Odradzająca się Warszawa i dramat matki, która próbuje wyrwać dziecko z sowieckich rąk. „Gruzowisko"

Data: 2020-03-20 10:59:34 | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kiedy Leon Zarzeczny w styczniu 1945 roku wrócił do Warszawy, miasto przypominało jedno wielkie gruzowisko. Gdy znalazła się tu Ewa Lerska, jej życie także legło w gruzach. Koniec wojny dla nich obojga nie wiąże się z rozpoczęciem nowego życia. Jego dręczą świeże wspomnienia tragedii powstania warszawskiego, na niej ciążą tragiczne konsekwencje zsyłki do Kazachstanu, służby wojskowej w armii generała Berlinga i dozoru majora NKWD. Niestety w ZSRR została córeczka, którą Lerska próbuje odzyskać.

Co musi zrobić zdesperowana matka, aby ponownie cieszyć się swoim dzieckiem?

Jak potoczą się losy bohaterów w zrujnowanej Warszawie? Czy uda im się wyplątać z matni, jaką zastawiła na nich historia?

Obrazek w treści  Odradzająca się Warszawa i dramat matki, która próbuje wyrwać dziecko z sowieckich rąk. „Gruzowisko" [jpg]

Do lektury powieści Aleksandry Katarzyny Maludy Gruzowisko zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie prezentujemy jej premierowe fragmenty: 

Stał, patrzył i nie widział.

Przed oczyma przewijały mu się obrazy sprzed kilku miesięcy, kiedy uciekał z Warszawy po powstaniu. Szedł wtedy szczurzą, smrodliwą drogą skrytą głęboko pod ulicami. Przedzierał się kanałami w kierunku Wisły i był już całkiem sam. Tylko jemu się udało.

Nie odważał się cofnąć myślą jeszcze bardziej. Nie miał sił, by wspomnieć tych, których zostawił za sobą podczas tej tragicznej wędrówki. Widział tylko chwilę, kiedy wypełzł na powierzchnię jak wielki, szary, utytłany gnojem robal, by zaczerpnąć tchu. Z tyłu, od Marszałkowskiej, płonęły domy, przydrożne drzewa, wywrócony wagon tramwaju. Aleje Jerozolimskie w stronę mostu Poniatowskiego były jeszcze ciche i spokojne. Zbombardowane już dawno kamienice z niemą skargą pokazywały swoje rany i tylko Dom Towarowy Braci Jabłkowskich stał prawie niezniszczony. Jedynie witraże przedstawiające kiedyś widniejące eleganckie warszawianki leżały rozsypane w drobne odłamki na chodniku. I wtedy nagle, spod zwieńczonych łagodnymi łukami arkad wybiegło kilku radosnych chłopców w niemieckich mundurach. Odstawili na chwilę miotacze ognia, a sami rozsiedli się na środku ulicy, by pobawić się nakręcanymi samochodzikami, które pewnie znaleźli na stoisku z zabawkami. Jaka beztroska! Jaka radość! Wiatr gonił po pustych ulicach złote liście, słońce świeciło i tylko żar bił z tyłu, od tej Marszałkowskiej, bo tam już byli ci młodzi chłopcy ze swoimi miotaczami.

Leon Zarzeczny nie pamiętał, ile czasu leżał tak na brzegu parszywego kanału, wdychając powietrze, w którym czuć było woń pożarów, ale i świeżość docierającą tu aż znad Wisły. Wszystko jedno zresztą, bo i tak już na zawsze pozostał mu pod powiekami widok młodziutkich niemieckich żołnierzy bawiących się zabawkami w przerwie między niszczeniem miasta.

A teraz wracał. Stał na praskim brzegu tuż przy Poniatowskim. Zawalony most legł na wpół zatopiony w zamarzniętej rzece. Za nim widniała Warszawa.

Leon poprawił plecak i ruszył przed siebie przez zamarzniętą Wisłę. Lód lekko zatrzeszczał mu pod nogami, więc spuścił oczy, by szukać bezpiecznej drogi. Nie mógł już patrzeć na potrzaskane miasto. Wygramolił się na drugi brzeg i ruszył w kierunku dawnego śródmieścia. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że nie jest sam. Z ruin, które rozciągały się po obu stronach kanionu będącego niegdyś Alejami Jerozolimskimi, wyłoniły się zabiedzone i obdarte postacie. Szły w stronę Hotelu Polonia, a Leon postanowił ruszyć ich śladem.

Przy hotelu, tuż pod pozbawionymi szyb oknami, ustawiono prowizoryczną trybunę. Aleje najwyraźniej uprzątnięto, bo wolną od rozwalin drogę otaczały z jednej strony wypalone kamienice, a z drugiej zwały gruzowisk.

Leon Zarzeczny dogonił chłopaka, który kierował się właśnie w tamtą stronę.

– Co tu się dzieje? – zapytał go.

Tamten przystanął i ogarnął Leona wzrokiem.

– Właśnie wracasz? – niby spytał, a jednak odgadł. – Nasi wyzwoliciele urządzają defiladę. Chodźmy! – W jego głosie brzmiała bolesna drwina.

Ledwie zdążyli wdrapać się na kupę gruzu, która pozostała z Dworca Głównego, rozległy się dźwięki Warszawianki, a zza wypalonych do cna kamienic wyłoniły się szeregi żołnierzy. Szarzy, zmęczeni, w rozczłapanych butach szli młodzi i starsi. Szynele przepasane byle czym, karabiny na ramionach. Rozglądali się wokół zbolałym wzrokiem. Mało było triumfu w tej defiladzie, mało radości. Pod wpływem melodii zadźwięczały Leonowi w uszach słowa:

Hej, kto Polak na bagnety,

Żyj, swobodo, Polsko, żyj.

Takim hasłem cnej podniety,

Trąbo nasza wrogom grzmij.

„Żyj, swobodo”? „Polsko, żyj”? – pomyślał i rozejrzał się po mieście-trupie. Nagle urągowiskiem wydały mu się te słowa, urągowiskiem była ta defilada. Na trybunach ze zwałowisk gruzu stali w ciszy ci, którzy wrócili do umarłego miasta. Jedynie jacyś oficjele przyjmujący defiladę próbowali odgrywać entuzjazm zwycięzców.

Ta sytuacja była dla Leona trudna do zniesienia, ruszył więc przed siebie wąwozem ulicy Marszałkowskiej w stronę Mokotowa. Goniły go jeszcze słowa niesione przez melodię: „Powstań, Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf albo zgon…”, a echo błąkające się w wypalonych oknach kamienic powtarzało: „albo zgon”… „albo zgon”…

Stąpał ostrożnie. Wiedział, że tu wszędzie mogą być pozostawione przez Niemców miny. Można się było też natknąć na ludzkie szczątki, ale do widoku napuchniętych rozkładem zwłok zdążył już się przyzwyczaić podczas powstania. Przyspieszył kroku, bo gnała go nadzieja i niepokój jednocześnie. Nie mógł znieść niepewności, co stało się z jego domem.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Gruzowisko. Powieść Aleksandry Katarzyny Maludy kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gruzowisko
Aleksandra Katarzyna Maludy2
Okładka książki - Gruzowisko

Kiedy Leon Zarzeczny w styczniu 1945 roku wrócił do Warszawy, miasto przypominało jedno wielkie gruzowisko. Gdy znalazła się tu Ewa Lerska, jej...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje