Człowiek ma prawo do wszystkich emocji. Ma też prawo do uznania swoich krzywd i stanięcia w PRAWDZIE.
Trudy dzieciństwa, anoreksja, bulimia, uzależnienie od sportu, nieudane małżeństwo, samotne macierzyństwo, wieloletnia terapia jako osoby współuzależnionej i wiele innych, nie odniosły zwycięstwa nad pełnym radości uśmiechem.
Autorka znana z niebywałego autentyzmu, dzieląc się skrawkami ze swojej codzienności, łamie stereotypy dotyczące osób pochodzących z trudnych środowisk.
Swoim zwyczajem nie unika niewygodnych tematów, a jej odważne szczerość, wylewność i humor inspirują do poddania się refleksji nad własnym życiem.
Napisane z gawędziarskim talentem opowieści o drodze zwykłej dziewczyny, która mimo licznych upadków stara się żyć życiem ze swoich marzeń, niewątpliwie rozbudzają nadzieję.
Optymizm bijący z szokujących faktów, został przekuty w CICHE CUDA. A te zdumiewają, otwierają szeroko oczy i nie pozwalają oderwać się od lektury.
Niemczynow wciska w fotel i... czyni to z niebywałym wdziękiem.
Do przeczytania książki Ciche cuda zaprasza Wydawnictwo Luna. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Ciche cuda. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Wylądowałam na oddziale psychiatrycznym, gdyż tak bardzo zadręczałam się, że moje życie nie jest takie, jakie miało być. Takie, jak zaplanowałam. Tak się starałam, a tu masz ci, babo, placek. Misternie tkany plan, mówiąc delikatnie, po prostu się rypnął.
Doświadczenia zdobyte na oddziale wykorzystałam do napisania kilku scen w mojej debiutanckiej powieści „W maratonie życia". W jakim musiałam być stanie, skoro z moich czerwonych adidasów wyciągnięto mi sznurówki, gdyż bano się o moje życie? Nietrudno się domyślić, że w kiepskim. Wam też, drodzy przyjaciele, Czytelnicy, gdy patrzycie na mój uśmiech, jest pewnie trudno w to wszystko uwierzyć.
A jednak. Wyciągnięto mi te sznurówki z butów, dano jakiś proszek i zostawiono. Spałam chyba z dobę, tak bardzo byłam wycieńczona. Wszystko, na czym mi zależało, o co walczyłam, co było dla mnie najważniejsze, okazało się złudzeniem. Podmuchem wiatru, delikatnym lotem motyla. Wiedziałam, że przede mną rozwód. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że nie ma w nas, rodzicach Remika, woli skutecznej walki. SKUTECZNEJ! Nie takiej na wyniszczenie, lecz na zrozumienie. Bolało… Bolało jak cholera.
Upadłam na dno. Dosłownie! Gdy wróciłam z oddziału psychiatrycznego do mieszkania, które kiedyś nazywałam domem, zwyczajnie osunęłam się na podłogę i myślałam, że już nigdy z niej nie wstanę. Najpierw leżałam i wyłam. Nie płakałam, lecz wyłam! Jak jakieś opuszczone, wygłodniałe zwierzę. Gdy już myślałam, że skończyły mi się łzy, przeturlałam się na kolana z zamiarem chwycenia ostatniej deski ratunku.
– Dobry Boże – wyszeptałam. – To ja. Ale się narobiło, co? Mógłbyś tak chociaż zerknąć w moją stronę? W naszą stronę. Mam synka. Ma na imię Remik i chce zostać pilotem. A ja, jego mama, nie mam siły żyć. Ja się już poddaję, wiesz? Już nie będę nic planować i zmuszać życia do niczego. Poddaję się, tylko proszę, daj mi siłę w tym poddaniu. Będę robić, co do mnie należy. Zerkniesz na mnie? Na nas? Tak zupełnie inaczej, bez planu. Ja się poddaję i biorę wszystko, co dla mnie masz. Tylko proszę, daj mi siłę, bo brak mi jej nawet na to, by zrobić dziecku śniadanie.
Niedawno, w jednym z wywiadów, zostałam zapytana o to, co bym poradziła kobiecie, która stoi na skraju i nie ma pojęcia, co zrobić ze swoim życiem. Redaktorka powiedziała:
– Pani Aniu, pani stała nad przepaścią. A teraz, jak na panią patrzę, widzę kobietę sukcesu. Jak to się robi?
Jak to się robi? – powtórzyłam w myślach. A potem odparłam, zgodnie z tym, co czuję, że niekiedy trzeba odpuścić. Schować dumę do kieszeni i otwarcie przyznać, że coś nam się nie udało. Powiedzieć sobie wprost, że to czy tamto to totalna klapa i nie ma co się oszukiwać. Kiedy przyznasz się przed sobą, że coś nie wyszło i coś straciłaś, dajesz sobie prawo do przeżycia pewnego rodzaju żałoby. Ofiarowujesz sobie czas na płacz i pożegnanie. Wkraczasz w proces, w którego trakcie uznajesz przed sobą, że nie tylko los i źli ludzie wpędzili cię w tarapaty, lecz także ty miałaś w tym swój udział. A potem zaczynasz wyciągać wnioski i powolutku wstajesz z kolan, by zacząć działać.
Ja, Anna Harłukowicz-Niemczynow, pożegnałam dawne życie. Uznałam, że było, popłakałam nad nim i pozbyłam się niemal wszystkich pamiątek. Wszystkich oprócz nazwiska mojego pierwszego męża. Ono mi przypomina, skąd wiedzie mnie droga. Już raz leżałam na zimnej posadzce i wyłam z bólu nad utraconym życiem, w którym chciałam przypisać sobie moc, jakiej człowiek nigdy nie miał i miał nie będzie. Moc pochodzącą od Boga. Kogoś większego od nas, komu można oddać wszystko. Ta postawa nazywa się pokorą.
Pokornie przyjmuję, że nie na wszystko mam wpływ.
Pokornie przyjmuję, że nie zawsze musi być tak, jak chcę i jak zaplanowałam.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Ciche cuda. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,