedawał je przez internet gwiazdom i bogaczom.

 

Jego książka W pogoni za torebką jest opowieścią o tym, jak przez wiele lat dzięki odsprzedawaniu Birkin Bags żył w luksusie i świetnie się bawił. To opowieść o zwykłym człowieku, który był sprytny i wygrał z korporacją.

 

Udowodnił, że „tajemnicza” lista oczekujących 

NIE ISTNIEJE!!!

 

Książka W pogoni za torebką jest zabawna, błyskotliwa, napisana z humorem, ironią, dystansem do siebie i świata. Zapraszamy do lektury jej fragmentu:

 

 

 

Barcelońskie zauroczenie

 

Zawsze uważałem, że dzwoniący telefon, który symbolizuje początek przełomu w życiu osobistym, to kiepski sposób na zawiązanie akcji oraz rażąco nadmierne uproszczenie różnych czynników prowadzących do przemiany człowieka. Teraz wiem, że się myliłem: czasem wszystko naprawdę zaczyna się od telefonu.

 

W moim wypadku ten przełomowy telefon zadzwonił pewnego zimowego ranka na Cape Cod – wystarczająco wcześnie, by zaskoczyć mnie i moją współlokatorkę Kate podczas wesołego celebrowania porannej tradycji picia kawy z Peet’s, siedzenia w piżamach i oglądania programu Rosie O’Donnell. Ani w rozmówcy, ani w temacie rozmowy nie było niczego szczególnego – reprezentująca mnie agencja z siedzibą w Bostonie dzwoniła z nowym zleceniem. Tydzień robienia fryzur i makijażu dla IBM w Barcelonie: nęcąca szansa ucieczki od szaroburej połowy marca w Provincetown. Wtedy zdecydowanie pachniało to rutyną, ale nie zawsze poznajemy swój Rubikon, kiedy dzwoni...

 

Wiodło mi się nie najgorzej – przynajmniej w pracy. Robiłem karierę, która niewtajemniczonym mogła imponować. Jako wizażysta specjalizowałem się w sesjach fotografii komercyjnej i większość ostatniej dekady upłynęła mi na energicznym wymachiwaniu puszką lakieru do włosów i pędzlem do pudru. Po drodze udało mi się zostać współzałożycielem firmy. Nazywała się TEAM i była agencją reprezentującą artystów, którzy w taki czy inny sposób pracowali w branżach fotograficznej i reklamowej. Koncepcja opierała się na wygodzie i sile liczb. Normalnie spec od reklamy musiał wykonać mniej więcej sześć telefonów, żeby zorganizować sesję zdjęciową. Moja firma zmieniała te sześć telefonów w jeden. Wizażyści, fryzjerzy, styliści, poszukiwacze plenerów, kierownicy produkcji, styliści żywności – mieliśmy ich wszystkich pod jednym dachem. Dobrze na tym wychodziłem, ale początkowa euforia związana z przynależnością do branży modowej, którą jako obserwator zawsze otaczałem czcią, zaczynała słabnąć. Nauczyłem się, że celebryci to tylko ludzie ze znanym nazwiskiem, a sesje zdjęciowe stają się z czasem równie męczące jak posiedzenia zarządu. Dziesięć lat układania fryzur i pudrowania błyszczących nosów skłoniło mnie do autoanalizy, która dotąd była mi obca. Czy na pewno chcę spędzić resztę życia w taki sposób? Może i nie, ale na razie wiedziałem jedno: jechałem do Hiszpanii.

 

Uwielbiałem podróże służbowe, łapczywie rzucałem się na zlecenia, które w branży nazywano „robotą na wyjeździe”. Mam koczowniczą naturę, więc porzekadło „tam dom twój, gdzie serce twoje” brałem dosłownie – hotelowy pokój (razem z dodatkowymi korzyściami w postaci czystej pościeli, świeżych ręczników i czekoladek na poduszce) zmieniał się w mój dom. Ale ostatnio bycie obieżyświatem zaczynało mnie nudzić. Nie z tych bzdurnych powodów, nad którymi ciągle lamentują na lotniskach staruszki z klubów brydżowych – nie dołował mnie zgubiony bagaż ani brak określonego rodzaju obwarzanków. Nie miałem nic przeciwko przeliczaniu walut ani etymologii egzotycznych przystawek. Nie, przyczyną mojego wypalenia zawodowego nie były niewygody, które zawsze towarzyszą podróżowaniu. Winna była nuda. Coraz częściej zauważałem ponure podobieństwo łączące obce miasta. Każde miejsce upodabniało się na moich oczach do wszystkich innych miejsc. Miałem głęboką nadzieję, że Barcelona okaże się wyjątkiem. 

 

Westchnąłem rozczarowany i padłem na rozgrzane winylowe siedzenie taksówki. Jak dotąd, jeśli nie liczyć muzyki flamenco w radiu i oślepiającego blasku katalońskiego słońca, Barcelona wydawała mi się równie egzotyczna jak Boston. Tanie hotele i kiczowate billboardy reklamujące sprzęt elektroniczny migały za oknem z niepokojącą częstotliwością. Czy jest na świecie jakieś miejsce, które nie przypomina jednego wielkiego centrum handlowego? Może faktycznie przyszła pora, żeby gdzieś osiąść? Może jednak potrzebowałem białego płotu i grilla Webera?

 

Zaledwie pięć minut później mój cynizm poszedł w niepamięć i krajobraz zahipnotyzował mnie, tak jak przejazd mostem George’a Washingtona na Manhattan hipnotyzuje mieszkańca środkowego zachodu. Moje oczy nie nadążały z patrzeniem. Po lewej stronie wznosił się imponujący stadion olimpijski z 1992 roku zwieńczony strzelistą białą iglicą będącą nieprawdopodobnym połączeniem futurystycznej stacji kosmicznej i wygenerowanej komputerowo rzeźby. Po prawej miałem Morze Śródziemne. Olśnił mnie nie tylko jego turkusowy blask, lecz także widok setek łodzi zacumowanych w dokach. Luksusowe wycieczkowce, prywatne jachty, olbrzymie tankowce, skromne żaglówki – jakimś cudem jeden z największych portów na świecie okazał się znacznie bardziej imponujący niż jego opis w przewodniku Fodora. Nagle zacząłem się cieszyć jak dziecko, które pierwszy raz w życiu pojechało na wycieczkę.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje