Powrót magicznego lata

Data: 2016-10-21 06:54:01 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Powrót magicznego lata

Alicja samotnie wychowuje siedmioletnią Matyldę. Córka bez przerwy choruje, ma obniżoną odporność. Za radą lekarki wyjeżdżają na wieś, żeby dziecko zmieniło klimat i z dala od smogu miasta nabierało sił. Zatrzymują się u dalekiej ciotki – Józefiny. Alicja dopiero na miejscu dowiaduje się, że staruszka para się zielarstwem, a jej specjalnością są miłosne eliksiry. Mimo że dziewczyna początkowo nie wierzy w magiczną moc ziół, a do zajęcia ciotki podchodzi z dystansem, to jednak przychodzi taki dzień, kiedy pokusa skorzystania z mikstury jest wyjątkowo silna… Czy eliksir zadziała? Warto się o tym przekonać podczas lektury powieści Aleksandry Tyl Magiczne lato. Dziś możecie przeczytać obszerny fragment tej książki: 

 

Rano Matylda wstała pierwsza i natychmiast, zauważywszy śpiącą Dorotę, wpakowała się jej do łóżka. 

– Cześć, ciocia! – krzyknęła jej wprost do ucha. 

– Dziecko, daj nam jeszcze pospać – mruknęła Alicja. 

– Która godzina? – wymamrotała zaspana Dorota. 

– Dziesięć po ósmej. – Alicja spojrzała na zegarek. 

– To nie ma co tracić czasu na sen – stwierdziła Dorota. 

– Nie wierzę – jęknęła Alicja. 

 

Dorota żwawym krokiem podbiegła do okna i otworzyła je na oścież. Wychyliła głowę i zaciągnęła się rześkim powietrzem. 

– Jaaak dobrze wstaaać skoro świiit! – ryknęła na całe gardło. 

– Oszalałaś, wieś obudzisz! – oburzyła się Alicja, zatykając uszy. 

– Wieś już dawno nie śpi. Jaaak dobrze wstać skorooo świt, jutrzenki brzaaask duszkiem pić, przynieeesie miii poraaanek szczęście dziiiś… 

– To chociaż nie fałszuj. 

– …bo szczęście dziś muuusi przyyyjść. 

– Dobra, ja też już wstaję – zdecydowała zrezygnowana Alicja. 

Kiedy we trzy zeszły na dół, Józefina krzątała się po kuchni. Przywitała je uśmiechem i kawą. 

– Tak, tak, słyszałam, że panienki już wstały – zaśmiała się.

– Dzień dobry ciociu. To jest właśnie Dorota. – Alicja przedstawiła siostrę. 

– My się przecież znamy – przypomniała ciotka, witając się. 

– No, gwoli ścisłości, to my ciocię dopiero poznajemy… – Dorota wymownie się uśmiechnęła. 

– Zapraszam na śniadanie. Szykuję jajeczka na miękko. 

– To ja pierwsza pójdę się umyć – krzyknęła Alicja i zniknęła.

 

Matylda usiadła przy stole. Dorota stała w drzwiach kuchni, czekając na swoją kolejkę do łazienki. Przyglądała się Józefinie. 

 

Ciotka nie była tak stara, jak w jej wspomnieniach, mocno już zatartych. Zastanawiała się, ile może mieć lat. Sześćdziesiąt pięć, siedemdziesiąt? Była młodsza od babci, ale niewiele. 

 

– No tak, stara baba już ze mnie, pamięć nie ta, co kiedyś – westchnęła Józefina, jakby czytając w myślach Doroty. – Do siedemdziesiątki jeszcze jakoś szło, ale teraz za każdym razem zapominam, żeby masło wcześniej wyjąć z lodówki, coby rozmiękło. 

– Może ja pomogę – zaoferowała się Dorota. 

– Ty sobie, dziecko, usiądź, gościem jesteś. Jajeczka już dochodzą.

 

Dorota uśmiechnęła się, a zauważywszy kątem oka, że Alicja wychodzi z łazienki, czym prędzej doskoczyła do niej, żeby uprzedzić Matyldę. 

– Ciocia, ja chcę siusiu! – krzyknęła dziewczynka. 

– Ja też. Starsi mają pierwszeństwo. 

– Ech, cztery kobity w domu, a łazienka jedna – westchnęła Józefina z uśmiechem. – Dobrze, że się nie pindrzyta. 

– Ja się mam zamiar wypindrzyć – odpowiedziała roześmiana Dorota. 

 

Przy śniadaniu było wesoło i gwarno. Matyldzie, niegdyś małomównej, teraz nie zamykała się buzia. Opowiadała Dorocie o nowych kolegach i koleżankach, o kryjówkach, zabawach w kałuże i wyprawach nad strumień. Alicja wtrącała z uśmiechem kilka słów, by wyjaśnić siostrze, gdzie jest ów strumień i że woda jest tam płytka. Matylda rzadko kiedy dawała jej dokończyć, bo nagle przypominało jej się coś ważnego, o czym koniecznie musiała opowiedzieć.

 

Dorota udawała, że słucha z zainteresowaniem, jej wzrok jednak błądził pomiędzy ustawionymi na podłodze doniczkami. Uwielbiała siostrzenicę i cieszyła się, że widzi ją taką radosną i rozgadaną, ale nie mogła się już doczekać, kiedy Matylda w końcu ubierze się i wyjdzie na dwór. Niecierpliwie czekała, aż stanie z Józefiną oko w oko i poprosi ją o to, po co tu przyjechała.

 

Kiedy więc skończyły jeść, Józefina z Alicją zaczęły sprzątać ze stołu, a za Matyldą zamknęły się drzwi, Dorota, starając się, aby jej głos nie wykazywał przesadnej euforii, zapytała: 

– Czy te sadzonki tutaj to zioła? Alicja wspominała, że ciocia się nimi interesuje. 

– A tak. Zioła. – Józefina uśmiechnęła się pod nosem. 

– Bo Alicja mówiła, że ciocia z tych ziół potrafi zrobić… 

– A potrafię – weszła jej w słowo Józefina. – A ty, dziecko, czego potrzebujesz?

 

Dorota zawahała się. Nie chciała zdradzać swoich najbardziej skrytych marzeń, a jednak musiała coś powiedzieć, żeby uzasadnić swoją chęć posiadania eliksiru. 

– A czego mogłabym potrzebować, ciociu? Jak każda kobieta – miłości. Ala mówiła, że ty z tych ziółek niezłe specyfiki produkujesz, czarować umiesz. 

– A, jaka tam ze mnie czarownica. – Józefina machnęła ręką i się roześmiała. – Zielarka zwyczajna. 

– Nie taka zwyczajna – wtrąciła Alicja.

– Ale jak ty, dziecko, po miłość przyjechałaś, to dobrze się składa, przecie dzisiaj wianki. 

– Jakie wianki? – spytały równocześnie Alicja z Dorotą. 

– Noc Świętojańska. Dziewuszki wianki puszczają, miłości sobie szukają. 

– Aha, i ten chłopak, który wyłowi, będzie mężem tej, co wianek do wody wrzuciła, tak? – Alicja przypomniała sobie opowieść z dzieciństwa. 

– Niezupełnie. Trza upleść wianek. Pójść nad rzekę. Wezwać dobre anioły, żeby pomogły mu płynąć, i rzucić w wodę. Jeśli przez siedem dni i siedem nocy wianek będzie płynął bez zakłóceń, znaczy że miłość dopłynie do odpowiedniego serca. Jeśli zaś zaplącze się w konary drzew, wodorosty lub zahaczy o coś, znaczy to, że na miłość czas jeszcze nie nadszedł. 

– A po czym to poznać? – zainteresowała się Dorota. – Przecież nie będę biegła wzdłuż rzeki przez siedem dni i nocy. 

– Poznasz, poznasz. Jeśli wianek dopłynie, siódmego dnia mężczyzna otworzy swoje serce. 

– A jaki mężczyzna? – dopytywała zafascynowana Dorota. – Może być jakiś konkretny? 

– Oczywiście. Ale skąd wiesz, czy aby on ci jest pisany? Najlepiej puścić wianek z serca, po miłość czystą i niezmąconą, niezakłóconą wizją mężczyzny, który być może uczuć nigdy nie odwzajemni. 

– Rozumiem… – westchnęła Dorota. Na jej twarzy malowało się rozczarowanie. Szybko jednak w jej oczach pojawił się błysk nadziei. – A czy można naprowadzić te anioły, pomóc im szukać tego jedynego, dając jakieś wskazówki? – spytała. – Bo jednak wolałabym, żeby nie był to zezowaty kurdupel. 

– A kogo byś chciała? – roześmiała się Alicja.

 

Przeszły do salonu. Ciotka postawiła na stole paterę z kruchymi ciasteczkami i dzbanek z herbatą. 

– No cóż… – Dorota rozsiadła się na krześle, westchnęła i sięgnęła po ciasteczko. – Chciałabym, aby był przystojny, zadbany, inteligentny, dowcipny, opiekuńczy… – wymieniała z marzycielskim uśmiechem. – Żeby mnie kochał nieprzytomnie, dawał mi kwiaty, prezenty, żeby… 

– Aha, i co jeszcze? – roześmiała się Alicja. – To ideał. A ideały nie istnieją. 

– Wręcz przeciwnie – wtrąciła ciotka. – Każdy taki jest. Wystarczy się zakochać.

 

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje