Emilia wraca do domu, żeby rozliczyć się ze swoją rodziną i ze sobą. Nie jest to łatwe, gdy ma się do czynienia z apodyktycznym ojcem i nieżyjącą matką. Nowa sytuacja zmusza dziewczynę do podjęcia ważnych wyborów, które będą rzutować na jej dalsze życie.
Czym jest miłość i jak ją odnaleźć? Na to pytanie Emilia szuka odpowiedzi w drugiej części Bieszczadzkiej Rapsodii – w powieści Kochaj mnie.
Różne oblicza uczuć, walka z przeciwnościami losu i poszukiwanie recepty na szczęśliwe życie towarzyszą bohaterce w codziennej drodze do upragnionej prawdziwej miłości. Czy uda się jej znaleźć własne miejsce na ziemi?
Kochaj mnie to opowieść o walce o własne szczęście i marzenia. To historia o budowaniu poczucia własnej wartości i odkrywaniu tego, że nawet największe traumy z dzieciństwa nie mogą przysłonić nam pozytywów i dobra, jakie niesie teraźniejszość.
- recenzja książki Kochaj mnie
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W naszym serwisie przeczytacie wywiad z Karoliną Klimkiewicz. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam fragment książki Kochaj mnie. Dziś czas na ciąg dalszy tej historii:
Norbert
Odświętne ubranie leżało na łóżku. Misa z wodą stała na taborecie. W dłoni trzymałem mały grzebień, którym zaczesywałem włosy. Po policzkach spływały łzy, których nie powinno być. Przemyłem twarz wodą i wytarłem w szorstki ręcznik. W samej bieliźnie stałem na drewnianej, skrzypiącej podłodze. Mimo że był lipiec i dzień zaczynał się bardzo szybko, w pokoju o piątej rano było jeszcze zimno. Gęsia skórka okryła moje patykowate nogi. Potarłem je dłonią, żeby chociaż trochę się rozgrzać.
Szelest kroków dobiegający z przedsionka sparaliżował mnie. Stanąłem na baczność, starając się nie trząść. Do pomieszczenia wszedł ojciec. W dłoniach trzymał pas. Ukradkiem spojrzałem w jego kierunku. Dostrzegł to i uśmiechnął się szyderczo. Przełknąłem głośno ślinę, modląc się do Matki Boskiej, żeby dziś nie bił tak długo. Myśl, że za dwie godziny mieliśmy iść na mszę świętą, trzymała mnie przy życiu. Ojciec nie pozwoliłby, żeby zabrakło kogoś z naszej rodziny w kościele. To byłoby nie do pomyślenia, żeby dzieci organisty nie stały w pierwszym rzędzie, poważne i śpiewające wszystkie pieśni idealnie.
– Matka się na ciebie skarżyła – zaczął.
Codziennie był inny pretekst: krowy na czas nieoporządzone, świnie nienakarmione, Ignacja niedopilnowana, Nazaria krzątająca się po kuchni. Budząc się co ranek, zastanawiałem się, czym dziś zawiniłem, co takiego ojcu się nie spodoba i za co mnie ukarze. Pewność pomieszana ze strachem sprawiała, że gdy tylko otwierałem oczy, zaczynałem się dusić. Piotr i Prokop starali się mnie uspokoić, nie zawsze jednak im się to udawało.
– Wiem, ojcze, wybacz mi – mówiłem i mimo że nie potrafiłem stwierdzić, czy faktycznie jest mi przykro, czy nie, wypowiadałem te słowa, bo wiedziałem, że muszę.
– Dziś niedziela, dlatego okażę ci łaskę i dam możliwość zadośćuczynienia – zaczął.
Zamiast poczuć ulgę, pozwoliłem, by ogarnął mnie strach niewiadomej. Baty były bolesne, ale nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ojciec zbliża się ku końcowi: bił jeszcze mocniej, żeby udowodnić sobie, że jest tak samo sprawny jak kiedyś. Tych najbardziej dotkliwych biczów było tylko kilkanaście. Dawało się to wytrzymać. W pewnym momencie uderzał najmocniej, wycierał dłonią usta i przestawał. Poczucie, że umiem rozpoznać jego działanie, dodawało mi sił, żeby to przetrwać. Widoczny koniec przynosił ukojenie.
– Dziękuję ci, ojcze. – Schyliłem się jak zwykle, żeby ucałować jego dłoń. W środku drżałem z przerażenia.
Tego dnia odwrócił się i wyszedł. Wziąłem głęboki oddech i udałem się za nim. Przy kaflowym piecu w kuchni na blasze czekał rozżarzony miał.
– Módl się i proś Boga o wybaczenie.
– Oczywiście, ojcze. Dziękuję.
Klękałem. Gorący węgiel wbijał się w moją skórę. Zaciskałem zęby, żeby nie płakać. Gdybym to zrobił, kara byłaby jeszcze dotkliwsza. Jak ojciec kazał, zaczynałem się modlić, jednak nie o wybaczenie, a o możliwość wydostania się stąd. Gdy byłem młodszy, bałem się, że rodzice potrafią czytać w moich myślach. Mówiłem, robiłem i myślałem dokładnie to, co chcieli. Z czasem okazało się, że myśli są tylko moje. Nie pamiętam, kiedy do tego doszedłem, ale ten dzień sprawił, że poczułem się nieco lepiej i dostrzegłem nadzieję. Skoro myśli należały jedynie do mnie, to być może jest gdzieś inna przestrzeń, która będzie tylko moja, gdzie będę bezpieczny, myślałem. Dzięki tej nadziei byłem w stanie przetrwać chwile takie jak ta, gdy ogień palił do żywego, kolana bolały, a oczy zaciskały się, żeby nie uronić ani jednej łzy. Uciekałem do swojej samotni.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Kochaj mniePowieść Karoliny Klimkiewicz możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: