Maria to zbliżająca się do czterdziestki kobieta sukcesu, która wraz z mężem prowadzi modny antykwariat. Ich wspólne życie, na pozór szczęśliwe i spokojne, mąci jednak nieustannie powracająca myśl o braku dziecka. Oboje czują się coraz bardziej sfrustrowani i zniechęceni, a kłótnie i wzajemne pretensje wciąż przybierają na sile.
Pewnego wieczora, po kolejnej ostrej wymianie zdań, Maria udaje się na samotny spacer i słyszy muzykę, która prowadzi ją do starego, opuszczonego domu. To właśnie tam poznaje Jakuba, młodszego o trzynaście lat, zagubionego mężczyznę, starającego się w nostalgicznych dźwiękach pianina ukryć rodzinne sekrety… Dokąd doprowadzi ich obojga tragiczna historia sprzed lat?
Nie wahaj się żyć tak, jak gra melodia twojej duszy... Jutro swoją premierę ma powieśc Pauli Er - Kształt dźwięku, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Novae Res. Tymczasem już dziś zachęcamy Was do lektury premierowego fragmentu powieści:
Wróćmy do dnia, o którym chcę ci opowiedzieć.
Idąc dobrze już znaną sobie ścieżką, poczułam, że coś jest nie tak. Nie słyszałam muzyki, choć zazwyczaj witała mnie w połowie drogi. Była jak radosny szczeniak. Podbiegała i uciekała. Sama nie wiem, czemu poczułam się zawiedziona. Przychodziłam tu na darmowe koncerty i aż dziw, że nikt jeszcze nie wezwał policji. Osobiście czułabym się zaniepokojona, gdyby jakaś obca kobieta wysiadywała o stałych porach pod moim domem. Nawet gdybym była uzdolniona muzycznie. Dotarłam do swojego drzewa.
Właśnie tak o nim myślałam. Ale ono nie było moje. Ot zwykły przewrócony konar. Stanęłam przy nim, nasłuchując uważnie, jednak wciąż nic się nie działo. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowa przerwa, a mój tajemniczy pianista wróci niebawem do instrumentu. Może miał gości?
Zdjęłam z siebie bluzę, aby rozłożyć ją na konarze. Spróchniała kora nie była najlepszym siedziskiem, możesz mi wierzyć. Usiadłam na niej, wystawiając twarz do ostatnich promieni słońca. Zamknęłam oczy i po prostu byłam. Oddychałam. Czekałam. Miałam wrażenie, że stopiłam się z martwym drzewem, stając się jego częścią.
Wciąż nic się nie działo. Muzyka uparcie milczała.
A jeśli coś się stało? Przecież nie mogę tam pójść i ot tak zapukać do drzwi. Co miałabym powiedzieć? Dzień dobry, od jakiegoś czasu wysiaduję u państwa pod domem. Słucham, jak ktoś gra na pianinie. Dziś nie słyszałam muzyki i jestem zaniepokojona. Wszystko w porządku? A jeśli nikt nie otworzy? Mam zaglądać przez okna? Może od razu powinnam zadzwonić na policję?
Mam złe przeczucia, ponieważ właściciel domu nie gra na pianinie. Czy go znam? Nie. Ale proszę przyjechać.
Robiło się późno. Siedziałam tu już prawie pół godziny, wyczekując na sama nie wiem co. Podniosłam się, strzepując z bluzy drobny pył. Już miałam chować ją do torby, gdy zauważyłam, że ktoś jechał na rowerze. Chyba szybko, bo unosił się za nim kurz. Do tego machał w moją stronę. Obejrzałam się przez ramię. Bo niby dlaczego miałby machać do mnie? Spodziewałam się zobaczyć osobę, do której skierowane było pozdrowienie. Nikogo jednak nie było. Przez moją głowę przemknęła nieprzyjemna myśl. To pewnie syn lub wnuczek osób mieszkających w drewnianym domu. Zaniepokoili się i wezwali kogoś, żeby mnie przegonił. Poczułam nagły wstyd i skurcz w brzuchu. Co ja sobie myślałam…
Postać zatrzymała się obok mnie, oparła rower o pień i zmierzyła mnie wzrokiem. Był to młody mężczyzna. Wtedy nie potrafiłam określić jego wieku. Istnieją na tym świecie ludzie, których czas się nie ima. Nie są ani młodzi ani starzy. Po prostu są.
Przylgnęłam do niego wzrokiem. Miał delikatne rysy twarzy i oczy w najpiękniejszym odcieniu błękitu, jaki w życiu widziałam. Wtedy nie byłam pewna, czemu ugięły się pode mną nogi. Czy ze stresu spowodowanego tym, co miałam za chwilę usłyszeć?
A może raczej przez jego spojrzenie? Bo musisz wiedzieć, że patrzył pięknie. Czy w ogóle można tak patrzeć? Tak jakby samym spojrzeniem wszczepiało się w duszę słowa?
– Dzień dobry – powiedział.
Najwyraźniej chciał dodać coś jeszcze, ale od razu temu zapobiegłam:
– Dzień dobry, ja naprawdę bardzo przepraszam. Już sobie idę. Obiecuję, że więcej nie będę niepokoiła pana dziadków. Ja tylko słuchałam muzyki… Pana dziadek… Lub babcia… Pięknie gra. Tylko tyle. Przepraszam, naprawdę, już sobie idę… – Czułam się zażenowana jak nigdy w życiu. Do tego za wszelką cenę starałam się nie nawiązywać z nieznajomym kontaktu wzrokowego, żeby nie pogarszać swojej beznadziejnej sytuacji.
– Co? – Chłopak zmarszczył czoło. Podrapał się po jasnych włosach i najwyraźniej starał się zrozumieć sens mojego słowotoku.
– Co? – powtórzyłam po nim bezmyślnie. Popatrzyłam na niego i zauważyłam, jak jego twarz znów łagodnieje, a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
– Jaki dziadek? – zapytał, powstrzymując się od śmiechu.
– No dziadek, z tego domu… Chyba gra… Albo babcia… – Musiałam zrobić dziwną minę, bo chłopak znów zaczął się śmiać. – Mama? – dodałam, starając się wyjść z całej sytuacji z twarzą.
– Wujek – odpowiedział ze śmiertelną powagą.
– Aha…
Zupełnie zbił mnie z tropu.
– Żartuję! To ja gram. Widuję panią przez okno. – Pokazał palcem na niewielkie, prostokątne okienko na poddaszu.
– Przepraszam…
– Za co? Bez przesady. Miło mi, że ktoś chce mnie słuchać. Dzisiaj się spóźniłem, szef mnie zatrzymał. Dlatego tak się śpieszyłem. Wystraszyłem panią? – Teraz to on wyglądał na odrobinę zmieszanego.
Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Spodziewałam się chyba wszystkich możliwych scenariuszy, ale nie tego. Znów przypadkiem spojrzałam mu w oczy i natychmiast tego pożałowałam. Takie oczy powinny być zabronione.
– Mam na imię Jakub. – Wyciągnął do mnie rękę.
– Maria, miło mi. Jeśli możesz, nie mów do mnie pani. Nie jestem znów taka stara.
– Widzę. – Jakub znów przeczesał jasne włosy dłonią. Na chwilę zapadła między nami niezręczna cisza. Miałam ochotę uciec z tego miejsca. Zapomnieć o nim. Nigdy tu nie wrócić.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że już idziesz? – Chłopak dotknął delikatnie bluzy przewieszonej przez moje przedramię. Prawie zasłabłam. Co to za człowiek?
– Chyba powinnam, robi się późno…
– Nie żartuj. Zapraszam do środka, dzisiaj nie musisz siedzieć na zewnątrz. – Wciąż nie zdejmował dłoni z mojego przedramienia.
Czułam jej ciepło przez warstwę polaru. Skupiłam wzrok na jego ręce. To też był błąd. Wypukłe żyłki drgały przy każdym ruchu smukłych palców. Mój Boże. W sumie nie wiedziałam już, co gorsze. Oczy anioła czy nieprzyzwoicie męskie dłonie.
– A co powiesz dziadkom? – Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam mu prosto w twarz. Przecież to tylko nieznajomy chłopak. Chyba młodszy ode mnie, ale nadal nie byłam pewna o ile. Teraz to on uciekł spojrzeniem. Całe szczęście.
– A co ty się tak uparłaś na tych dziadków? – zaśmiał się łagodnie. – Dom jest pusty. Dziadek zmarł kilka lat temu. Chciałem się tu przeprowadzić, ale za duże koszty remontu. Sama widzisz, jak to wygląda. Przyjeżdżam tu grać i trochę schować się przed światem.
Książkę Kształt dźwięku kupić można poniżej: