Poznaj różne oblicza Indii. „Królowa pszczół" Niny Nirali

Data: 2020-07-01 13:44:20 | Ten artykuł przeczytasz w 17 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Ona, on i krzywy uśmiech losu

Skylar, autorka bestsellerowych powieści, opuszcza rodzinną Anglię i przyjeżdża do Indii, by tam napisać najważniejszą w jej życiu książkę. Przypadek sprawia, że poznaje mężczyznę, który od pierwszej chwili robi na niej olbrzymie wrażenie. Ravish, człowiek z bagażem gorzkich doświadczeń, również jest zafascynowany piękną Europejką. Szybko się orientuje, że kobieta ukrywa jakąś tajemnicę, a zamiar pisania powieści nie jest jedynym powodem, dla którego zdecydowała się na pobyt w jego kraju...

Obrazek w treści Poznaj różne oblicza Indii. „Królowa pszczół" Niny Nirali [jpg]

Królowa pszczół fascynuje i porusza, przeprowadzając czytelnika przez jednocześnie bajeczne i przerażające Indie. Skrajna bieda, niesprawiedliwość społeczna i codzienne dramaty, które szczególnie dotykają tych najmłodszych – to tylko niektóre z problemów, jakie porusza autorka, przypominając, że każdy człowiek zasługuje na miłość i szacunek, bez względu na jego pochodzenie, płeć, stan posiadania, kolor skóry czy wyznanie.

Do lektury zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowy fragment książki: 

Anu

Słońce kolejny dzień dawało się we znaki. To był jeden z ta­kich dni, kiedy szukało się wytchnienia w cieniu drzew lub wysokich traw łąk. Świerszczom najwyraźniej nie przeszka­dzał upał, bo zewsząd już od rana słychać było ich koncerty. Pradeskie lato, pomimo upału, było piękne i pełne barw.

Mała szczuplutka dziewczynka o ciemnych włosach opadających w nieładzie na twarz i plecy przykucnęła przy pomarańczowej skale. Ujęła w dłoń patyk i zaczęła malować wzory po suchej niczym pieprz ziemi. Widząc, że jej usiłowania powodują tylko unoszenie się ciemnego kurzu, odrzuciła od siebie patyk i przybrudzoną ręką po­drapała swędzące miejsce po ukąszeniu komara tuż pod kolanem. Teraz też spostrzegła, że jej kiedyś bladoniebieska sukienka była cała w pyle. Ten widok od razu przypomniał jej o matce. Nie chciała jeszcze myśleć o niej oraz czekającej ją z pewnością karze, tylko spojrzała na starca siedzącego naprzeciw niej.

Bardzo lubiła wujka Shaariba, jak go nazywała, choć wcale nie byli spokrewnieni. Od dnia, w którym go poznała, wiedziała, że jest inny niż wszyscy tutaj. Zawsze trzymał się na uboczu i był zatopiony we własnych myślach. To ona, nie zważając na gadania ludzi, że to stary wariat, podeszła do niego i z dziecięcą prostotą i odwagą ujęła go za rękę. Wyrwany wówczas z zamyślenia, przeniósł swoje spojrzenie na trzymającą go za palce dłoni małą dziewczynkę. Jej jeden uśmiech zamienił minę wyrażającą zdziwienie na twarzy starszego mężczyzny w serdeczność oraz stopił wszystkie lody. Od tamtej chwili oboje się zaprzyjaźnili. Z biegiem czasu więzi łączące starca i dziewczynkę ewoluowały. Stali się dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Stary Sha­arib niemal zastępował małej dziadka. Ta dziwna para mo­gła przebywać wiele godzin we własnym towarzystwie, nic nie mówiąc albo przeciwnie ‒ rozmawiając bez ustanku o wszystkim. Jeśli Anu miała jakieś pytania, zawsze wolała najpierw zadać je jemu. Od pierwszej chwili, kiedy go spot­kała, miała wrażenie, że nie tylko jest najstarszy w całej wsi, ale i najmądrzejszy. Nigdy nie mogła się nadziwić, że męż­czyzna opuszczał codziennie wioskę i godzinami przesia­dywał na pomarańczowej skale piaskowej, patrząc w dal. Przybiegała jednak chętnie tu do niego, by choć na chwilę wyrwać się spod surowych oczu matki. Czy i wujek Shaarib przed czymś uciekał? Nigdy nie pytała go o powód tego za­chowania. Dziś jednak czuła, że musi go o to spytać.

‒ Chaacha[1], dlaczego znowu siedzisz tu sam? ‒ Miała do­piero osiem lat, ale rozumiała więcej, niż zdawało się to ko­mukolwiek. Obserwując codzienne życie małej społeczności, wyciągała ze swoich spostrzeżeń własne wnioski. Czuła, że za zachowaniem chaachy kryło się wiele więcej aniżeli sama tylko niechęć synowych, o której wiedzieli wszyscy. Czy to dlatego mężczyzna od zawsze wolał być sam? Cieszyła się, że chociaż jej obecność zdołał zaakceptować. Dzięki temu miała przynajmniej jedną bratnią duszę w całym Barha.

Wujek Shaarib tymczasem na zasłyszane pytanie objął czułym wzrokiem dziewczęcą postać, podrapał się po krót­kiej posiwiałej brodzie i odpowiedział zupełnie szczerze:

‒ Bo jestem głupi, dziecko. Trzeba było odejść stąd dawno temu: tam. ‒ Wskazał na wzgórza leżące na południowy wschód od wioski, w której mieszkali.

Dziewczynka przyjrzała się z uwagą smutnej twarzy starca. Siwa krótka broda okalała poorane zmarszczkami oblicze. Koło lewego ucha zwisała niedbale zawiązana pomarań­czowa materia służąca za turban. Reszta stroju Shaariba również pozostawiała wiele do życzenia. Postrzępione, nie­gdyś białe spodnie i podarta brudna podkoszulka były naj­lepszym dowodem na to, że ani on, ani nikt inny nie dbał tu o to, co aktualnie miał na sobie. W Barha, jak i innych wioskach do niej podobnych, takie drobiazgi jak odzienie nie miały żadnego znaczenia. Człowiek cieszył się, że miał jakiekolwiek.

Mężczyzna westchnął i starł zawieruszoną łzę z policzka, ciągnąc przy tym skórę twarzy i ukazując nieco wnętrza ust, niemal pozbawionych uzębienia.

‒ Cóż mi pozostało, Anu? Mogę już tylko marzyć o au­tobusie, w który nigdy więcej nie wsiądę.

‒ Jakim autobusie, chaacha? ‒ spytała dziewczynka, pró­bując skupić swą uwagę na słowach mężczyzny i zignorować uporczywe, rozpraszające swędzenie na nodze.

‒ Do Mumbaju. Trzeba było wyjechać już dawno temu. Dziecko, nie wolno robić tak jak ja. Zostałem tu i czekałem na lepsze życie. Pracowałem, dbałem o rodzinę, dzieci. Dziś sadzają mnie na dworze, żebym nie przeszkadzał w domu. ‒ Nie dodał nic więcej, myśląc o własnej niemocy. Był stary i słaby. Nie mógł już pracować, więc tylko zawadzał. Włas­nego majątku nie posiadał, bo wszystko, czego się dorobił, przekazał synom. Dziesięć lat temu jeszcze traktowali go z szacunkiem, ale teraz? Czekali już tylko, aż swoją śmier­cią uwolni ich od przykrych obowiązków. Ze smutkiem myślał o tym, że lada moment przestanie być samodzielny. Czekająca go przyszłość z wolna napawała mężczyznę lękiem.

‒ Ale przecież macie taki ładny, duży dom ‒ wtrąciła mała. ‒ Nie rozumiem, dlaczego musisz siedzieć przed domem?

Myśli starca powróciły tymczasem do jego największego marzenia. Gdyby tylko miał więcej sił, coś do jedzenia, buty, i oczywiście na bilet, mógłby jakoś dotrzeć do auto­busu i wyjechać. Ale było już za późno. Zestarzał się i był świadom, że nie uda mu się osiągnąć niczego więcej. Poza tym nie mógłby zostawić wszystkiego, na co sam tak ciężko przez całe życie pracował ‒ domu i tego kawałka pola, który jakiś czas temu oddał swoim dzieciom. Przynajmniej mógł siadywać tu, na tym kamieniu, i marzyć o tym, co by było, gdyby wyjechał stąd przed ślubem i przejęciem ojcowizny. Nie mógł jednak tego powiedzieć ośmioletniemu dziecku. Zamiast tego, aby odwrócić jej i własne myśli od jego osoby, machnął niedbale ręką i odrzekł lekkim tonem:

‒ To nic, Anu, taka kolej rzeczy, dziecko. Lepiej siedzieć tutaj. Na zewnątrz zawsze lepiej mi się marzy.

Anu zostawiła bolące od drapania i ukąszenia kolano w spokoju. Popatrzyła raz jeszcze na wujka Shaariba nieco bardziej podejrzliwie. Ona i chaacha rozumieli się tak do­brze, bo trochę byli do siebie podobni i z całą pewnością obojgu los nie sprzyjał. Anu również chętnie posiedziałaby cały dzień za wioską, jak wujek. Nie mogła niestety. Chwilę potem powiedziała cicho, jakby bez związku:

‒ Przyniosę ci, chaacha, coś z mojego obiadu. Lepiej zostań tutaj.

Nie było żadną tajemnicą, że synowe Shaariba nie były mu przychylne, odkąd ten ze względu na wiek przestał pracować w polu. Kto je tam wiedział, czy dały dziś teś­ciowi cokolwiek zjeść. Lepiej było dla niego, że przychodził w to miejsce i przesiadywał godzinami. Wypowiedziawszy swą obietnicę, dziewczynka pozostawiła starca samemu so­bie i wróciła do domu.

Jej matka, teraz w zaawansowanej ciąży, była jeszcze draż­liwsza niż zwykle. Anu od zawsze miała wrażenie, że jej własna mama jej nie znosi. Zazwyczaj była pochmurna, krzykliwa i wiecznie wytykała córce wszelkie przewinienia. Dziewczynka, odkąd tylko pamiętała, słyszała od niej, że jest do niczego i nic nie potrafi. Po jakimś czasie raniące słowa matki przestały robić na niej jakiekolwiek wrażenie. Była coraz starsza i nie bała się jej przeciwstawić. Nie dalej jak tydzień temu matka za to, że mała za długo była na dwo­rze, po zadaniu jej kary, którą było mycie naczyń i podłóg, nie przestawała utyskiwać. Anu, mając już serdecznie dość denerwujących komentarzy kobiety, która stawała jej się z dnia na dzień bardziej obca, odparowała, że tamta jest zwykłą wiedźmą. Nie musiała długo czekać na reakcję ro­dzicielki. Matka od razu podeszła do córki i wymierzyła jej mocny policzek. Anu, choć piekło ją pół twarzy, i tak czuła satysfakcję, że jej wygarnęła. Przecież ona sama nigdy nie powiedziałaby takich rzeczy do nikogo… 

Stojąca w progu domu kobieta, zobaczywszy teraz dziew­czynkę przekraczającą furtkę w ich drewnianym płocie, ze­szła z ganku, zamiatając przy tym końcem pomarańczowego sari po drewnianych stopniach, a potem po mikroskopijnej wielkości piaszczystym dziedzińcu. Jedną ręką trzymała się za krzyż, a drugą wyciągała już w stronę córki. Chwyciła Anu za włosy oraz ucho i pociągnęła mocno.

‒ Gdzie się szwendasz? Tak długo już czekam na ciebie. Nie dostaniesz obiadu, dopóki nie posprzątasz w domu.

Narzekała na swą jedynaczkę jeszcze chwilę, chwytając za dzban, co Anu zarejestrowała kątem oka z zadowoleniem. Jeśli matka szła po wodę, znaczyło to, że ona ma czas, żeby zanieść wujkowi Shaaribowi baati[2] z soczewicą. Zaraz gdy ciężarna zniknęła za płotem, dziewczynka pobiegła do ich niedużej kuchni. Nałożyła prędko porcję do miedzianej me­nażki, wzięła w rękę chlebek i wybiegła z domu. Wiedziała, że matka zauważy i złaja ją za to. Nie przejmowała się tym jednak. Najważniejsze teraz było, aby dotrzeć do wujka i dać mu jeść.

Dziewczynka tylko czasami tęskniła za czymś niezna­nym. Czuła w piersiach nieokreślony ucisk, kiedy widziała, jak inne kobiety okazują uczucia swoim dzieciom. Nie­kiedy można było odnieść wrażenie, że wyłączność na miłość matek mieli chłopcy. Za każdym jednak razem, kiedy w Anu rodziła się taka myśl, upominała się i ją od siebie odga­niała. Przecież to by było niedorzeczne. W czym oni mieliby być lepsi od dziewczynek? Czy gdyby ona była chłopcem, matka kochałaby ją choć trochę? Dziecko odsunęło od sie­bie te dziwne myśli. Nie znała innej matki niż ta, którą miała. Przez te lata wydarzyło się już tak wiele, że Anu nie potrafiła widzieć jej inaczej. Do tej twarzy i barwy głosu nie pasowały jej inne uczucia niż złość, irytacja czy obojętność. Zdrowy rozsądek też przestrzegał, że z rzeczywistością lepiej było uważać i nie życzyć sobie niczego, co było niemożliwe do spełnienia. Przecież kiedy mamy zbyt wiele marzeń, roz­czarowanie i niespełnienie ranią tym bardziej dotkliwie. Wystarczyło wszak popatrzeć na starego Shaariba.

Reszta dnia upłynęła jej na sprzątaniu. Ich dom nie był duży. Miał zaledwie dwie izby, których ściany były szare. W po­mieszczeniu zawsze było ciemno, ale światło dawało kilka wnęk bez szyb. Za okiennice służyły opiłowane ciemne deski opierane na grubym patyku. Dom po części był murowany, a od góry wykładany glinianymi, wytapianymi w ogniu dachówkami. Zaraz obok stała drewniana przybudówka, w której chowali zapasy. Na zewnątrz, tuż przy domu, w kur­niku zrobionym z gałęzi przechadzało się ptactwo. Prócz kur hodowali jeszcze kozę, którą Anu co wieczór przed snem musiała zamknąć w innej drewnianej przybudówce za do­mem. Zawsze miała tyle obowiązków, że nie wiedziała, kiedy światło dnia chowało się za horyzontem, ustępując miej­sca na nieboskłonie srebrnemu księżycowi. Tak samo było i dziś. Matka znów nie pozwoliła jej czekać na ojca, tylko odesłała ją do spania. Kiedy ten wrócił z pola, dziewczynka już od dawna leżała na swoim materacu zrobionym z trawy i liści, udając, że śpi. Wolała uniknąć już wszelkich zbęd­nych scysji z rodzicielką. Inna sprawa, że często nie mogła zasnąć przez kłujący ją materac. Do dziś nie przyzwyczaiła się do tego, że drapał w skórę. Prosiła raz matkę, by dała jej na materac derkę, ale ta chyba zapomniała. Czasem pod­kładała swoje ubrania, by było jej miękko, kiedyś jednak matka sprała ją za to i zabroniła używać ubrań jako koca.

Nie widziała dokładnie, co rodzice robią wieczorami, ponieważ jej część pokoju odgrodzona była ciemnozieloną grubą zasłoną zawieszoną na sznurkach. Słyszała za to czasem ich rozmowy lub raczej monologi matki. Odgłosy dobiega­jące zza zasłony zawsze mogła bezbłędnie odgadnąć. Brzęk talerza, mlaskanie ojca łapczywie pochłaniającego kolację, stukot miedzianego naczynia o podłogę… Teraz też Anu usłyszała szelest materacy, gdy rodzice układali się do snu, oraz głos matki, która zaczęła rozmowę z ojcem.

‒ Poród będzie lada moment. Nie stać nas na dwoje dzieci. Co zrobimy, jeśli znowu urodzi się dziewczynka? Rozmawiałam z Abhirem Radżą i jest zainteresowany, żeby Anu została żoną jego starszego syna.

‒ Uhhhmm. ‒ Ojciec jak zwykle tylko przytaknął. Praw­dopodobnie był tak zmęczony, że nawet nie miał już ochoty otwieraćust.

Anu zaczęła szukać w pamięci, jak wyglądał syn Abhira Radży, który mieszkał w sąsiedniej wiosce. Z tego, co pamię­tała, kiedy widziała go po raz ostatni, Mamta Radża chodził do szkoły i był duży. Bardzo duży. Miał chyba wyjeżdżać do Indore, do liceum. Dziewczynka widziała już też kilka ślubów. Wyglądały całkiem ładnie. Na takich ślubach było zwykle na bogato, z dużą ilością jedzenia i słodkości. Ko­biety z wioski były mistrzyniami w szyciu sari, więc panny młode wyglądały zawsze jak rani[3] z bajki. Na śluby nawet znajdowała się nagle biżuteria. Całe wydarzenie odbywało się w obecności niemal wszystkich mieszkańców wioski, zupełnie jakby ślub brała prawdziwa królewska para. Każda dziewczynka chciała choć przez jeden dzień być taką księż­niczką, z makijażem wokół oczu oraz malowanymi kwiatami na stopach i dłoniach. Jednak nie Anu. Usłyszawszy o pla­nach matki, dziewczynka zmartwiała. Dla niej takie rzeczy jak henna czy sari się nie liczyły. Od zawsze była pilną ob­serwatorką i widziała wszystko, co kryło się za tą kolorową i muzyczną fasadą, trwającą czasem nawet kilka dni. Jedna dziewczynka z wioski, w jej wieku, też została w zeszłym roku wydana za mąż. Parę dni później wieźli ją do miasta, do lekarza. Nikt nie mówił, co jej się stało, ale Rahna nigdy więcej do wioski nie wróciła. Tak samo było z Timu. Miała czternaście albo piętnaście lat, Anu już nie pamiętała do­kładnie. Kiedy Timu dostała po ślubie dokładnie taki sam brzuch, jak jej matka miała teraz, pół wsi słyszało jej krzyki. Potem kobiety zabrały ją daleko w pole i tam zbudowały prowizoryczny namiot z kolorowych materiałów, z których szyto i ozdabiano w jej wiosce sari. Anu była tam raz na­stępnego ranka, żeby zobaczyć, czy dziewczyna poczuła się lepiej. Już z daleka usłyszała tak przeraźliwe wrzaski docho­dzące z namiotu, że uciekła przerażona i nigdy więcej tam nie wróciła. Timu również nikt więcej nie widział, i nie było też w tamtej rodzinie żadnego niemowlęcia. Kobiety z wio­ski wiedziały na pewno, co się działo wtedy w namiocie, ale żadna nigdy nic nie powiedziała.

Inna myśl nagle uderzyła Anu. To, że matka jej nie ko­chała, nie było dla dziewczynki żadną nowością. W miłość ojca jednak wierzyła. Bardzo pragnęła, żeby teraz powiedział cokolwiek na jej obronę. Tymczasem on, tak po prostu, za­ledwie jednym „uhhhmm” zgodził się na to, by ją wydano obcym ludziom. Łzy zapiekły ją pod powiekami, ale mu­siała je powstrzymać. Rodzice nie powinni wiedzieć, że ona jeszcze nie śpi i przysłuchuje się ich rozmowie.

‒ Stała się ostatnio taka krnąbrna. Dziś złapałam ją na tym, że kradnie i wynosi z domu jedzenie. Abhir Radża i jego ro­dzina z pewnością ułożą tę dziewczynę i jej nieposkromiony charakter ‒ dodała zdecydowanym tonem matka.

‒ Mogłaby iść pracować za ciebie do tkalni. Zarobiłaby jakieś pieniądze, pomogłaby ‒ odparł ojciec bardzo wolno, cichym głosem.

„Najpewniej zaraz zaśnie” ‒ pomyślała Anu. Przynaj­mniej jednak ujął się za nią. Chciał, żeby została w domu. Na krótki moment pierś dziewczynki zalało ciepło. Tata nie pozwoli wydać jej za mąż.

‒ Nie wymyślaj. Ona nie ma cierpliwości do igieł i nie nadaje się do takiej pracy. Więcej napsuła sari niż ich zrobiła.

Ojciec nie miał najwyraźniej żadnych więcej argumen­tów, ponieważ milczał. Klamka zapadła. W kilka sekund po­tem matka potwierdziła na głos straszne podejrzenia dziecka.

‒ Powiadomię jutro rodzinę Radża, że się zgadzamy.

[1] Chaacha (hind.) ‒ wujku.

[2] Baati ‒ przaśny (nieosolony i niekwaszony) chleb, popularny w nie­których częściach Madhya Pradesh oraz w Radżastanie, zawsze podawany z soczewicą.

[3] Rani (hind.) ‒ królowa.

Książkę Królowa pszczół kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Królowa pszczół
Nina Nirali5
Okładka książki - Królowa pszczół

Ona, on i krzywy uśmiech losuSkylar, autorka bestsellerowych powieści, opuszcza rodzinną Anglię i przyjeżdża do Indii, by tam napisać najważniejszą w jej...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje