Rodzinne tajemnice, wielkie namiętności i zakazana miłość, a w tle XIX-wieczny Kraków z jego malowniczą bohemą, blichtrem, ale i ciemnymi zaułkami, gdzie toczy się prawdziwe życie.
Zbuczyna pod Krakowem, rok 1890. Zosia, młoda służąca z podkrakowskiego dworku, zostaje zwolniona z pracy. Spodziewa się dziecka swojego pracodawcy, dziedzica Karola Rozchodowskiego, którego wściekła żona wyrzuca biedną dziewczynę na bruk. Zosia nie ma czego szukać w domu rodzinnym, postanawia więc poprosić o pomoc swą mieszkającą w Krakowie ciotkę Antoninę, która przed laty była w podobnej sytuacji, a teraz razem ze swoją nieślubną córką Franciszką prowadzi dobrze prosperujący zakład krawiecki. Ciotka przyjmuje krewną z otwartymi ramionami. W ten sposób zaczyna się krakowska przygoda młodej Zosi...
Kraków, ulica Grodzka. Bogaty krakowianin, Teodor Lutoborski, spisuje testament, a następnie popełnia samobójstwo. Po otwarciu dokumentu okazuje się, że Lutoborski cały majątek rozdzielił pomiędzy wiernego służącego Marcela i swego dalekiego kuzyna - Floriana, pięknoducha marzącego o karierze artystycznej. W jaki sposób niespodziewanie odziedziczone bogactwo wpłynie na życie tych dwóch bohaterów? Czy ich losy splotą się z losami Zosi i Franciszki?
Do lektury powieści Katarzyny Majgier Gra pozorów, która otwiera cykl Kuchennymi drzwiami zaprasza Wydawnictwo Słowne.
Gra pozorów to literacki tygiel, w którym łączą się historie kolejnych rodzin i pokoleń. W książce Katarzyny Majgier nie brak zwrotów akcji, ale autorce udaje się także odtworzyć atmosferę Krakowa minionych epok – pisze Patryk Obarski w recenzji powieści Gra pozorów.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Gra pozorów. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Na widok pracodawcy w kałuży krwi Marcelowi zakręciło się w głowie. Lutoborski leżał bezwładnie obok biurka, z nogą zahaczoną o przewrócone krzesło. W wyciągniętej dłoni ściskał pistolet.
Łzy popłynęły po twarzy Marcela. Chciał ratować pana, wskrzesić go… Oddałby mu własne życie… Ale wiedział, że nie czas i miejsce na rozpacz. Hanka, gdy się pozbiera, zaraz tu będzie. Kucharka też, a ta, licho wie, co pomyśli, widząc go nad zastrzelonym panem…
Starannie otarł łzy i rozejrzał się. Na biurku leżała koperta z jego nazwiskiem. Niewiele myśląc, schował ją do kieszeni.
W tym momencie nieśmiało weszła Hania. W ręku ściskała szmatę do podłogi.
– Co się sta… – zaczęła i urwała, stając jak wryta.
– Nie gap się! – warknął na nią Marcel. – Leć szybko po doktora Hehla! No już!
Nadal stała w drzwiach, trzęsąc się jak w gorączce, a za nią pojawił się Wicek. Zajrzał do środka i zaklął.
– A ty co, nygusie? – zrugał go Marcel. – Nie bluźnij, tylko sprowadź doktora Hehla! Biegiem, głąbie!
Wicek bez słowa odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach, omal nie przewracając kucharki, która stanęła w drzwiach i od razu uderzyła w płacz.
– Tu księdza trzeba, nie doktora! – zaszlochała.
– Hanka, nie stój tak! – wrzasnął Marcel do osłupiałej dziewczyny.
– Sprowadź tu zaraz księdza prałata!
– Prałata?! – Hania wytrzeszczyła oczy i Marcel naprawdę się zdenerwował.
– Dobra, ja sprowadzę prałata! A ty rusz się wreszcie i leć po pana Zielińskiego!
– Pana Zielińskiego?
– On będzie wiedział, co robić – wyjaśnił Marcel. – I zostaw tę szmatę, na litość boską! A wy – zwrócił się do kucharki. – Zostańcie tutaj i ani się ważcie dotykać pana.
Popatrzyła na niego zaskoczona.
– Bo jak przyjdą żandarmi, to mogą szukać winnego – dodał surowo.
Kucharka podskoczyła jak oparzona.
Powieść Gra pozorów kupicie w popularnych księgarniach internetowych: