Nadchodzi rok 1939. Ustabilizowane życie Marty, Nadii, Wissariona i Andrzeja nagle legło w gruzach. Tymczasem dla Marcela Lemańskiego wybuch wojny jest szansą na opuszczenie murów więzienia. Okupacja sowiecka a potem niemiecka odciska na bohaterach głębokie piętno, zaś ukraińscy nacjonaliści, kibicujący Trzeciej Rzeszy, liczą na utworzenie niepodległego państwa. Ich zawiedzione nadzieje i gorycz porażki doprowadzają do tragedii, która kosztuje życie tysięcy niewinnych ludzi. Różne postawy, dylematy moralne i skrajne emocje a wreszcie nieustanny lęk towarzyszą bohaterom od pierwszego dnia wojny i malują obraz ponurej rzeczywistości Wołynia i Lwowa.
Do lektury powieści Joanny Jax Wojna – drugiego tomu cyklu Saga wołyńska – zaprasza Skarpa Warszawska. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
1
Orliczyn, 1939
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, otulając pomarańczową poświatą soczyście zielone łąki i odbijając światło na tafli niewielkiego jeziora. Horyzont wyznaczała linia ciemnego gęstego lasu, a ścieżki przecinające pola przypominały wijące się cienkie wstążki.
Dla Wissariona Zinowjewa wiosna oznaczała jednak wzmożone prace polowe i robotę od świtu do nocy. Nie narzekał, ponieważ uciekając ze Związku Sowieckiego, nauczył się, że szczęście to nie euforia i ciągła ekscytacja, ale spokój i brak zmartwień.
Odkąd otrzymał stanowisko zarządcy w dworku Walewskich, wiodło mu się zupełnie dobrze, a głód, który był jego udziałem jeszcze kilka lat wcześniej, stał się tylko mglistym, chociaż bardzo ponurym wspomnieniem. Starał się nie wracać myślami do tego strasznego czasu, jednak niekiedy wyobrażał sobie, że pewnego dnia zobaczy swoich rodziców, dziadków i młodszych braci. Jakby wciąż, nawet po tylu latach, nie chciał przyjąć do wiadomości, że z całej rodziny Zinowjewów z Nikołajewki pozostał mu jedynie brat, Stiepan. I Nadia, nosząca teraz dumnie nazwisko Osadkowska, choć ona do rodziny Zinowjewów nigdy nie należała.
Za każdym razem, gdy przymykał oczy i wyobrażał sobie dziewczynę, coś ściskało go w dołku. Minęły trzy lata, odkąd wyszła za Andrzeja i wyjechała do Lwowa, a jednak pustka, którą po sobie pozostawiła, nie była w stanie się niczym wypełnić.
Pewnego dnia Julianna Walewska, pokątna kochanka młodego Zinowjewa, oświadczyła mu, że jej ojciec, chociaż szczodry i pozytywnie nastawiony do Wissariona, nigdy nie zgodzi się na ich ślub. Dziewczyna szlochała, groziła, że rzuci się w odmęty jeziora, ale jemu ulżyło, gdy to usłyszał. Lubił Juliannę i wiele jej zawdzięczał, gdyby jednak się z nią ożenił, czułby się jak oszust. Nie kochał córki dziedzica ani też nie zauroczył się żadną inną panną. Ani z Orliczyna, ani też z sąsiedniej Horałki, bo nadal i niezmiennie w jego sercu istniała tylko jedna kobieta. Nadia.
Niekiedy przyjeżdżała z małżonkiem do Orliczyna i wtedy odwiedzała go w jego nowym lokum, które otrzymał, gdy awansował na zarządcę. Nie była już tą samą zahukaną i wychudzoną dziewczynką z ogromnymi oczami, ale elegancką damą. Nosiła fikuśne kapelusze, suknie z najlepszych tkanin i miała chyba z dziesięć par pantofelków. Z jednej strony, gdy na nią patrzył, czuł dumę, że dziewczyna, która tak wiele przeszła i zaznała niewyobrażalnej nędzy, mogła się teraz pławić w luksusie, z drugiej – wielki żal ściskał go za gardło, bo nie należała już do niego.
– Wiedziałem, że cię tutaj znajdę. – Usłyszał za plecami głos swojego brata Stiepana.
Chłopak wyglądał teraz dokładnie tak samo, jak Wisza w jego wieku. Wystrzelił w górę w ciągu ostatniego roku tak bardzo, że teraz przypominał chudą tyczkę. Mimo że nie głodował, wciąż narzekał, iż nie jest tak dobrze zbudowany jak jego brat. Wissarion tłumaczył mu wówczas, że z czasem nabierze masy, bo przecież nie będzie rósł bez końca.
– Lubię to miejsce – odparł i uśmiechnął się smutno.
Nie zamierzał jednak mówić bratu, że to uroczysko kojarzyło mu się z Nadią i tymi chwilami, kiedy oboje przychodzili nad jezioro. Trzymali się wówczas za ręce, szeptali miłosne zaklęcia, a gdy nadchodził zmierzch, całowali się i pieścili, jakby to miał być ich ostatni wspólny wieczór.
Stiepan przysiadł obok starszego brata i oparł plecy o szeroki pień drzewa, którego powykrzywiane konary pochylały się nad taflą wody.
– Wisza… – powiedział cicho, ale dość stanowczo. – Ty przestań pracować dla Lachów.
– Niby dlaczego? – żachnął się Wissarion. – Lepszej roboty w okolicy nie znajdę.
– I tak zaraz będzie wojna – mruknął Stiepan.
– Jeśli nadejdzie, wtedy będę się martwił. – Wisza wzruszył ramionami.
– Zaciągniesz się do wojska? – zapytał.
– Nie. Zresztą i tak bym nie mógł. Nie jestem polskim obywatelem.
– Jak Niemcy przyjdą, będą brali każdego.
– Miałbym wstąpić do szwabskiego wojska? – zdziwił się starszy z Zinowjewów.
– Na wojnie każdy żołnierz się liczy. A ty po której stronie staniesz?
– Polska to teraz moja ojczyzna, choć, prawdę mówiąc, nie miałbym ochoty na wojaczkę. Ani za Polskę, ani za Rzeszę.
– Ojczyzna?! – krzyknął Stiepan. – Twoją ojczyzną jest Ukraina!
– Stiepan, nie ma państwa ukraińskiego. My nie mamy swojej ojczyzny i nie zanosi się, by w najbliższym czasie powstała. Mnie jest w Polsce dobrze, bo za cholerę nie chciałbym wrócić do Sowietów. Tamci chcieli zniszczyć cały naród, jakby mało im było, że przywłaszczyli sobie nasze ziemie.
– Głupiś, Wisza. Jak wybuchnie wojna, to będzie dla nas szansa na powstanie niepodległej Ukrainy.
– Mamy się o nią bić z Niemcami? – Wisza nie bardzo rozumiał, do czego zmierzał Stiepan.
W domu jego wuja, Artema Zinowjewa z Horałki, wciąż prawiono o polityce. Jednak nigdy nie brał ich wywodów na poważnie, bo uważał, że o istnieniu bądź eliminacji Ukraińców czy powstaniu państwa ukraińskiego będą decydowały wielkie mocarstwa, a nie garstka zapaleńców z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
Czytaj również: Joanna Jax - cytaty
– Nie, mamy się z nimi dogadać, a wtedy podarują nam ojczyznę.
– To nie maślana bułka, żeby Hitler ot tak podarował nam własne państwo. – Wissarion pstryknął palcami.
– Jeśli do nich dołączymy, kto wie… – odparł rozmarzonym głosem Stiepan i dodał: – Musimy wybić w pień wszystkich Polaków, którzy tu mieszkają. Nas jest więcej…
– Przestań mówić brednie, Stiepan – burknął Wissarion. – Wasyl nagadał ci głupot, a ty w to wszystko wierzysz, jakbyś miał pięć lat.
– Przyjdź na spotkanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. A oni ci wytłumaczą, że kiedy dojdzie do wojny, będzie to dla nas wielka szansa na samostijną Ukrainę.
– Dajże spokój, Stepan Bandera cudem uniknął stryczka, ale z więzienia już nigdy nie wyjdzie. Ja nie zamierzam tam trafić, mnie niczego nie brakuje. No, może oprócz żony i dzieci.
– Dzięki Lachom. – Stiepan wydął usta.
– Gdyby nie oni, pozdychalibyśmy z głodu i żaden z Zinowjewów by się nie uchował.
– Bracie, Nadia się skundliła, wychodząc za Lacha, ale ona zawsze była zwykłą szmatą, która nawet z kacapem się puszczała. Ty już nie musisz się zadawać z Polakami. We Lwowie nasi na pewno znaleźliby ci jakieś zajęcie, jeśli nie chciałbyś zostać w Horałce na garnuszku wuja. A jak wejdą Niemcy, to i tak z Polski pozostaną tylko popioły.
– Żeby tylko z Ukraińców nie zostały – mruknął.
– Gdyby nie Niemcy, nasza organizacja nigdy by nie przetrwała. Od samego początku współpracowaliśmy z niemieckim wywiadem i dostawaliśmy od nich broń i pieniądze. Jeszcze gdy istniała Ukraińska Organizacja Wojskowa, którą zresztą pomogli nam w Czechosłowacji założyć.
– I ty myślisz, że oni tak bezinteresownie to robili? – westchnął. – Szwaby nigdy nie robią niczego za darmo. Kiedyś i nam wystawią taki rachunek, że się nie pozbieramy. Wypisz się z tego całego OUN-u, bo ściągniesz tylko na siebie kłopoty.
– Problemy to możesz mieć ty, Wisza. Nie darują ci, że zadajesz się z Lachami.
– Naprawdę? Tylko że to Lachy pomogły nam najbardziej i nie pozwoliły, abyśmy żyli w nędzy – prychnął. A Wasyl taki mądry, ale całe lata przyjaźnił się z Andrzejem Osadkowskim i nawet jego ojciec się nie sprzeciwił, gdy Nadia przyjęła oświadczyny syna lekarza.
– Nadia to znajda… To nie jest prawdziwa Ukrainka.
– Uratowała nam kiedyś życie… – powiedział cicho. Nie dodał nic więcej, ponieważ nie chciał mówić bratu, co dziewczyna musiała robić, żeby zdobyć dla nich odrobinę jedzenia. Stiepan nie zrozumiałby tego. I zapewne jeszcze bardziej by nią pogardzał. Chłopak pamiętał z dzieciństwa jakieś strzępki ich rozmów i słyszał plotki roznoszone przez chłopów po Nikołajewce, ale nie miał żadnej pewności, bo Wissarion nigdy owych pomówień nie potwierdził.
– Nieważne, Wisza. Po prostu skończ z Lachami i przyłącz się do nas. Tego by sobie życzył nasz ojciec, który walczył z Polakami o wolną Ukrainę jeszcze w dziewiętnastym roku.
– A jednak gdy umieraliśmy z głodu, nakazał, byśmy uciekali do Polski.
– To prawda, ale wróg to wróg. Polski czy radziecki. A tu jest, bracie, Ukraina, i tylko my mamy prawo tu żyć. Co komu zrobiliśmy, żeby nie mieć własnego państwa? Piłsudski tak się naobiecywał, a na końcu nawet przehandlował Sowietom kawałek Wołynia.
– A dajże mi spokój, Stiepan. – Wissarion podniósł się z ziemi i ruszył w stronę folwarku.
– To chociaż przyjdź na zebranie OUN-u i posłuchaj, może wtedy ci się coś odmieni. Jeśli nie wyrwiemy siłą naszej ojczyzny, nikt nam jej nie poda na tacy.
Nie chciał już dyskutować z bratem, dlatego pokiwał tylko głową i postanowił zakończyć spotkanie z nim. Rozumiał go i innych Ukraińców, że pragnęli mieć własne państwo, tak jak Polacy, ale nie chciał wracać do czasów, gdy zasypiał, nie wiedząc, czy obudzi się następnego dnia.
Wszedł do swojej izby i zapalił lampę, bo zrobiło się już prawie zupełnie ciemno. Usiadł przy stole i wziął chleb leżący pod ściereczką. Przytknął go do nosa, a potem pocałował. Wiedział, że nie zaśnie głodny, z obłędnymi myślami o strawie, i to mu teraz wystarczało.
Nazajutrz była niedziela, więc nie czekała go znojna praca, jak w pozostałe dni tygodnia. Postanowił, że wybierze się do wuja i porozmawia z nim o zaangażowaniu Stiepana w działalność OUN-u. Dwaj synowie Artema wciąż siedzieli w więzieniu za napad w Gródku Jagiellońskim i było mu teraz bardzo ciężko, bo pozostał na gospodarce tylko z Wasylem. Teraz pomagał mu Stiepan, ale co będzie, jeśli i ci dwaj trafią za kratki?
Tak, najpierw pojedzie do cerkwi, oddalonej od Horałki kilkanaście kilometrów, a potem pogada z wujem. Przed snem przygotował odświętne ubranie i stwierdził, że jeszcze kilka lat temu mógł sobie jedynie o czymś takim pomarzyć. A teraz? Miał własną izbę, najadał się do syta, a od czasu do czasu mógł nawet pojechać do Włodzimierza i sprawić sobie odrobinę przyjemności, chociażby idąc do kina, na lody czy do fryzjera.
***
Nazajutrz ogolił się starannie brzytwą i włożył nowiutką białą koszulę. Przeczesał krótkie ciemne włosy i zerknął w małe lustro wiszące nad miednicą. Musiał przyznać, że gdy nabrał ciała, stał się prawdziwym muskularnym i przystojnym mężczyzną. W cerkwi panny zapewne będą łypały na niego z nadzieją, że i on zwróci na którąś uwagę, ale jeszcze nie spotkał takiej, która choćby przypominała mu Nadię. Zadowalał się więc potajemnymi schadzkami z Julianną i mrzonkami o tym, jakby wyglądało jego życie, gdyby na dobre zagościła w nim jego młodzieńcza miłość.
Miał już opuścić izbę, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Był pewny, że to młoda Walewska, i powiedział z westchnieniem:
– Niech wejdzie.
Drzwi zaskrzypiały, ale do izby zamiast Julianny wkroczyła Nadia Osadkowska. Miała na sobie jasny płaszcz, czarne pantofle na obcasach i mały kapelusik przekrzywiony na jedną stronę. Nawet pachniała pięknie, mieszaniną tuberozy i róży, a na jej drobnej dłoni połyskiwała złota obrączka.
– Dzień dobry, Wissarionie – powiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie.
Spojrzał na nią i jak zawsze, gdy ją widywał, serce zaczęło mu szybciej bić. Jednak mimo uśmiechu Nadia nie wyglądała na szczęśliwą. Wręcz przeciwnie, w jej ogromnych oczach zobaczył autentyczną rozpacz. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło, ale od razu się zdenerwował. Czyżby Andrzej zrobił jej jakąś krzywdę? Podszedł do niej, mocno przytulił, a potem musnął ustami jej policzek.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Saga wołyńska. Wojna kupicie w popularnych księgarniach internetowych: